Drastyczna podwyżka opłat za ogrzewanie bulwersuje lokatorów mieszkań komunalnych. Winą za taki stan rzeczy obarczają
ZGKiM, sugerując, że ten własne tarapaty finansowe próbuje rozwiązać najprostszym sposobem, sięgając do ich kieszeni.
PO NAJMNIEJSZEJ LINII OPORU
Nowa stawka opłaty za centralne ogrzewanie dotyczy lokatorów bloków przy ulicy Kętrzyńskiego i Górnej. Podwyżka była spora, bo wyniosła aż 25% w stosunku do poprzedniej ceny. Teraz mieszkańcy muszą płacić 4 zł i 94 grosze za metr sześcienny ogrzanej wody. Jak się nietrudno domyślić, wzrost opłat wywołał niezadowolenie lokatorów, którzy są zbulwersowani zarówno skalą podwyżki, jak i trybem jej wprowadzenia.
- Pięć procent ludzie jeszcze by jakoś znieśli. Ale podnoszenie ceny od razu o 25% trudno zrozumieć – narzeka Władysław Kocenko, mieszkający na ulicy Kętrzyńskiego. Zrozumieć trudno tym bardziej, że on i jego sąsiedzi na pisma z prośbą o rzeczowe wyjaśnienia wysyłane do kierownika pasymskiego ZGKiM oraz władz miasta nie otrzymywali, jak twierdzą, przekonujących odpowiedzi.
- Chcielibyśmy wiedzieć dokładnie, jakimi kosztami zakładu była spowodowana ostatnia podwyżka, ale kalkulacji nam nie przedstawiono. W odpowiedzi dostaliśmy jedynie pisma, że nie kłóci się ona z prawem – mówi Władysław Kocenko. Jego zdaniem droższe ogrzewanie dodatkowo zawyża i tak już bardzo wyśrubowane opłaty za mieszkania. On sam za swoje 61-metrowe lokum będzie teraz odprowadzał do kasy ZGKiM około 6 tys. złotych rocznie. Mieszkańcy narzekają, że mimo wysokich czynszów, stan nieremontowanych od lat budynków sukcesywnie się pogarsza. W blokach mieszka około 70 rodzin. W większości nie są to osoby zamożne. Najlepiej i najprościej koszty przenieść na lokatorów, gdzie w większości mieszkają ludzie bardzo biedni. Ilu lokatorów nie płaci w ogóle i zalega z opłatami to osobny temat i co w tym kierunku robi ZGKiM - piszą mieszkańcy w piśmie skierowanym do naszej redakcji. Według nich przyczyna podwyżek jest prosta: zakład komunalny nie robi nic, żeby zredukować koszty działalności i obciąża nimi bezpośrednio lokatorów mieszkań.
OLEJOWA POMYŁKA
Co na to kierownictwo pasymskiego ZGKiM? Kierujący zakładem Ireneusz Rosik tłumaczy, że podwyżka podyktowana była faktycznymi kosztami, jakie z tytułu dostarczania mieszkańcom ciepła ponosi jego firma. Dlaczego jest aż tak drogo? Okazuje się, że pod koniec lat 90. władze Pasymia podjęły brzemienną w skutki decyzję o zamianie kotłowni opalanej węglem na olejową. Trudno jednak posądzać je o złą wolę. Dziesięć lat temu cena 1 litra oleju opałowego mieściła się w granicach złotówki. Potem sukcesywnie rosła, najszybciej w roku 2005, zbliżając się do 2 złotych za litr. Od pracowników ZGKiM usłyszeliśmy, że jeszcze w latach 2003-2004 kotłownia na siebie zarabiała i nie trzeba było do niej dopłacać. Ale już dwa lata później zaczęły się poważne problemy. Za pieniądze z opłat zakład nie mógł pokryć nawet kosztów zakupu samego oleju. Dlaczego wtedy nie wprowadzono żadnych podwyżek?
- W 2006 roku chcieliśmy zwiększyć opłatę, ale gmina nie zgodziła się na to, a my nie możemy takich decyzji podejmować bez aprobaty władz – tłumaczy Danuta Hajduk, pełniąca w pasymskim
ZGKiM funkcję głównej księgowej. Efekt był taki, że pasymski samorząd musiał dopłacać do ogrzewania mieszkańców Górnej i Kętrzyńskiego. Niewykluczone, że mimo ostatniej podwyżki, będzie musiał robić to nadal.
- Nawet ona nie pokrywa ceny zużywanego oleju, nie mówiąc już o innych kosztach – nie pozostawia złudzeń Ireneusz Rosik. Dodaje, że gdyby nie dotacje z miasta, podwyżka musiałaby być jeszcze większa. Na taką jednak nie pozwala prawo energetyczne. 25% to maksymalny pułap rocznej podwyżki opłat za energię.
WSZYSTKO DROŻEJE
Decyzji o podwyżce broni również burmistrz Pasymia Bernard Mius.
- Po przeprowadzeniu dokładnej kalkulacji doszliśmy do wniosku, że nikt do nikogo dopłacał nie będzie. Wszystko drożeje i na wysokość opłat często nie mamy wpływu – mówi kategorycznie burmistrz. Zapowiada jednocześnie stopniowe odchodzenie od dotowania zakładu komunalnego. Temat kiepskiego wyposażenia tej jednostki i jej nieefektywnego działania od lat stanowił w Pasymiu temat gorących dyskusji. Mieszkańcy miasta narzekali, że ZGKiM nie radzi sobie praktycznie z niczym – od remontów mieszkań począwszy, na odśnieżaniu i utrzymaniu miejskiej zieleni skończywszy. Burmistrz Mius twierdzi, że znalazł receptę na wyprowadzenie jednostki z kryzysu.
- Żeby od zakładu wymagać skutecznego działania, trzeba go najpierw porządnie wyposażyć – uważa Bernard Mius. Dlatego w roku ubiegłym miasto przeznaczyło kwotę 300 tys. zł m.in. na zakup sprzętu dla ZGKiM. Dzięki niemu zakład ma zacząć w niedalekiej przyszłości sam na siebie zarabiać, a samorząd – skończyć z dotacjami dla niego.
Zdaniem Władysława Kocenki takie wyjście jest niewystarczające i w celu usprawnienia funkcjonowania pasymskiego ZGKiM należałoby pójść jeszcze dalej.
- Zakład powinno się sprzedać w prywatne ręce za symboliczną złotówkę. Wtedy dopiero będziemy mieli kłopot z głowy – uważa.
Wojciech Kułakowski/Fot. M.J.Plitt, A. Olszewski