odc. 153
Franek Baczko – recykling i zbiórka surowców wtórnych – był zły. Mało powiedziane, Franek był wściekły na cały świat a szczególnie na tego małoletniego idiotę, który na światłach skręcił z prawego pasa w lewo i wbił się przodem beemki pomiędzy przednie a tylne prawe koła firmowego „żuczka” frankowego koncernu.
- I wyobraź sobie, że ten platfus skoczył jeszcze do mnie z łapami! Do mnie! – rozgorączkowany Franek aż przechylił się niebezpiecznie razem z krzesłem.
- No to się naciął… - beznamiętnie stwierdził Rudy, doskonale znający dość nieskomplikowane frankowe sposoby rozstrzygania towarzyskich nieporozumień.
- A żebyś wiedział! Łychą po pysku i z kopa po drzwiach, to już tak, wychowawczo, niech się gówniarz kultury uczy!
Rudy roześmiał się szeroko. – No to już wiem kto u pana szkółkę niedzielną zaliczył! A co jeszcze od tatusia za walnięty wózek zarobił to też jego! Widziałem go wczoraj, mordę ma spuchniętą jak po wyrwaniu czterech zębów.
- No i patrz Rudy, jeszcze gówniarz matce się za mleko nie wypłacił a już całe Mieszczno jego! Fura, skóra i komóra, ale we łbie jak piec dziura!
- Co racja to racja, panie Franku, człowiek jeszcze parę lat temu też zielono we łbie miał, ale z drogowym kodeksem karnym żartów nie ma. Paru dobrych chłopaków się przez to na górkę za wcześnie przejechało… - westchnął Rudy.
- Popatrz , cholera jasna – Franek nie mógł ciągle ochłonąć – Jedziesz sobie spokojnie szosą a za każdym krzakiem jak nie dyskoteka to przynajmniej przenośny paparazzi czeka, żeby ci fotkę za pięć stów walnąć! A w samym środku miasta jeden za drugim kaskaderskie numery odwala, porządnym ludziom narzędzia pracy niszczy a żadnej gliny nikt tam od Wilusia nie widział!
- Podobno tam kamera wisi i wszystko nagrywa… Tak kiedyś coś o tym czytałem.
- Rudy, dorosły chłop a jak dzieciak! Jakiemu glinie będzie się chciało w telewizor ślepić, numery zapisywać. Siedzi taki leń za biurkiem i tylko marzy, żeby mu się spokojnie szychta skończyła! Mówię ci, robota lżejsza od spania! – pienił się ciągle Baczko. I nic w tym dziwnego, bo jego firmowy i jedyny pojazd trafił do warsztatu. Ze względu na muzealny wiek zanosiło się, że nawet przy pełnej dla Franka życzliwości przywracanie mu zdrowia potrwa przynajmniej ze dwa tygodnie. Franek musiał więc przeprosić się z zapomnianym już trochę rowerem i powrócić do metod pracy sprzed lat.
- Co mi, jak słyszę, dupę obrabiacie? – zza płotka odgradzającego ogródek słynnego baru „Siwucha” od reprezentacyjnego deptaka Mieszczna rozległ się znajomy głos strasznego posterunkowego Kuciaka, dla przyjaciół Śliwy.
- Gdzieżby tam panu, panie posterunkowy! – zmieszał się trochę Franek. – Żeby tylko każda g…, no każda władza taka jak pan była – westchnął ciężko.
- Bo już myślałem… - Kuciak zajął swoje stałe krzesło pod chroniącym przed słońcem drzewkiem.
- Bo wie pan, miałem cholera stłuczkę… - zaczął znów Franek.
- Wiem, panie Franku, wiem. Stary tego gówniarza chciał już z mordą do proroka lecieć – Kuciak pociągnął łyk tyskiego.
- Do proroka!? Za co ?! – zaperzył się Franek - O to jedno walnięcie w pysk?
- A gdzie tam, sam jeszcze pętakowi dołożył, ale o te drzwi. Nie powiem, masz pan kopa. Jakby Beenhakker to widział to masz pan Euro jak w banku!
- A co, nie miałem prawa się wkurzyć? Teraz przez dwa tygodnie ledwo na chleb zarobię!
Kuciak przymknął oko. – Jeszcze tak źle z panem nie jest, panie Franku, zgadza się Rudy?
- Ja tam nikomu w kieszeń nie zaglądam – Rudy podniósł wyprostowane dłonie, nie pierwszej czystości zresztą.
- Dobra, dobra, ze starym załatwiłem, pretensji już nie ma – zwrócił się Śliwa do Franka. – Sam wiem, że wepchnął się panu pod wózek jak kura.
- I co, i co? Przecież pan widzi, tam codziennie to się parę razy zdarza! Jak tam by kiedyś jakiś… no jakiś funkcjonariusz w białej czapce stanął to mandatów by natrzaskał więcej niż fotoradar!
- Mnie pan to mówisz? Co? Przecież parę razy dziennie tam przechodzę i widzę – westchnął Kuciak.
- No to weź pan lizaka i za łeb! – zapalił się Rudy.
Kuciak roześmiał się. – Łatwo wam gadać, mnie z tego nie rozliczają!
- A kogo? – zgodnie zdziwili się młody Rudy i stary Franek, co rzadko się zdarza przy takiej różnicy pokoleń.
- Drogówkę! Oni za to kreski dostają, tylko akurat takie stanie w centrum to żaden interes. Ludzi pełno, gapią się, podglądają, człowiekowi ręce się trzęsą. To nie lepiej wsiąść w czarną fulwypas renówkę i po laskach co ładniejsze laski poganiać? Albo na świeżym powietrzu gdzieś w środku wsi fotki popstrykać, albo suszarką trochę poświecić? Kreski lecą, a kreski to w naszej firmie najważniejsze! Mnie za to kreski się nie należą. Ja mam kreskę za rozmowę z obywatelem, o tak jak sobie teraz siedzimy to już przyjemne z pożytecznym, kreska poleci. Za twoje bezakcyzowe lizaki, Rudy… O właśnie sobie przypomniałem, przydałoby się coś pod koniec miesiąca, podobno premie będą. Wystaw trochę jakichś przeterminowanych i kogoś z młodych, niech go w grodzkim sądzie podszkolą, dobra?
- Zrobi się, panie posterunkowy, nie ma sprawy – zapewnił Rudy.
- No tak… westchnął Franek – porządek musi być!
Marek Długosz