Strefa śmierci
W Korpelach, w tej części, która leży obok Specjalnej Strefy Ekonomicznej (przedłużenie ul. Gnieźnieńskiej) stoi sobie domek oznaczony numerem 24. Nie prezentuje się on dobrze, a odwrotnie jest raczej obrazem kompletnej ruiny. Na dachu nie ma ani jednej dachówki, tynk z murów w przeważającej części dawno już odpadł, poza tym na piętrze brakuje w oknach szyb. Wiatr zatem i deszcze hulają w domku w najlepsze - fot. 1.
Z tego też powodu, że dach przecieka, przemokły stropy. Zadaszenie kukułki całkiem się zapadło, oberwał się też częściowo sufit w pokoju na parterze. Przebywanie w takiej budowli, co oczywiste, jest bardzo niebezpieczne, dlatego przy drzwiach wejściowych zawieszono ostrzegawcze tabliczki zabraniające wchodzenia do środka. Może to bowiem skończyć się śmiercią, co ilustruje kolejne zdjęcie - fot. 2. Tymczasem i o zgrozo! dom ów ma lokatora. Jest nim Kazimierz Kowalczyk, osoba niepełnosprawna.
- W czymś takim mieszkać się nie da. Nie ma tutaj ani prądu, ani bieżącej wody - skarży się pan Kazimierz. Pokazuje nam też na wpół oberwany i pokryty bujną pleśnią sufit w jego głównym pokoju - fot. 3. Widząc to, wycofujemy się pospiesznie, gdyż strop, takie odnosimy wrażenie, może w każdej chwili runąć w dół i obu nas przysypać.
Szczypta historii
Ów domek stanowił w dawnych latach własność SKR-u. Młodszym Czytelnikom wyjaśnijmy, że chodzi tu o Spółdzielnię Kółek Rolniczych, organizację zakładaną w każdej nieomal wsi. W czasach świetności mieszkały w domku trzy rodziny, pracownicy SKR-u. Niestety, w latach 90. spółdzielnia upadła, a dom poszedł na sprzedaż. Mieszkańcy, nie znając się na przepisach, nie wiedzieli, że mieli prawo pierwokupu, nikt też o
tym ich nie poinformował, więc stało się tak, że ów obiekt kupił zupełnie obcy człowiek. Niby miał wyremontować domek, ale zamiast tego budowla popadała w coraz większą ruinę. Nowy właściciel zdjął nawet dachówki, więc dotychczasowi mieszkańcy, którym woda zaczęła lać się za kołnierz wyprowadzili się, pozostał tylko pan Kazimierz. Po prostu nie stać było go na kupienie jakiegoś nawet najmarniejszego lokum, ani nawet na wynajęcie mieszkania, gdyż pozostał bez pracy. Póki się dało mieszkał w rozpadającym się domostwie, ale obecnie przebywać w nim już nie sposób. Latem pan Kazimierz mieszka po prostu w domku na działce, a teraz gdy zrobiło się już zimno kątem u znajomego.
- Mam stały zasiłek ok. 400 zł, więc jeśli miałbym wynająć jakąś stancję, po prostu nie starczyłoby mi pieniędzy na życie - tłumaczy nam swoją sytuację Kazimierz Kowalczyk. Jak dowiedzieliśmy się w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej, proponowano mu pobyt w schronisku dla bezdomnych, sołtys wsi Korpele zaoferował nawet pomieszczenia na przechowanie mebli pana Kazimierza, ale on odmówił. Chciałby bowiem mieszkać gdzieś w pobliżu Szczytna. Poza tym w schronisku przebywa się czasowo, a on pragnąłby mieć jakieś stałe lokum socjalne, choćby całkiem malutkie.
MIEJSKI ARCHITEKT POTRZEBNY OD ZARAZ
W poprzednim „Kurku” nasz felietonista Andrzej Symonowicz, który zapewne
z powodu skromności przypisał był sobie niską grzędę, poruszył kwestię ewentualnego zatrudnienia miejskiego architekta. Nie dał jednak jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy ów byłby dzisiaj przydatny Szczytnu. Wydaje się, że jednak tak.
