odcinek 220
Naprawdę duże pieniądze nie potrzebują reklamy. Z tymi trochę mniejszymi różnie bywa. Nie tylko polskim od lat popularnym zwyczajem jest zaglądanie do kieszeni, najchętniej cudzej. Stąd biorą się tak częste w wielu czasopismach „wypisy” z oświadczeń majątkowych nieszczęśników, którzy muszą je upubliczniać. Zawsze to miło popatrzeć, ile w tym roku zarobił radny Pipstrzykowski, na ile oceniła swoją willę posłanka Rozstrzepańska i jaki kredyt do spłacenia ma wójt Krztusiński. Jest o czym pogadać przy piwku! Tylko, że akurat to nie są te naprawdę duże pieniądze, co najwyżej lekkopółśrednie.
Henio Krótki lekko znudzony ciągle letnią kanikułą wylegiwał się wśród palm nad basenem z nieprzyzwoicie ciepłą wodą. Kto powiedział, że na Mazurach palmy nie rosną? Rosną, rosną, wystarczy się tylko trochę wokół obejrzeć. Wokół basenu Henia rosną już drugi rok i mają się coraz lepiej, mniej więcej tak jak ich właściciel. Heniowi było tym bardziej dobrze, gdy pomyślał, że akurat w tym miesiącu rachunek za ogrzewanie basenu nie przekroczy marnych dwóch – trzech tysięcy. Zimą potrafił przekroczyć dziesięć i to dość wyraźnie, ale co znaczą marne złotówki wobec przyjemności wygrzewania się w ciepłej wodzie, gdy wokół świat zasłany białym puchem. Dlatego też, kiedy przerzucając świeżą prasę, zauważył finansowe rozliczenia Pipstrzykowskiego i Krztusińskiego, tylko z lekka się uśmiechnął.
- Czytałeś, Włodek? – zwrócił się do nieodłącznego przyjaciela smażącego wytrwale łysinę na sąsiednim leżaku z tekowego drewna.
- Nic nie czytałem, zrobiłem sobie dzisiaj urlop… - Maciejko przewrócił się na drugi bok, wystawiając tym razem do słońca obficie owłosione plecy.
- To ja ci przeczytam – Krótki nie mógł powstrzymać chichotu - jaja jak berety!
Henio poprawił na nosie okulary. – Słuchaj! Pipstrzycki Maciej, radny miejski, nieruchomości – mieszkanie 48 metrów… wyobraź sobie, 48 metrów! Jeszcze takie klatki na szczury budują?! Wartość 100 tysięcy… Popatrz no Włodek, to ma jeszcze jakąś wartość?!
Maciejko otworzył jedno oko, ziewnął niczym hipopotam, co konweniowało z takim otoczeniem. – Przestań rżeć, baranie! – dobrotliwie skarcił przyjaciela. – Skleroza mnie wali wprawdzie na odlew, ale jeszcze pamiętam, jak się w czworakach w jednym pokoju z babą i dzieciakami upychałeś.
- Z byłą babą, a dzieciaki poszły sobie już dawno w cholerę. Można zapomnieć… - wkurzył się z lekka Henio i zagrzechotał lodem w nieodłącznej szklaneczce złocistej starej whisky.
- To zobacz lepiej, jak Krztusiński bajer zakłada – zarobił w ubiegłym roku 180 tysięcy, a kredytu spłacił dwieście tysięcy! W dolarach frajer zresztą! Przecież jak to jakiś urząd skarbowy przeczyta czy jeszcze gorzej ABC, to go tak przemaglują, że cztery pokolenia wstecz będzie musiał się rozliczyć!
- Czego się chłopa czepiasz, pokaż mi takiego w Polsce, który nie wydaje dwa razy więcej niż zarabia!
- Ale w gazetach się tym nie chwali! – Henio intensywnie liczył w myślach. – Jakby udowodnił, że nic nie jadł, nie pił, grosza nie wydał, to jeszcze by musiał się z jakichś czterech stów rozliczyć. Ma facet rozmach – pokręcił głową z uznaniem.
- Ty siedź lepiej cicho – Maciejko pomimo wściekłego upału sięgnął po kolejny kubek wrzącego grogu starych murarzy – sam w tym roku zarobiłeś tylko 5 tysięcy i do opieki społecznej się tylko nadajesz.
- A ile miałem zarobić? – zdziwił się Henio. – Nowa chałupa ciągle kosztuje, zimowy ogród z basenem, lepiej nie gadać… Koszty mam, stary, że niech to jasna cholera!
Maciejko wybudzony z drzemki usiadł wygodnie i majtał nogami w ciepłej wodzie.
- Wczoraj u fryzjera zajrzałem do jakiejś takiej grubej gazety. Tam to dopiero opisali naprawdę gości z forsą. Obaj byśmy u nich mogli co najwyżej drzwi otwierać i to od garażu najwyżej! Bajery helikoptery, jachty na Karaibach, pałace w Alpach itede… W Polsce się w ogóle nie pokazują, bo nie chcą ludziom szmalem w oczy świecić! Co najwyżej wpadną czasem jakiś obrazek na aukcji kupić. Ciężkie życie ci mówię!
- To gdzie oni cholera taki szmal robią? – zainteresował się Włodek.
- W Polsce, stary, lody kręcą, a gdzie by tak dobrze im mogło iść? Miejsca pracy zapewniają, na rękach społeczeństwo nasze niewdzięczne powinno ich nosić!
- Dobrze, że przynajmniej podatki tu płacą, coś tam jednak zostawią…
Maciejko pokręcił głową i parsknął śmiechem. – A ty gdzie podatki płacisz? Co?
- Czego się czepiasz, przecież nic nie zarabiam, no prawie nic, to za co mam płacić… Chłopie, przecież sam wiesz… - siorbnął ze szklaneczki.
- No widzisz, oni też nic, no prawie nic… A podatki płacą w Monako, bo im tam nikt za bardzo się pitom nie przygląda. Wystarczy kupić sobie tam jakieś mieszkanko i już jesteś rezydentem. I podatki łaskawie ci książę pozwoli do swojego skarbu wpłacać, co łaska, byle dużo. Ostatnio się tam zameldował ten nasz superkierowca, któremu w tym roku jakoś wózek nawala, ale forsa kapie. Po co więc ją gdzieś do urzędu skarbowego w Krakowie wpłacać? W Monako taniej i przyjemniej.
- Ty, to jest pomysł! – ożywił się Henio Krótki. – Może by sobie jakąś chałupkę w tym całym Monaku kupić? Gdzie to jest mniej więcej?
- Nie wiem za bardzo, gdzieś nad morzem w ciepłych krajach. Tyle, że to mieszkanko musi kosztować przynajmniej dziesięć dużych baniek eurasów…
- Sporo, cholera… - zafrasował się Henio – trzeba by policzyć, czy się opłaci.
Marek Długosz