odc. 148
W kręgach zbliżonych, czyli jak to określa najpoczytniejsza w pięknym kraju nad Wisłą prasa brukowa – dobrze poinformowanych - gruchnęła znowu sensacja. Chyba tylko niezwykłemu wysypowi nadzwyczajnych wydarzeń w stolicy możemy zawdzięczać, że znów nasze ciche i spokojne Mieszczno nie trafiło na pierwsze strony gazet, a serwisy informacyjne stacji TV załatwiły sprawę tylko na informacyjnych paskach. Z drugiej strony, faktycznie nawet cielę o trzech głowach czy brak nietrzeźwych kierowców w okresie świątecznym nie wzbudziłoby większego zdumienia niż wystąpienie głowy państwa w spocie reklamowym. Wprawdzie scenariusz był nieco niedopracowany, bo jeszcze dotąd trwają spory czy reklama ta dotyczyła walorów turystycznych tzw. „ziem odzyskanych” czy też kanadyjskich zwyczajów weselnych. W każdym razie rolę swoją spełniła, odtwórca głównej roli zagrał wspaniale i niezwykle przekonująco, a vox populi powszechnie domaga się dalszych odcinków.
Dlatego tylko ostatnie wydarzenia na południowych Mazurach nie stały się aż tak wielką sensacją na skalę przynajmniej ogólnokrajową.
- UFO, mówię pani, tylko UFO! – sprzedawczyni z warzywniaka na rynku była od lat zwolenniczką teorii wpływu zielonych ludków na co ciekawsze wydarzenia w okolicy.
- Żadne tam UFO, kto to widział jakieś tam latające salaterki – zaprzeczyła klientka w wiśniowym płaszczyku. – Ja tam jestem pewna, że to nic innego jak promienie kosmiczne! Sama już od dwóch tygodni ledwo chodzę, w głowie mi się kręci i siły już nawet na tych moich gówniarzy nie mam – ujawniła swoją pedagogiczną profesję.
- Kara boska wam mówię, kara boska! – włączył się starszy zażywny pan i dla podkreślenia wagi tych słów stuknął mocno laską. – Za te tam panie, no jak to idzie … o metale i inne czarne, tfu cholera brzdąkanie. Nie miało się to gdzie ulokować tylko w naszym Mieszcznie, to i teraz macie!
Zostawmy może na chwilę rozdyskutowany elektorat Mieszczna i zajrzyjmy za kulisy władzy. Na neutralnym gruncie, bo w części kominkowej restauracji „Cichy kącik” spotkali się miejscowi notable, aby na spokojnie, bez urzędniczej niepotrzebnej sztywności zastanowić się nad ostatnimi wydarzeniami.
- W sumie nie wiem jak do tego podejść, dobrze to czy źle? – zaczęła pani Dolińska, co jako Prezesowi Zarządu Ogródków Działkowych należało się jej z urzędu.
- Niejednoznacznie… - zaznaczył swój udział w dyskusji Dyrektor, aktualnie lider opozycji.
- Chcę tylko podkreślić, że te, no … zdarzenia miały albo będą miały miejsce na terenach niejako wiejskich – podkreślił sołtys Boryński.
- Ale dobrze to czy źle? – chciała się dowiedzieć Niusia Robaczek. Na chwilę zapadło milczenie przerywane tylko trzaskiem płomieni w kominku.
- No to może pan Radca jako niewątpliwie autorytet od naszego bezpieczeństwa… - zaproponowała pani Dolińska.
Wywołany poderwał się automatycznie, obciągnął fałdy munduru i podrapał się bezradnie za uchem. – Wydaje mi się, że to po prostu nieuwaga albo lekkomyślność kierowców… Jakoś wiosna, czy inna cholera… - skrzywił się.
- Panie Radco! – żachnął się Jurek Toczek – nie wierzę w przypadki! Trzy katastrofy w dwa dni! Muszą być jakieś przyczyny!
- No muszą, śnieg na przykład pada…, a poza tym mnie wtedy nie było! – odetchnął Radca z ulgą.
- Zaraz, zaraz! Poważnie! Jak mamy katastrofy to oczywiście źle! – nie wytrzymała Niusia Robaczek.
- Ale mówią o nas w całej Polsce! To chyba dobrze! – zaprotestował Dyrektor.
- Że u nas jeziora brudne i śmierdzą, też mówią w całej Polsce – wtrącił wciśnięty w kąt Młody Prezes – ale nie wiem czy to dobrze.
- A co powiecie o naszym dworcu podziemnym? W końcu będzie można chyba z nim ruszyć, co? To już chyba tylko dobrze? – zauważyła pani Dolińska.
- No nie wiem, nie wiem… różnie o tym mówią – zmarszczył się Młody Prezes.
- Kto mówi! Pański były minister Śmigło?! Jakby on jeszcze trochę porządził, to nasz dworzec trawa by zarosła! – oburzyła się pani Dolińska.
- Najchętniej by go do Olsztyna przeniósł, bo tam ten ich, pożal się Boże, dworzec lada moment się zawali! – dorzuciła Niusia Robaczek.
- Drogie panie – łagodnie uśmiechnął się Młody Prezes. – Ja rozumiem wasz zapał, ale nie bądźmy naiwni. Zastanówmy się w czyje ręce trafi nasz dworzec? Czy aby to nasze ręce, polskie, piastowskie?!
- W każdym razie nie niemieckie… - wtrącił Dyrektor.
Pani Dolińska z rozpaczą spojrzała w sufit i pochyliła się do siedzącej obok Niusi Robaczek. – Wiesz, jak czasem ich słucham to naprawdę zaczynam wierzyć, że tu u nas jakieś UFO czy inne plamy na słońcu ludziom w głowach mieszają.
- I usypiają kierowców … - zgodziła się Niusia.
Przysypiający w cieple kominka Radca ocknął się na chwilę – Ja tam nie mam nic przeciwko temu, ale nie mam ludzi i dworca pilnować nie będę, od tego są kolejarze. A tak w ogóle to przepraszam, minęła szesnasta i jadę do domu.
- Do Olsztyna? – złośliwie zauważyła Niusia.
- To co w końcu jako władze o tym sądzimy? – spróbował uporządkować dyskusję Jurek Toczek.
- Kara boska, kara boska! – westchnął Dyrektor.
Marek Długosz