Odcinek 3
Groszkowa Panda powoli zjechała z asfaltu i tocząc się po leśnej drodze zatrzymała się na małej polanie, kilka metrów od jeziora. Wiosna tego roku spóźniała się niczym obiecywany od lat spadek bezrobocia. W końcu i na Mazurach zaświeciło słońce. Lekka falka na jeziorze odbijała tysiące załamujących się promieni. Wysoka, długowłosa brunetka stała oparta o dach samochodu i rozglądała po tak dobrze znanym miejscu. Ostatni raz była tu prawie pięć lat temu.
Ta pamiętna czerwcowa krótka noc, tuż po ostatnim maturalnym egzaminie... Dopiero po chwili zauważyła, ile się zmieniło. Pozostał tylko wąski pas plaży. Łąki i część lasu zostały poszatkowane liniami płotów, zza których sterczały potworki pozwalające przypuszczać, że antykorupcyjny wydział miejscowej policji mógłby bez wysiłku osiągnąć spektakularne sukcesy zajmując się wyłącznie nadzorem budowlanym.
- Szkoda, było tu kiedyś ekstra! - westchnęła. Zeszła nad wodę i zamoczyła ręce. - Brr! Lodowata! - schowała dłonie w fałdy grubego swetra.
Nagle instynkt kazał jej spojrzeć w taflę. Ujrzała tuż za sobą rozmazaną przez fale wysoką sylwetkę, która uniosła ręce w kierunku jej szyi. Odruchowo padła na bok, jednocześnie silnym wyrzutem stóp uderzyła w miejsce, gdzie powinny znajdować się kolana napastnika. I na jego nieszczęście znajdowały się. Pochylony na stoku mężczyzna, którego nogi wygięły się w kierunku nie przewidywanym przez naturę, najpierw przysiadł, a potem z rykiem bólu stoczył się do wody. W tym momencie dziewczyna stała już oparta o najbliższe drzewo i uważnie rozglądała się wokół.
- Chyba był sam - odetchnęła i rzuciła okiem na taplającego się w płytkiej wodzie nieszczęśnika.
- Kaśka! Idiotko zwariowałaś! Nogi mi połamałaś! - warczał gramoląc się na brzeg.
Ciągle jeszcze napięta oderwała się od sosnowej osłony i przyjrzała przymusowemu wielbicielowi wiosennych kąpieli.
- Pan psor... Bolek, to ty!?
- Nie, k..wa moje zwłoki! - usiłował przybrać pozycję pionową, w czym przeszkadzał mu wyraźny luz w stawach kolanowych. Kasia Maciejko, gdyż to właśnie ona wybrała się na wiosenny, romantyczny spacer, sprawnie podtrzymała ofiarę swojego refleksu i pomogła wyjść na suchy grunt.
- Jakby się pan... jakbyś się na mnie nie rzucał to...
- Rzucał, rzucał, cholera! Chciałem cię trochę zaskoczyć, a ty od razu jak - tu mu zabrakło słów - jak jakaś pieprzona nindża!
Wspólnie dotarli do najbliższego pieńka. Z ulgą usiadł.
- Nic ci nie będzie, przez dwa, trzy dni nie będziesz mógł chodzić, ale potem przejdzie - usiłowała go pocieszać.
- A kto jutro będzie matołów z matmy pytał, co? Przecież matury lecą i to nowe! Sama nie wiesz, jakie to jaja, masz szczęście, że ci się to upiekło, bo do końca życia byś u szanownego ojczulka flaki w knajpie podawała!
- Nie jest źle - odetchnęła Kasia - jakbym naprawdę mu coś w kolanach przestawiła, to by tylko jęczał - dodała w myślach.
- Skąd tu się wziąłeś? Łazisz za mną ? - wolała przejść do natarcia.
- Kto tu za kim latał, to nie będę ci przypominał!
- A co, a ty... - tu Kaśka wolała nie wdawać się w szczegóły. Spojrzeli na siebie i parsknęli śmiechem.
- Chyba nie dojdę do chałupy - spojrzał w stronę lasu. - Podrzucisz mnie? To tam, pamiętasz?
Powróciło wspomnienie czerwcowego wieczoru sprzed lat.
Gdy już udało się dostarczyć Bolka do jednego z pobliskich domków-koszmarów, nazywanych kiedyś daczami, Kasia sprawnie zakrzątnęła się przy sporządzeniu okładów na jego obolałe kolana.
- Czy ci odbiło dziewczyno? - odsapnął Bolek. - Wracać po studiach do Mieszczna!? Zwariujesz po pół roku. Syf, kiła i mogiła, sam bym się urwał stąd na koniec świata. Zresztą co ci będę tłumaczył, nic się nie zmieniło przez te pięć lat. Twój tatuńcio kręci kim może, Chruściel z drugiej strony, a my, czyli cholerny durny elektorat zapieprzamy na zupkę codzienną!
- Masz gdzieś kawę, napiłabym się, o jest! - sprawnie przeszukiwała kuchenne szafki. - Też chcesz?
- Zrób tylko bez cukru, już nie te lata - spojrzał na wypukłość nad paskiem.
- Zauważyłam - roześmiała się Kasia - kiedyś nie poszłoby mi tak łatwo! A co do Mieszczna to się nie przejmuj, wszędzie taki sam bajzel. Myślisz, że w Kaczym Dole lepiej? Tylko tam chodzi większa forsa. Radośnie się urwałam.
- I co zamierzasz? Wyjść za mąż, rodzić kolejne maciejątka i dla odprężenia urywać się na weekend do Jabłonek z przystojnymi chłopcami?
- No, pod tym względem to się nie zmieniłeś, łóżko zawsze uważałeś za sprzęt pierwszej potrzeby. I dlatego wszystkie się kiedyś w tobie podkochiwałyśmy, wróbelki durne - tak nas nazywałeś, pamiętasz? A tutaj przynajmniej można oddychać normalnym powietrzem i jak ma się głowę, a nie przyrząd do noszenia papilotów, to też można coś zdziałać!
- Kaśka, znów coś wykręcisz? Zaczynam się bać! - uśmiechnął się Bolek, ale syknął z bólu usiłując wyprostować dolne kończyny napędowe.
- Po to tu przyjechałam - wydęła wargi, a Bolka przeszedł dreszcz.
Marek Długosz
Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.
2005.06.01