odcinek 160
Pogoda na Mazurach to temat nieskończenie szeroki. Inspiruje od lat utykające kawiarniane i towarzyskie dyskusje, spędza sen powiek turystom i oprawcom zarabiającym na życie wyciąganiem pieniędzy z ich kieszeni. Poeci i twórcy mniejszej miary eksploatują temat mazurskiego deszczu na wszelkie możliwe sposoby dochodząc, prędzej czy później do konkluzji, że „na Mazurach ciągle pada”. Temat pogody jest też niezwykle ważny dla przedsiębiorców odległych jak się wydaje od branży turystycznej, lecz z niepokojem spoglądających w niebo jak i na termometr. Budowlańcy, bo o nich dzisiaj snujemy opowieść, to branża ludzi twardych, odpornych na zimno, burze i upały, niestraszny im deszcz i grad, ale nawet najnowsze technologie nie są w stanie zniwelować legendarnych mazurskich mrozów. Stąd też ostatnie kilka lat, gdy mróz na Mazurach jest zjawiskiem tak rzadkim jak ryby w mieszczneńskich jeziorach, były dla budowlańców prawdziwym darem niebios. Mrozu na lekarstwo, śnieg w dawkach homeopatycznych, robota wre przez rok cały, a zimą w szczególnym tempie, bo rześki chłód wymusza szybsze ruchy. Na rozgrzewkę na przykład. Włodek Maciejko, kiedyś przede wszystkim handlowiec i restaurator, a od lat kilku potentat w branży budowlanej kwitł na rumianą potęgę.
- Ludzi, ludzi dajcie, cholera! Gdzie się podziali ludzie do roboty? Gdzie to nasze mazurskie bezrobocie?! – tęsknił za dawnymi dobrymi czasami, kiedy na każde miejsce w nowo tworzonej budowlanej firmie miał kilkunastu chętnych. Dzisiaj po fachowców musiał wybierać się aż do dalekiego Londynu, skąd ściągał byłych emigrantów przekupionych obietnicą niezwykle wysokich zarobków. Skuteczniej niż wszyscy politycy opcji razem wziętych. Miał otwartych tyle budów, że sam już nie nadążał z osobistym nadzorem.
- I mówię ci, żałowałem z początku, że wszedłem w ten cały układ z budową ekologicznego parkingu. Ekologiczny, cholera, tu jest mój murarski grog! – tu siorbnął solidny łyk parującego płynu z potężnego kubka, z którym się nie rozstawał.
Jego wieloletni przyjaciel i powiernik Henio Krótki pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Na początku też się dziwiłem – zgodził się – bo przecież ty budowlaniec jesteś a nie ogrodnik od ścieżek, drzewek, krzaczków i trawki. A ekologia to mi się jakoś właśnie z tym kojarzy. Masz przecież tyle roboty, że trzy i pół ręki na głowę by nie wystarczyło żeby się wyrobić!
- O to, właśnie! Święta racja Heniu! W życiu bym się nie wyrobił, ale zobacz co się stało. Od zawsze w połowie listopada robota się kończyła i fajrant do wiosny, aby tylko przeżyć. A tutaj masz! Zapieprzać można jak po bieżni, dookoła na okrągło cały rok i tym sposobem się wyrabiam! No i dlatego dałem się przekonać na ten układ z parkingiem. Bo beze mnie za żadne skarby by tego parkingu nasi do roboty nie dostali. Znów by forsa z Mieszczna ciągnęła gdzieś w świat.
- Łapię, łapię! Poważna firma jesteś! – zgodził się Henio – Ale skąd u ciebie akurat ta ekologia?
- Co ty, Henio? W Europie mieszkasz, ekologia jest ważna to się za nią płaci, a robi się to co można i za co płacą po europejsku - uśmiechnął się Włodek.
- To od razu chłopakom powiedziałem jak tylko do mnie przyszli – trawka, drzewka, krzaczki i fontanny to wasza sprawa, a ja swój przerób muszę mieć. I to za europejskie stawki, bo takie ludziom płacę. Z najwyższej półki.
- I co, poszli na to?
- Trochę kłopotów mieli, bo plany trzeba było zmieniać, Dolińską przekonać. Ale chłopaki dawne hydrauliczne układy z Nyplem, to chciałem powiedzieć Kowalskim jeszcze mają i ją przekonał.
- A to dlatego ekologiczny niby parking ma wyglądać jak prawie pas startowy lotniska? – Henio pokiwał głową ze zrozumieniem.
- No jasne, postawiłem sprawę ostro. Tu, gdzie miała być trawka, to się pieprznie placyk z polbruku, tam miał być żwirkowy podjazd to będzie polbrukowy, zamiast jednej ścieżki zrobi się trzy…
- A dlaczego trzy? Przecież to niepotrzebne koszty! – zdziwił się Henio.
- Proste, jedna dla normalnej publiczności, druga dla inwalidów – z dopłatą za szczególną jakość wykonania, żeby się im kule nie ślizgały i wózki nie gibały. A trzecia ścieżka dla vipów!
- Jak to dla vipów? – po raz kolejny zdziwił się Henio.
- Bo ułoży się takie artystyczne mazaje z kolorowego polbruku. Za dopłatą oczywiście 50% za szczególną jakość wykonania.
- No wiesz, ale słyszałem, że drzew wycięliście od cholery. Ekolodzy będą mordę darli i kierowcy też, że im się samochody nagrzewają – powtórzył Henio zasłyszane plotki.
- A co to samochód to mamuśka z wózkiem czy emeryt z laską, żeby sobie musiał na trawce w cieniu pod drzewkiem siedzieć? Ty wiesz ile kosztuje polbruk a ile trawnik w wykonawstwie? Z trawnikiem upieprzysz się, obchodzisz jak z jajkiem, podlewasz, nawozisz, a tu ci jeszcze ptaki zasrają i wyschnie! A płacą grosze. A popatrz polbruk – raz położysz, szybko tanio, oszczędzić można trochę, bo kto będzie sprawdzał ile na podsypkę poszło. A nie ma obaw nie wyschnie… - odetchnął głęboko Maciejko.
- A drzewkami się nie przejmuj, stare były…
- Ale zanim nowe urosną… - powątpiewał Henio.
- Kto ci powiedział, że mają nowe wyrosnąć?! – oburzył się Maciejko – Przecież budowlaniec jestem, nie ogrodnik. Zamiast tych tam jakichś drzewek postawi się tutaj murek, tam jakiś klomb, z polbruku rzecz jasna…
- Znaczy się ekologiczny – zgodził się Henio.
Marek Długosz