- Ja już mam tego dosyć! – westchnęła ciężko pani Dolińska i zamknęła oczy, wtulając się głęboko w kąt ulubionej pluszowej kanapy. Naprawdę była zmęczona i zniechęcona. Nie dość, że haruje od rana do nocy, że spać nie może myśląc o tym jak poukładać ogródkowe sprawy, to i tak zawsze się coś zawali. A o wszystkim co dla ogródków i Mieszczna zrobiła dobrego to już po paru dniach nikt nie pamięta.
- A może, duszko, szklaneczkę herbaty? – zaproponował mąż podrzemujący nad gazetą przed telewizorem.
- Takiej dobrej, z soczkiem malinowym. Pamiętasz jak latem zbieraliśmy maliny? A kłuły, co? – mrugnął okiem i uśmiechnął się do gorących wspomnień.
- Dałbyś spokój… - mruknęła – ale zrób. Zimno mi jakoś.
- Co zrobić, jesień! – podniósł się i nastawił czajnik. Z odwieszonej na krześle torebki rozległ się cichy brzęczyk telefonu.
Znów coś się dzieje, nie mogą mi dać chwili spokoju?! – zmusiła się do powstania i sięgnięcia po znienawidzony aparat.
- Nie! To Kowalski! Nie mam siły z nim gadać. Powiedz, że mnie nie ma – podała telefon mężowi.
- Doliński, słucham… Nie, nie ma, wyszła gdzieś do miasta. Wiem, że leje, ale chyba wzięła parasol. Tak, od deszczu, a od czego, od słońca?! – lekko się zeźlił. Słuchał jeszcze przez chwilę.
- No i co z tego, że wykop się zawalił. Nikomu się nic nie stało? No to się jutro odkopie, albo pojutrze jak przestanie padać. Słuchaj, a co to mnie w końcu obchodzi?! – spojrzał na żonę a następnie zwrócił oczy ku sufitowi. Na chwilę odsunął telefon od ucha a popłynął z niego wodospad jęków i narzekań.
W końcu udało mu się wtrącić – Nie możesz poczekać z tym do rana? Nie, nie dzwoń później, sam jej powiem. Daj się kobiecie w końcu spokojnie wyspać! – ze złością nacisnął klawisz wyłącznika.
- Jak ty możesz wytrzymać z tym patafianem? On mamki potrzebuje nie szefa! – ze złością kręcił końcówki wąsów.
- Przecież sam mi go kiedyś polecałeś – przypomniała.
- Porządny, pracowity, hydraulik jak na eksport! Nie pamiętasz? – zakpiła.
Skrzywił się i dolał do filiżanki jeszcze kilka kropel cytryny, zamieszał i postawił na stoliku przy kanapie.
- Nie wiedziałem, że z ludźmi nie potrafi się dogadać. Co innego z nyplami czy innym hydraulicznym żelastwem – zgodził się z żoną.
- Dokładnie tak, a teraz ja muszę za jego głupoty oczami świecić. Przecież nie mogę go bez przerwy kontrolować, stać mu nad głową. Gdybym wiedziała…
- To nie pozwoliłabyś tej drogi wyjazdowej z ogródków na rok rozkopać! – wszedł jej w słowo.
- Swoją drogą to świętą cierpliwość mają ci ludzie, którzy tam mieszkają! Ja na ich miejscu bym z waszego ogródkowego zarządu kamienia na kamieniu nie zostawił! - przetarł oczy.
- Ale co ja mogę zrobić, przecież tak już zaplanowane… - usiłowała się bronić.
Tylko się roześmiał, ale delikatnie, żeby do końca nie pogrążyć zmartwionej żony.
- Gdyby tam ktoś kumaty był, to całe wasze ogródki z Kowalskim i z tobą na czele z torbami by puścił! Powiadomił ktoś wcześniej, że na rok chcecie im dojazd odciąć? Że przygotować się mają, prawo do odwołania od planu robót i tak dalej? Kochana, gdybym ja tak pracował to już dawno byśmy oboje zbankrutowali! To normalny kryminał!
- No, no! Tylko nie strasz! W końcu to Kowalski…
- A kto jest szefem? Ty czy on? Jakby co to oboje macie pajdę! Ale nie kłóćmy się w końcu o ten twój ogródek – uśmiechnął się i pogłaskał żonę po głowie.
- Widzisz jak jest – mruknęła, znów się zwijając w kłębek – a jak przyjdzie co do czego to do mnie wszyscy z pretensjami. „Styl pani Dolińskiej”, „drewniany renesans”, a teraz te wykopy…
Żebym wiedziała to ja nigdy… E tam! Szkoda gadać! A jeszcze o te lampy Długal się czepia!
- No już dobrze, dobrze, uspokój się! Nie wszystko da się samemu zrobić.
- Ale z tym Kowalskim to jednak będę musiała coś zrooooobić – ziewnęła szeroko – tylko co? Jak myślisz, w końcu to twój wynalazek.
Doliński spuścił głowę i pilnie spoglądał w dębowe wzory parkietu.
- Może by go tak gdzieś spuścić, co? Najlepiej jak najdalej? – spojrzał na żonę z nadzieją.
- Tylko tak, żeby się za bardzo nie pogniewał… Cholera, za dużo wie!
- I nie może stracić – dodała – przyzwyczaił się już …
Spojrzeli na siebie i parsknęli śmiechem. Jeżeli chodzi o dziesiątki gaf to w całym kraju tylko jedna postać mogła się równać z osiągnięciami Kowalskiego.
- Może gdzieś w okolicy jakiś dyrektor na emeryturę się wybiera? – cmoknął Doliński.
- Same prywatne firmy, kto go weźmie? Nawet jego Hydro sprywatyzowali i mogą sobie w ludziach wybierać jak w pietruszce na straganie.
- To pozostaje nam tylko Wójcik – rozłożył ręce Doliński.
- Wiesz, jego to ja bym trzymała tak na czarną godzinę… Na wszelki wypadek!
- Jeszcze trochę i przez tego całego Kowalskiego to ci ta czarna godzina nadejdzie zanim się obejrzysz! Lepiej zadziałać wcześniej niż za późno! – ostrzegł.
- Może by mu tak Wójcik jakiś dłuższy, najlepiej roczny staż europejski załatwił? Słyszałam w telewizji, że są takie dla samorządowców.
- Wiesz, to jest pomysł! Jakby tak jeszcze płatny w euro to się zgodzi na bank!
Znów rozległ się dźwięk telefonu.
- Masz rację, nie ma na co czekać! – zdecydowała się pani Dolińska i rozłączyła połączenie.
Marek Długosz