W nocnym pożarze domku jednorodzinnego w Siódmaku zginął 44-letni mężczyzna. Jego młodszy towarzysz uratował się, wyskakując przez okno. Obaj słynęli z upodobania do mocnych trunków.

Dramat w Siódmaku

ZA PÓŹNO NA RATUNEK

Mroźna noc z czwartku na pištek 27 stycznia zakończyła się tragicznie dla 44-letniego Krzysztofa Sz. z Siódmaka. W zamieszkiwanym przez niego domu około północy wybuchł pożar. Mężczyzna oraz jego młodszy kompan, 20-letni mieszkaniec Wólki Szczycieńskiej Dawid O., najprawdopodobniej już spali. Krzysztof Sz. położył się do łóżka z papierosem. W ciągu kilku minut od niedopałka zajął się cały tapczan. Swąd wydobywającego się dymu obudził dwudziestolatka, który wyskoczył przez okno budynku i boso przebiegł kilkadziesiąt metrów przez wieś, szukając ratunku. Po mężczyznę przyjechała karetka pogotowia. Na miejscu opatrzono mu skaleczoną podczas wybijania szyby rękę. W trakcie interwencji lekarza Dawid O. poinformował o tym, że w płonącym budynku znajduje się jeszcze jedna osoba. Pogotowie natychmiast zawiadomiło straż pożarną. Dopiero kiedy na miejsce przyjechali strażacy, z objętego pożarem domu udało się wydobyć Krzysztofa Sz. Niestety, nie dawał on już oznak życia. Zmarł w karetce zanim dotarł do szpitala. Okazało się, że uratowany Dawid O. był pod wpływem alkoholu. Resztę feralnej nocy spędził w izbie wytrzeźwień.

W DZIEŃ WYPŁATY

Z relacji mieszkańców Siódmaka wynika, że Krzysztof Sz. nie stronił od mocnych trunków. Nie pracował, utrzymywał się z rolniczej renty. Większą jej część przeznaczał na alkohol. Był kawalerem, mieszkał w niedużym, poniemieckim domku razem z matką. Ta jednak często wyjeżdżała do córki mieszkającej w Szczytnie. Podczas tragicznej nocy nie było jej w Siódmaku. Między nią a synem co jakiś czas dochodziło do kłótni z powodu jego skłonności do nadużywania alkoholu.

- Często do domu odwoziła go policja. Wiele razy leżał pijany na przystanku lub w innych miejscach - opowiada jedna z mieszkanek wsi.

Krzysztof Sz. był odesłany przez sąd na przymusowe leczenie. Na odwyk jednak nie zdążył się udać. W czwartek, tuż przed tragedią, dostał rentę. Jak zwykle, postanowił ją przepić, tym razem w towarzystwie Dawida O.

Mimo prowadzonego trybu życia Krzysztof Sz. nie był kłopotliwym sąsiadem dla mieszkańców Siódmaka.

- Zdarzało się, że przychodził z receptą, prosząc o pieniądze na leki. Nie dawałam mu ich, bo wiedziałam, na co je przeznaczy. Nigdy z tego powodu się nie awanturował, był raczej spokojny - relacjonuje jedna z mieszkanek.

Wspomina też, że już wcześniej zasnął po pijanemu z zapalonym papierosem. Wtedy jednak udało się uniknąć nieszczęścia.

(łuk)

2006.02.01