odcinek 201
Od dawna na pięknych Mazurach zauważa się pewną prawidłowość. Małe Mazurskie Miasteczka (MMM) albo stają się Mazurskimi Zapyziałymi Dziurami (MZD) lub też wybijają się do grupy Atrakcyjnych Miasteczek Mazurskich (AMM). Trzeciego wyjścia nie ma. W jakim kierunku podąża Mieszczno – nietrudno zauważyć. Nie trzeba tu zresztą płakać nad jego nieszczęsną dolą. Od wielu już przecież lat każda kolejna miejska władza ma tylko jeden cel – aby do następnych wyborów!
- Ożeż ty baranie z łbem zakutym w krzyżacki garnek! – oburzą się mieszczneńscy mieszczanie. Przecież tyle zrobiono dobrego! Wzdłuż co większych ulic postawiono barierki, nad jeziorkiem można się przejść i na szemrzącą fontannę popatrzeć, ba – tu i ówdzie jakiś nowy budynek powstał. Drewniany, a czasem murowany nawet. Minęła obśmiewana era budownictwa sportowego, nastała epoka ozdóbek, pomników i ścieżek. A co dalej? Jaka jest wizja przyszłości tej podobno „bramy do Mazur”? Czy ktoś ma pomysł sięgający najbliższych lat dwudziestu a nie dwóch? Nie mnie, drobnemu kronikarzowi i prześmiewcy o tym sądzić. Posłuchajmy zatem, co mają w tej sprawie do powiedzenie poważni mieszczneńscy przedsiębiorcy, ludzie sukcesu, niegdyś decydujący o teraźniejszości naszego miasteczka a obecnie zażywający spokoju i tylko z tylnego siedzenia korygujący zamiary aktualnej władzy. Okazja do poważnych i szczerych rozmów nadarzyła się niecodzienna.
Dobrze nam znany Henio Krótki wydawał właśnie wielkie przyjęcie z okazji zasiedlenia nowej rodowej siedziby. Aktualną modą posadowiona została w niewielkim zagajniku na dalekich przedmieściach Mieszczna. Nie tylko bowiem warszawiacy czy mieszkańcy innych metropolii wynosili się z zatłoczonych centrów w podmiejskie ustronia. Nawet miejscowe „beverly hills” stawało się wyraźnie passe, szczególnie gdy jego mieszkańcy porównywać zaczęli różnice w podatkowym obciążeniach miasta i gminy, a raty kredytów rosły.
Pod wytworną kolumnadą przed frontem nowego piętrowego dworku rodziny Krótkich przelewał się tłum zaproszonych gości. Pojawił się każdy kto coś znaczył w miasteczku i okolicy. Podziwiano bujną architekturę, rozległe podjazdy i trawniki, ukryty z boku domek dla służby i rozległą wozownię…, tfu, garaż. Rozstawione w salonie i szerokich korytarzach stoły uginały się pod ciężarem cateringu, napitki lały się strugą obfitą i mocną jak na okazję przystało. Gdy w końcu ostatni goście wypełnili podstawione przewidująco przez gospodarza taksówki a obsługa sprawnie zwinęła pozostałości biesiady, Henio Krótki z ulgą udał się na zaplecze domu do swego nowo urządzonego gabinetu. Tu w głębokim skórzanym fotelu na biegunach wypoczywał już od dłuższego czasu najbliższy przyjaciel nowego domu, czyli Włodek Maciejko.
- Myśliwym na starość chcesz zostać? – wskazał na ściany gęsto obite skórami i ozdobione myśliwskimi trofeami.
- Gdzie tam, ale architekt tak zaprojektował. Podobno drewno na ścianach i myśliwski styl będzie znów najmodniejszy, szczególnie z widokiem na las – wskazał ręką za okno.
- Nieważne, byle chłodno było latem i ciepło zimą! W twoje ręce! – wzniósł toast za nową siedzibę. Jak zwykle zresztą kubkiem parującego grogu starych murarzy.
- Szybko ci poszło, tak się uwinąć z budową, no, no!
- Dobrze ci gadać jak już dawno w lesie mieszkasz! Już nie mogłem wytrzymać tego miejskiego syfu! Od pół roku nigdy nie wiedziałem czy uda mi się dojechać do domu, czy kół nie pogubię! Centrum pieprzone! Daj już spokój, myśleć mi się o tym całym Mieszcznie nie chce!
- Tak ci Mieszczno dogryzło? Przecież kiedyś zrobią porządek! – roześmiał się Maciejko – Ba, nawet za jakichś parę lat to i drogę do domu zrobią!
- Daj spokój, kto tu myśli co będzie w Mieszcznie za parę lat – skrzywił się Henio i nawet uczciwa szklaneczka single malta nie poprawiła mu humoru.
- Jak to co będzie? Ta sama bida! - uśmiechnął się Maciejko.
- Nie ma się czego śmiać, tobie dobrze, twoja Kaśka po świecie buja, a ja moim chłopakom chałupę w mieście zostawiłem i chciałbym, żeby coś tam jednak tutaj mogli zdziałać. Tylko co, cholera! W tym grajdole?!
- Nie płacz, nie płacz, coś tam im przecież od ciebie skapnie, no nie? Na lodzie ich nie zostawisz. To i owo mogą już za ciebie pociągnąć.
- Ale co, stary? – żachnął się Włodek – na co mają chłopaki postawić, żeby nie bujać się z byle czym? Może turystyka? Z hotelem porządnym ruszyć?
- Daj spokój, zobacz jak wydudkał Mieszczno ten cwaniaczek co niby hotel chciał budować, a stację stawia i zlewnię syfu z autokarów. Nad jeziorem zresztą. Zapomnij o hotelu!
- To może jakąś porządną knajpę przynajmniej… - zaczął Henio.
- Coś ty, zobacz następny cwaniaczek wziął knajpę w najlepszym miejscu, deskami zabił i na wzrost cen liczy, żeby korzystnie opchnąć. Może kupisz, co? – wyzłośliwił się Maciejko – Będziesz wtedy równie kumaty jak nasza ukochana miejska władza.
- Wiesz… kto na to pozwala, kto takie umowy podpisuje bez żadnego zabezpieczenia dla miasta?! Przecież trzeba być kretynem! Podpisałbyś coś takiego?
- Co, na idiotę wyglądam? Nie obrażaj starego przyjaciela – Włodek roześmiał się jednak niezbyt urażony. – Popatrz, jeszcze na najlepszy plac w Mieszcznie, co od paru lat rozbabrany w samym centrum stoi i czeka na lepsze czasy, żeby cenę złapać. Może to kupisz i chłopaki jakiś interes tam ruszą?
- I znów kabzę jakimś przybłędom, co głupotę ratusza wykorzystali mam nabijać? – Henio złapał się za głowę. – Gdzie my, stary, żyjemy?
- W Mieszcznie, czyli nigdzie. Czarna dziura na Mazurach!
Marek Długosz