odc. 127
- Dokąd tak lecisz? – powoli spacerujący Długal złapał za rękaw rozwianej kurtki wypełnionej obfitą osobowością Chruściela.
- Nie gniewaj się, nie mam czasu! – Chruściel tylko pokiwał ręką i pognał dalej.
- No, no… Jakby mu kto pieprzu na ogon nasypał! – Długal skrzywił twarz w uśmiechu. - A właściwie do czego się spieszyć… - melancholijnie spojrzał na zegarek, którego wskazówki od jakiegoś czasu wyraźnie zwolniły i coraz wolniej odmierzały upływający leniwie czas.
- Może by tak małą kawkę? – zatrzymał się przy oknie kawiarni i zastanawiał się nad podjęciem tak istotnej decyzji.
- Może małą kawkę? – wyrwał go z zadumy znajomy głos. Za plecami Długala stał szeroko uśmiechnięty Włodek Maciejko.
- Zapraszam, zapraszam… - Maciejko szerokim gestem już otwierał drzwi.
- No nie wiem czy wypada… certolił się chwilę Długal, lecz wkrótce siedzieli już przy stoliku. Długal nad filiżanką cappucino a Maciejko nad wielkim kubkiem parującego murarskiego grogu, który bez pytania postawiła przed nim kelnerka.
- Widziałeś Chruściela? – zapytał Długal – gdzie mu się tak spieszy? Przecież już nie ma do czego? Teraz spokojnie może zająć się swoimi pacjentami. Siostra miłosierdzia wagi ciężkiej!
- Ooo… dowcip ci się na starość wyostrzył! Jak tak dalej pójdzie to jeszcze w kabarecie u Młodego Prezesa się załapiesz!
Długal skrzywił się – No wiesz, Chruściel chory jest na politykę. A kiedyś był nawet rozsądny…
- Na jego miejscu to bym zapieprzał jeszcze szybciej. Jeszcze parę dni i trzeba będzie zwracać długi. Kampania kosztuje a służba zdrowia w Mieszcznie o podwyżkach może sobie tylko pomarzyć. Średni personel medyczny też! Kto nie strajkuje ten podwyżki ma, ale w perspektywie!
- Co, zadłużył się? – zaciekawił się Długal.
- Ja tam nic konkretnego nie wiem, ale podobno nie tylko on. Leśniewski leży, Młody Prezes ledwo zipie. Polityka kosztuje… A już nie ma frajerów, co na piękne oczy forsę darują. Parę razy w to kiedyś umoczyłem ładnych parę groszy. Teraz też do mnie różni przychodzili i cuda obiecywali na patyku jak im co nieco do kasy dorzucę. I co, teraz bym na kubek herbaty nie miał. I oni też zresztą.
- Ale Wójcikowi się udało, co? – Długal zatarł ręce – przynajmniej ktoś z Mieszczna karierę w Warszawie zrobi.
- Eee tam, zaraz karierę. Był tu już dawno temu, jeszcze za komuny taki jeden co też karierę w Warszawie robił. Daleko nie zaszedł… Chociaż masz tu trochę racji. Byle tylko nie dał się wrobić w jakieś geszefty. ABC tylko patrzy kogo w bagno wpieprzyć jak tę głupią babę co potem w telewizji ryczała…
- Tak myślisz? – zafrasował się Długal – a do czego by tak u nas mogli się dobrać? Bida tu jak jasna cholera, chociaż podobno mamy boom gospodarczy.
- Tak na moje oko, to bum i to spore może u nas być, i to szybko. I na miejscu Wójcika bym uważał jak cholera! – Maciejko pociągnął z kubka i otarł usta.
- Co, już tak teraz, od samego początku? Nie gniewaj się, ale chyba się dałeś jakoś omotać tej POpagandzie. Wszędzie byś tylko widział ABC, podsłuchy, kombinacje i inne operacje. Nie dajmy się zwariować! – Długal zatrzepotał rękami – Trzeba dbać o państwo! A gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Trudno, albo, albo!
- Jak byś zamiast polityką od siedmiu boleści zajmował się tak jak ja kręceniem lodów, to na odległość byś wyczuwał gdzie interes jest czysty, a gdzie śmierdzi padliną na kilometr! A mi tutaj zajeżdża, że okna trzeba zamykać!
- Nie owijaj w bawełnę, chodzi o nasz słynny podziemny dworzec? Przecież już tam Dyrektor siedzi, a ten jak coś złapie to już nie puści. Aż wybierze cały sos do czystej blachy.
- Jaki tam Dyrektor! – skrzywił się Maciejko – Cienki Bolek jest, trampkarz! Byłem kiedyś przy dworcu z Heniem Krótkim jak ten nasz lokalny entuzjasta dworca przywiózł tam tego słynnego inwestora, co obiecuje, że Orient Eksperss będzie tam co tydzień zajeżdżał.
- I co?
- No i usłyszeliśmy co nieco. Jakby Wójcik wiedział co ten big boss od siedmiu boleści i kontem pustym jak lodówka anorektyczki planuje, to by na rzęsach stawał, żeby nikt go z tym geszeftem nie wiązał.
- Ale przecież kiedyś ten nasz lokalny entuzjasta dworca najpierw chciał tam już, już linie do całej wspólnej Europy uruchamiać, a potem ogłosił, że się to nie opłaci i dał sobie spokój – zdziwił się Długal.
- A potem pojawił się big boss, pogadał z naszym lokalnym entuzjastą i przywrócił mu zapał. Tylko czy do dworca?
- No to co ma tam być jak nie dworzec? – Długal z roztargnieniem mieszał łyżeczką w pustej szklance.
- Gówno!
- Co? Jaja sobie ze mnie robisz? – zaperzył się Długal.
- Spoko, nie irytuj się, emeryt jesteś! – roześmiał się Włodek - gówno tam będzie, jego zbiorniki, albo diabli wiedzą co jeszcze. Przecież tu wcale nie chodzi o ten nasz pieprzony dworzec!
- To co tu jest grane? – Długal poczerwieniał ze wzburzenia.
- Tango kochany, tango! Przecież przejąć za parę groszy taki piękny kawał terenu w środku Mazur, potem splajtować na marnym dworcu i sprzedać za piękną forsę, to trzeba mieć łeb do interesu, no nie?!
Marek Długosz