odcinek 146
Jak powszechnie wiadomo, spacer jest wyjątkowo miłą formą relaksu, zdrową, pobudzającą krążenie i apetyt. Spacer pod lekko, ale już wyraźnie przygrzewającym wiosennym słoneczkiem to sama przyjemność. Nic więc dziwnego, że widok strasznego posterunkowego Kuciaka spacerującego po mieszczneńskim targowisku wywołał wśród niektórych z zatrudnionych tam handlowców niezbyt przychylne komentarze.
- Patrzy pani, taki to ma dobrze… - westchnęła właścicielka straganu z galanterią wszelaką, opierając imponujący biust o wyświeconą do połysku ladę. – Nic nie robi tylko łazi z kąta w kąt, porządnym ludziom spokojnie zarobić nie daje a forsa mu sama leci!
- Dokładnie kochana, dokładnie! – zgodziła się sąsiadka, ogarniając niespokojnym spojrzeniem torbę pod ladą, w której za nic w świecie nie chciały się pomieścić płetwy sporej kaczki. - I jeszcze mu mało jednemu z drugim! Podwyżki tylko i podwyżki by chcieli, obiboki. Pani, za taką pracę to powinni jeszcze dopłacać, a nie na zwolnienia chodzić!
- A niech tam sobie idzie jeden z drugim, byle mi się tutaj nie szwendał – kupcowa galanteryjna poprawiła się na stołku, aż ze stojącego pod nim koszyka rozległo się delikatne podzwanianie butelek, bynajmniej nie zawierających zdrowego mazurskiego mleka.
Kuciak wytrenowanym przez lata uchem wychwycił znajomy i mile się kojarzący dźwięk. Zatrzymał się przed straganem.
- Co tam słychać, szanowna pani Wiesiu? – zmrużył przy tym oko – Towarek słyszę pierwsza klasa, prosto z importu. Ruskie czy Litwa? – przeszedł do rzeczy.
- Jakie tam ruskie? Chyba pierogi na obiad jak zdążę staremu zrobić! – zafalowała biustem kupcowa.
- Panie władza kochany… - wtrąciła się sąsiadka – popatrz pan na tych młodziaków, z oka towaru na chwilę spuścić nie można! – wskazała na grupkę małolatów, którzy wiosenną pogodę uczcili pierwszymi tego roku wagarami i wędrowali po targowisku, komentując jakość wyłożonych na straganach towarów i nie gardząc tu i ówdzie ściągniętym ze skrzynki jabłkiem czy szpulką nici.
- Spokojna głowa pięknej pani – uśmiechnął się Kuciak – A tak przy okazji to kaczuszka już oskubana czy jeszcze w piórkach? – wskazał na torbę.
- Co też pan mówi, jaka kaczuszka?! Sama dziś rano kupiłam, będzie akurat na święta – szła w zaparte handlarka.
- Dobra, dobra – Kuciak machnął ręką – niech tam tylko pani jakoś te kacze golonki do torby upchnie, bo jak przyjdzie sane-pid to nie będzie pytał czyje to je, tylko taki mandat wlepi, że na święta naprawdę nic nie zostanie.
- Nie masz tam pani jakiejś gazety? Może jakoś przykryję… - poprosiła sąsiadkę.
- A mam, mam tylko jeszcze nie doczytałam z tego wszystkiego. Zobaczy pan – zwróciła się do Kuciaka – co tu piszą! Jakich my tu za nasze pieniądze darmozjadów utrzymujemy!
- Pokaże pani – zaciekawił się Kuciak.
- Tak, tak niech pan zobaczy! Człowiek ciężko pracuje, grosz do grosza składa, podatki płaci coraz to i większe i na co to idzie! – rozjazgotała się właścicielka kaczki, szczęśliwa, że tym razem wykroczenie raczej się już jej upiekło.
Kuciak nałożył na nos okulary i zagłębił się w lekturze.
- O cholera… ! – wyrwało mu się – to naprawdę niezły szmal, nie wiedziałem, że aż tyle biorą!
- O właśnie, właśnie panie posterunkowy! Niech pan patrzy! To ja, żeby tyle zarobić to muszę dzień w dzień od rana do nocy tu sterczeć i się o wszystko użerać a taka jedna z drugą od czasu do czasu do ratusza wpadnie, pogada o byle czym i do kasy! Też bym tak chciała! – poderwała się ze stołka aż butelki wystawiły zaciekawione szyjki z głębi koszyka.
- I to się nazywa praca społeczna… - pokręcił głową posterunkowy – da pani jeszcze na chwilę – pogrążył się w lekturze.
- Sam pan widzi – podparła się pod boki opiekunka szklanych sierotek – nie przymierzając sam pan posterunkowy! Od rana do wieczora na nogach, buty zdziera deszcz nie deszcz za jedną marną pensyjkę!
- I to jeszcze taki ludzki człowiek – poparła ją koleżanka – A popatrz pan na tę laleczkę – stuknęła palcem w artystycznie kolorowy portret Niusi Robaczek – Niby z wyboru społecznie coś tam robi, bez – in – te –re - sow – nie! Akurat! A jeżeli już za pieniądze to nie jest żadna społeczna służba tylko normalna praca! Jak pana czy moja! Przecież poza tym gdzieś pracuje, płacą jej za to! To co, dwa razy forsę bierze?
- No niby tak… - Kuciak zdjął służbową czapkę i przetarł czoło chustką. Jakoś mu tak się trochę smutno zrobiło.
- Ech tam, stary już jesteś, nie nadążysz za tymi młodymi – westchnął. – Kiedyś tak nie było…
- No dobra – oddał gazetę – Żebym tego więcej nie widział! - mruknął groźnie i ruszył dalej.
Koleżanki spojrzały z ulgą na siebie.
- Ale go podpuściłam, widziała pani jak go walnęło, już go pani kaczka w ogóle nie obchodziła – ucieszyła się.
- I o pani butelkach też jakoś zapomniał – dodała druga. – Co się zresztą dziwić, każdego by ruszyło jak sobie policzy!
- Tak właściwie to on taki zły nie jest, życiowy gość…
- Ale roboty to ciężkiej nie ma, no nie…?
- Właściwie to taka nawet trochę lżejsza od spania!
- I forsa mu sama co miesiąc wpada, nie to co nam!
Marek Długosz