odcinek 222
Pomimo wysiłków wkładanych w uprawę działki i licznych wnuków Franek Baczko po przejściu na emeryturę miał ciągle dużo wolnego czasu. Przyzwyczaił się przez lata, że pracował od wczesnego ranka do późnego wieczora. Teraz, gdy już bladym świtem wyrwał wszystkie niepotrzebne trawki, przystrzygł gałązki krzakom, przekopał po raz trzeci co trzeba było przekopać … i dopiero dochodziła najpóźniej dziewiąta. Wybrał się po gazetę, zrobił i zjadł śniadanie, przy gazecie wypił kawę i właściwie trudno było znaleźć zajęcie na resztę dnia.
Siedział więc smętnie, spoglądając jak sprytne mrówki znoszą do swego miasteczka pod schodami altanki wszelkie dobra tam przydatne.
- Te się nigdy nie nudzą… - westchnął i z obrzydzeniem spojrzał na gazetę.
- Przecież nie będę od rana wślepiał się w telewizor! – rzucił gazetę na stół i poderwał się z fotela.
- No to do roboty! Tylko, cholera, co robić? – smętnie znów usiadł, po raz trzeci ze znudzeniem przekartkował strony.
- Nudne to, nic się w tym Mieszcznie nie dzieje! Nie mają o czym pisać chyba. Sam bym tak samo potrafił! Za tydzień zaczną się grzyby, będą pokazywać kto jaki znalazł. Tylko nie napiszą gdzie! Nie ma frajerów! Potem się wójt pokłóci z leśniczym, jakiś baran po pijaku wpadnie na drzewo, a kolejną ulicę będą remontować przez trzy i pół roku… Brrrr!
- Muszą chyba za to pisanie nieźle płacić, że się tak tym całym redaktorom nie znudzi. Przecież właściwie to tylko zdjęcia muszą aktualne wklejać i czasem coś tam zmienić, bo ludzie się starzeją. Jedyne prawdziwe nowości to kto się urodził albo kto umarł, bo już o ślubach to nic nowego. Połowa to recydywa! – podparł czoło na dłoniach i zamyślił się.
- Co by może tak ludzi zainteresowało? Jak bym tak coś wymyślił i z pustymi rękami się w redakcji pojawił to może by wydrukowali… Tylko co naskrobać, cholera, żeby nudne nie było? Najbardziej to chyba ludzie plotki lubią… Kto, co o kim powiedział… Tylko skąd się dowiedzieć? – wstał, wyszedł przed altankę i zamyślony spacerował po świeżo wygrabionych ścieżkach.
- Mam! Mam! Po prostu wymyślę parę pytań i będę je ludziom zadawać! Takie wywiado – ankiety na atrakcyjny temat. Tylko pytania trzeba wymyślić takie, żeby wszystkich zaciekawiły! – usiadł na ławce, zacisnął wargi i odruchowo rozgarniał stopą żwir. W końcu wyjął z kieszonki długopis i zaczął notować na marginesie gazety. Kreślił, darł, nawet się nie zorientował kiedy słońce przeszło w zachodnią część ogródka.
- O kurna! Niby nic człowiek nie robi, a czas leci jak głupi! – skonstatował, gdy wrócił do rzeczywistości. Jeszcze raz przeczytał pytania i uznał, że na dziś starczy już tej twórczości.
- Zaraz, zaraz, ale kogo mam pytać? Ot, tak sobie na ulicy? Spławią mnie ludzie, nic ciekawego nie wymyślą… Nic z tego nie będzie! – z niezadowoleniem wzruszył ramionami.
- O! A może tak na próbę na kimś to przećwiczyć?
Następnego dnia po południu przed altanką Franka zasiedli jego wypróbowani przyjaciele, czyli straszny posterunkowy Kuciak i biznesmen lizakowy Rudy.
- Panowie – zaczął Franek – mam do was parę pytań i nie ukrywam, że trafi to do druku. Gazety nudne są i trzeba dać coś ludziom ciekawego, a przy okazji kieszeń trochę sobie wypchać. Rzecz jasna, o was nie zapomnę i z pierwszej wierszówki zapraszam do „Siwuchy”!
- Ja tam, panie Franku, wierszem nie potrafię – zastrzegł się Rudy – co innego jakiś bajer to proszę bardzo, ma się tę nawijkę!
- Daj spokój Rudy, ma być właśnie nawijka, a wierszówka to redakcyjna wypłata. Łapiesz?
- A to co innego, pytaj pan panie Franku!
- Niestety ja panu nie pomogę… Chociaż nie powiem, z chęcią bym o sobie w gazecie poczytał, ale służba nie drużba. Szeryf zakazał kontaktów z prasą i jakby co to tylko przez rzecznika – zastrzegł Kuciak.
- Nie bój pan nic, o pana ciężkiej służbie słowa nie będzie i wszystko, że tak powiem inkoguto, czyli na zmyślonym nazwisku – Franek poklepał Śliwę po kolanie.
- Jak tak, to tak – Kuciak zdjął pas z gumowy przedłużeniem konstytucji i rozsiadł się wygodniej – Wal pan!
Baczko odchrząknął, zwilżył gardło piwem i sięgnął po kartkę.
- Zaraz, zaraz panie Franku, nie gniewaj się pan, ale jak ma już człowiek coś mądrego powiedzieć to, rozumie się, że chciałby wiedzieć jak się to panu opłaci – zapytał Rudy.
- Właśnie, poziom stresu trzeba ustawić, na szkoleniu u nas to było niedawno – zgodził się straszny posterunkowy. – Ile panu za to wpadnie? Znaczy się tej wierszówki.
- No jeszcze nie wiem, tak dokładnie to dopiero się dowiem… - Franek poczuł się jakoś niezręcznie.
- Ale tak pięć stówek to chyba za stronę wpadnie, co…? Trudna robota to pisanie, coś wiem o tym – pokiwał głową Kuciak.
- Mam nadzieję, w każdym razie na wspólny wieczór nam wystarczy jak obiecałem.
- No jak tak, to zaczynamy – Rudy zatarł dłonie.
- Pierwsze pytanie… hm… taaak … czyli powiedzcie mi panowie komu w Mieszcznie najbardziej zazdrościcie i dlaczego?
Pytanie wyraźnie zaskoczyło gości. Zamilkli na chwilę, a intensywna praca myślowa odbiła się na ich twarzach. Spojrzeli w końcu na siebie i zgodnie kiwnęli głowami.
- Jak panowie – zachęcił ich Franek – komu?
- Jak to komu? Panu, panie Franku! – zabrzmiał zgrany duet.
Marek Długosz