odcinek 185
Staropolski zwyczaj składania sobie szczególnych życzeń z okazji Bożego Narodzenia jest niewątpliwie piękny. Biurokracja jednak ma to do siebie, że potrafi ze wszystkiego zrobić karykaturę, nawet z czegoś tak pięknie bezinteresownego. Już na kilka tygodni przed świętami co pilniejsi prezesi, dyrektorzy, i jak tam jeszcze zwą się inni czciciele św. Biurokracego stają przed trudnym zadaniem sporządzenia listy adresatów kolejnych życzeń. W lepszej sytuacji są ci, którzy mają pod ręką doświadczone sekretarki, od lat prowadzące i aktualizujące najbardziej optymalne zestawy adresów. Uwzględniają w nich głównie wszystkich niższych i wyższych przełożonych, właściwe władze centralne i terenowe, służby sukienkowe i mundurowe ze skarbowymi na czele, instytucje i osoby zaprzyjaźnione i niezbędne, i kogo tam jeszcze trzeba. Potem tylko rzut oka na listę (tak, tak, w każdej porządnej instytucji jest ona nieodzowna!) nadawców życzeń otrzymanych rok temu i gotowe. Tak sporządzony wstępnie wykaz trafia dopiero przed oblicze, czyli na biurko i jest ostatecznie weryfikowany pod kątem aktualnej sytuacji politycznej, gospodarczej i towarzyskiej, z uwzględnieniem notowań giełdowych i kryminalnych.
Nie jest to bynajmniej proste, o nie! Każda pomyłka może drogo kosztować! Praca wymaga więc skupienia, dokładności a przede wszystkim wyobraźni, czyli umiejętności przewidywania tego co wydarzy się przez najbliższy rok. Kto, dziś może jeszcze niezbyt doceniany, okaże się za kilka miesięcy gwiazdą pierwszej wielkości? Taka niespodziewana kartka może zostać przecież zapamiętana i wysoko doceniona! Inna kartka, która wyląduje na biurku kogoś, kto zniknie szybko z urzędniczego firmamentu jest inwestycją całkowicie nieopłacalną, a może przysporzyć nawet niespodziewanych kłopotów. Na przykład gdy odnaleziona zostanie u adresata podczas czynności służbowych wykonywanych przez wścibskie służby o nieprzyjemnych trzyliterowych skrótach. I tłumacz się potem człowieku z takich kontaktów, kto wie co znaczących!
Nic więc dziwnego, że pani Dolińska szybciej zakończyła wykonywanie codziennych obowiązków i zaprosiła Niusię Robaczek, z którą wspólnie figurowały pod życzeniami wysyłanymi w imieniu Zarządu Ogródków Działkowych w Mieszcznie. Dla wspomożenia aktywności szarych komórek zaordynowała dzbanek mocnej kawy i dwa czekoladowe torciki o zwiększonej zawartości magnezu. Niusia oczywiście nie zapomniała o niewielkim, choć godnym flakoniku kropelek z nowosądeckiego Łącka.
- Jak ja tego nie znoszę – jęknęła, popychając gęsto zadrukowaną kartkę papieru w stronę Niusi – zobacz na początek kogo skreślić.
Niusia pochyliła się ze skupieniem i przygryzając dolną wargę zaczęła stawiać ołówkiem kropki przy wybranych nazwiskach.
- Co tak dużo?! – zaniepokoiła się pani Dolińska – Epidemii się jakiejś spodziewasz?
- Nie, ale… - tu wskazała na kolejne pokropkowane adresy – to przecież już nieaktualne, podwiązane pod olsztyńskiego Skowronka. Chyba już w tym roku wysoko latać nie będą, co? Szkoda pieniędzy na znaczki.
- Czekaj, czekaj, Skowronek w Warszawie wprawdzie w cieniu, ale jeszcze może pofrunąć, jak myślisz? I wtedy wiesz…
- Gdzie tam, może co najwyżej do Brukseli i mamy go na parę lat z głowy. I jego skowroniątka też! – postawiła jeszcze dwa znaczki.
- Ale samemu Skowronkowi wysyłamy! – zdecydowała pani Dolińska.
- A to kto jest, nie znam? – Niusia wskazała kilka nazwisk świeżo dopisanych do listy.
Pani Dolińska lekko się zarumieniła. – To, wiesz tacy, no mili sympatyczni… Jak byłam ostatnio w Warszawie u Wójcika…
- Oooo, nie pochwaliłaś się! I co? I co? – zaciekawiła się Niusia.
- No wiesz, na dzisiaj to może jeszcze druga linia, trochę w cieniu, ale już niedługo może o nich wszyscy usłyszymy. Warto podtrzymać znajomość.
- Nie o to mi chodzi, parę kartek mniej czy więcej… - skrzywiła się Niusia – ale co z Wójcikiem? Jak tam w przyszłym roku? Pani Dolińska odchyliła się na krześle, przekrzywiła głowę i spojrzała w sufit.
- Wygląda na to, że nieźle… Wiesz kogo u niego spotkałam? – nachyliła się do ucha Niusi.
- Oooo!
- I jeszcze…
- Ooooo!! Niemożliwe!
- Właśnie że tak, nawet się ze mną przywitał!
- To nie ma sprawy, kartki trzeba wysłać. – Niusia pochyliła się znów nad listą.
- Sołtysom wysyłamy wszystkim? – wskazała na kilkanaście nazwisk objętych wspólną klamrą – Coś tam ostatnio z Boryńskim nie tego…?
- Eee tam, wyślemy, co nam szkodzi. Gorzej z Marynarą – skrzywiła się i cmoknęła.
- Ciągle ma u Wójcika wykichane? Nic mu nie odpuści?
- Pamiętaj kochana, że kto nie z nami to przeciwko nam! Zabrał nam całą wioskę? Zabrał, trudno! Ale mógł jak człowiek się dogadać, to może i jakoś by było. Ale on swoimi się otoczył, naszych pogonił! Ba, od cycka chciał odciąć, nad którym się paru ludzi przez kilka lat narobiło. Przecież żeby Toczek tego na siebie nie wziął… Sama rozumiesz! – w głosie pani Dolińskiej zabrzmiała dobrze hartowna stal!
- Słyszałaś już, że … - Niusia ugryzła się w język i z obawą spojrzała na koleżankę.
- Co, o tych groźbach, że go odstrzelą albo łeb mu utną?! I tym jego przydupasom? – uśmiechnęła się pani Dolińska.
- Kto wiatr sieje ten zbiera burzę! – podniosła do góry wskazujący palec.
- Ale policja podobno szuka, ludzi wzywa… - Niusia była wyraźnie poruszona.
- Z tą policją… - westchnęła pani Dolińska. – Jak latem nieznani terroryści w Wyrzutkach podpalali to policja oczywiście nic nie stwierdziła, ale jak ich człowieka ktoś tam troszkę postraszył to afera na cały powiat!
- Ale co tam, Marynarze też wyślemy, w końcu to przecież Święta!
Marek Długosz