Odcinek 2
Włodek Maciejko był, jest i będzie w Mieszcznie człowiekiem instytucją. Nie tylko zresztą w Mieszcznie. W miarę potrzeb, oczywiście własnych oraz przydatnych mu instytucji, od czasu do czasu pojawiał się na firmamencie Olsztyna i nawet Warszawy, świecąc blaskiem swego majątku, układów i niekoniecznie intelektu. Tym razem jednak sprawa była o wiele poważniejsza niż zwyczajny kolejny układ biznesowy czy polityczny, które zazwyczaj i tak tworzyły nierozerwalną całość. Tu chodziło o rodzinę, a konkretnie jej najpiękniejszą część, czyli Kasię Maciejko. Jedynaczkę, dziedziczkę, dumę i oczko w głowie tatusia.
- Córcia, czy ty naprawdę dobrze się zastanowiłaś? - Maciejko siedział na ulubionym miejscu za kuchennym stołem i z wielkiego kubka popijał "grog starych murarzy", czyli czarną, mocną herbatę pół na pół z czystą. - Będziesz miała ten hotel, chociaż nie jest wart nawet połowy tego, co za niego daję. Ale pies go trącał! Powiedz mi tak naprawdę, o co ci chodzi?
Kasia stała oparta o parapet i spoglądała w kierunku rozciągającego się za oknami dużego stawu i lasu.
- Papuniu, już ci przecież mówiłam, że dość mam tej Warszawy. Naprawdę chcę coś zacząć na własny rachunek. Taki hotelik jest w sam raz jak na początek.
- Ale dlaczego ten!? - irytował się Maciejko. - Przecież mówiłem, że wybuduję ci trzy razy większy ze wszystkimi bajerami i nad takim jeziorem, jakie sobie wybierzesz. A tu co masz? Z jednej strony basen, z drugiej koszary! Jaki to interes? To było już i tak byle co jak go komuna za wuja Gierka stawiała!
- Papuniu! Proszę... - Kasia objęła ojca, aż jego łysa czaszka skryła się pod długimi czarnymi włosami córki.
Jaki ojciec odmówi takiej prośbie, nawet gdy będzie kosztować tych parę złotych?
Nie tylko genialni detektywi firmy "Aligator" mieli tego dnia bardzo zajęte popołudnie. Zanim kuranty na ratuszowej wieży obwieściły szóstą, w małym, lecz słynnym nie tylko na Mazurach pensjonacie "Nad Hańczą" zebrało się godne grono, od lat określane w Mieszcznie zasłużonym mianem "Starych Hubertusów". Co wcale nie znaczy, iż podstawowym węzłem łączącym to doborowe towarzystwo było wspólne rozstrzeliwanie co piękniejszych okazów fauny północnej Polski. No, może niektórych. Gospodarz, rumiany właściciel sumiastych wąsów, otworzył wielki globus na kółkach zawierający we wnętrzu baterię, mało powiedziane - dywizjon obiecująco wyglądających pojemników. Na szklanym stoliczku stało właściwego kształtu szkło, dostosowane do znanych od lat gustów uczestników tego spotkania. Głębokie skórzane fotele sprzyjały cechującemu to grono dojrzałemu namysłowi.
- Jak poszło z Chruścielem? Załapał? - najmłodszy w tym gronie krępy czterdziestolatek pociągnął spory łyk trunku o nazwie "Zuber".
- Właśnie siedzi z Misiem Wójcickiem w "Bażancie". Wie, że gdzieś tu muszą być konfitury, ale brak mu kluczyka do szafki - roześmiał się siwy właściciel wydatnego nochala, nazywany z szacunkiem Dyrektorem. - Da przynajmniej Misiowi trochę zarobić, bo cienko ostatnio przędą. Będą "Aligatory" ganiać przy Maciejce aż zelówki zedrą!
- Byle za szybko nie zajarzyli o co naprawdę chodzi - zaniepokoił się posiadacz wysmukłej szklanki, może niespecjalnie polecanej do whisky "on the rock", lecz nadrabiającej tę wadę pojemnością.
- Nie bój żaby, Mecenasie! Maciejko kuty na cztery łapy, nigdy nie kłapnie więcej niż musi. A o resztę to już Kaśka zadba - spokojnie wycedził smagły, starszy gość z kolczykiem w uchu, ginący we wnętrzu ogromnego fotela.
- No właśnie! Czy naprawdę możemy do końca wierzyć tej Kaśce? - zafrasował się lekko Gospodarz, skubiąc odruchowo wąsy. - Ty ją w końcu wynalazłeś, doktorku - zwrócił się do sączącego Zubera młodzieńca.
- Panowie, mówiłem wam już parę razy, nie ma żadnych obaw! Znam ją z Warszawy, nie wiedziałem nawet, że jest stąd i to jeszcze córka starego Maciejki. Tam dopiero robiła numery! I to za friko! Pokażcie zresztą gdzie może coś nam zagrażać!? Zobacz, jak własnego ojca wystawiła, bo chciał brata jej psiapsiółki z ratusza posunąć.
- Fakt, ekstra robota. Maciejko myślał, że jak ma Długala w łapie, to sobie ustawi wszystko jak chce, czy to się Długalowi podoba czy nie. A tu masz. Niespodzianka! - zachichotał ozdobiony kolczykiem.
- W końcu po to kończyła prawo - krótko skomentował Doktor.
- I przy niewielkiej pomocy szanownego Mecenasa, Kasi koleżanka ma nadal braciszka gdzie trzeba - gospodarz zatarł pulchne dłonie i napełnił kieliszek rubinowym Don Baroso.
- W końcu po coś mnie tam wepchnęliście - skromnie uśmiechnął się Mecenas, podzwaniając kostkami lodu.
- Dobra panowie, przypominam, że tylko my o tym wiemy. Na zewnątrz morda w kubeł! - zakończył temat Dyrektor.
- A teraz po kolei! - rozejrzał się po obecnych. - Jak ustawiamy sprawę, żeby Kaśka siadła gdzie trzeba, Maciejko za to zapłacił, a Chruściel do końca nie wiedział, o co chodzi!
cdn.
Marek Długosz
Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.
2005.05.25