Przykład I
Spacerując ulicami Szczytna odnosi się wrażenie, że miejska architektura nie jest jakaś wybitna, a w dodatku w samym centrum miasta widzi się szereg luk w ciągłości historycznej zabudowy. Przykładem jest choćby wybudowany właśnie obiekt na ul. Kościuszki.
Znajduje się on w ciągu budynków zaczynających się od pamiętnej byłej knajpy zwanej powszechnie „Pod pałami” po zakład pogrzebowy - fot. 4. Widoczny w środku zdjęcia nowy żółty budynek miał mieć wkomponowane w elewację charakterystyczne elementy zabytkowego murku, który stał w tym właśnie miejscu, ale został wyburzony. I co? Niestety, nic takiego nie widać. Zapewne architekt miejski, gdyby takowy był, przypilnowałby wyegzekwowania tego zobowiązania.
Przykład II
Za opisywanym wyżej ciągiem budynków znajduje się rozległy plac, gdzie dawniej przed laty rozciągał się wspaniały ogród państwa Żugajów. Teraz jest to miejsce bardzo osobliwe. Pewna była mieszkanka Szczytna, która w minione święta zjawiła się po wielu latach na starych śmieciach była zdumiona widokiem tego placu - fot. 5. Sądziła, że stoją na nim dekoracje do jakiegoś westernu, że niesolidna ekipa kręcąc film nie uprzątnęła drewnianej scenografii, pozostawiając ją na pastwę losu. Tymczasem są to arcyszpetne resztki byłej piwiarni.
Oprócz bramy wejściowej, w głębi placu widać bar, a obok niego jakieś inne straszne budy, m. in. toaletę. Co ciekawe, można do niej nawet wejść i zrobić swoje, bo urządzenia sanitarne pozostały w środku, choć nie ma wody. Gdyby funkcjonował w mieście architekt miejski, bez wątpienia wydałby natychmiastowy nakaz likwidacji takiej zabudowy. Podobne przykłady wymagające interwencji można by mnożyć jeszcze długo, ale aby nie zanudzać Czytelnika dodajmy jeszcze tylko słów kilka o schodkach, które prowadzą do licznych sklepików m. in. przy ul. Odrodzenia. Te handlowe placówki powstały w wyniku przeróbek mieszkań spółdzielczych, do których trzeba było zrobić dodatkowe wejścia od strony ulicy. Wskutek radosnej i niekontrolowanej twórczości architektonicznej w tym względzie mamy teraz to, że co sklepik to inny wzór schodków, słowem różnorodność stylów bez ładu i składu.
JECHAĆ, CZY NIE?
Po wielu niedogodnościach wynikających z przebudowy ul. Leyka, w końcu jest ona przejezdna. Po nowej nawierzchni sunie się gładko i przyjemnie, ale czy legalnie? Przecież za zjazdem z nowego ronda w wzmiankowaną ulicę stoi znak drogowy zakazujący ruchu wszelkim pojazdom - fot. 6.
Podobnie jest od strony skrzyżowania ze światłami na ul. Piłsudskiego. Tymczasem, jak widać na zdjęciu po nowej nawierzchni porusza się wiele pojazdów. - Nie zamknęliśmy ulicy dla ruchu, skoro jest gotowa - mówi Bogdan Nowak, szef Zarządu Dróg Powiatowych w Szczytnie. Dodaje, że obecnie po nowym dywaniku asfaltowym powinni jeździć tylko ci, którzy muszą, czyli mieszkańcy okolicy, dostawcy towarów itp. Cóż, gdy jedni jeżdżą, inni nie chcą być gorsi, wskutek czego mamy to, co mamy. Dodajmy jeszcze, że oficjalne otwarcie inwestycji ma nastąpić pod koniec listopada i wówczas będzie gotowe ostateczne oznakowanie przebudowanej ulicy. Nie będzie ona m.in. dostępna dla samochodów ciężarowych.