odcinek 223
Jakby nie patrzeć – można to sobie przeczytać w prasie lub obejrzeć w tiwi – władza nasza ukochana, niska średnia i najwyższa, bliska jest elektoratowi tylko przed wyborami. Potem ma nas dokładnie w nosie, aż do następnych wyborów, przed którymi staje niczym ratlerek na tylnych łapkach i merda resztkami ogonka. Zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić i olewamy tę władzę za przeproszeniem dokładnie, byleby tylko za bardzo nam nie przeszkadzała. Podział na my i oni wcale nie skończył się dwadzieścia lat temu. Był, jest i chyba niestety będzie trwał jak długo sprawowanie funkcji jest wywyższeniem a nie służbą ogółowi. Co zresztą zakładali starożytni naiwni twórcy demokracji.
Z pewną taką nieukrywaną satysfakcją przeciętny obywatel przeczyta sobie lub posłucha jak czasem jakiś mniejszy lub większy wybraniec narodu umoczy sobie łapki w czymś mniej lub bardziej śmierdzącym.
- A nie mówiłem! – pokiwa głową przeciętny Kowalski – Dobrze tak jednemu z drugim! W głowach się już im doszczętnie poprzewracało!
Chociaż nie zawsze.
Szczerzy i doświadczeni demokraci, weterani mieszczneńskiej służby samorządowej, obecnie – co stało się w kraju regułą – dobrze sytuowani biznesmeni, czyli Włodek Maciejko i Henio Krótki spędzali wolny wieczór w wykwintnym jak zwykle towarzystwie, czyli swoim. Nie musieli już od paru lat tracić czasu na gry i zabawy wyborcze a później zajmować się jakimiś tam mało ważnymi problemami miasta, o ile oczywiście nie dotyczyły ich własnych interesów. Zrobili na tym boisku już wszystko i jako zasłużeni samorządowi oldboje mogli pozwolić sobie na szczere komentarze. W granicach rozsądku, jak najbardziej.
- Wiesz… - Włodek Maciejko zanurzył usta w kubku z wrzącym grogiem starych murarzy – nie wiem co o tym sądzić… Niby jakoś tak fajnie, ale z drugiej strony…
- Co tam ci znowu po łysym łbie się pałęta? – zaciekawił się Henio.
- No zobacz – wskazał gazetowy artykuł – ta cała historia z sołtysem Kitką. Przyjemnie niby, że chłop od lat rządzi tam u siebie porządnie, ludzie go cenią i lubią, a jak mu się historia głupia przydarzyła to rękę mu podali, poparli… - zamyślił się Włodek, w dal przed siebie z zadumą spojrzał.
- Prrss… Co w tym dziwnego? – parsknął Henio – Każdemu się może zdarzyć, świętych nie ma. W końcu nic strasznego się nie stało, jakaś marna obcierka. Ludzka rzecz, szkoda chłopa. Widać, że sołtys z niego porządny, wieś za nim murem stoi!
- Wiem, wiem – zgodził się Maciejko – znamy przecież Kitkę od stu lat! Rzutki chłop, z jajami, pomysłów ma za dziesięciu! Żeby takich więcej było…
- No to w czym problem? – wzruszył ramionami Włodek i zadzwonił lodem w szklaneczce napełnionej ulubioną whisky – Sąd mu pajdę jakąś tam przyłoży albo nie przyłoży i będzie po sprawie. Nie on pierwszy i nie ostatni na bańce do domu wracał! Na zdrowie! – wzniósł szklaneczkę.
- Zobacz tutaj… - Włodek wskazał kolejną stronę tej samej gazety, gdzie odnotowano kolejny wypadek, w którym tylko cud i refleks uratował parę osób od czołówki z pijanym bandytą za kierownicą.
- Fakt. Cud, że wszyscy wyszli żywi! Że też na takich sądu nie ma! – zaperzył się Henio.
- No właśnie, temu się nie udało – zgodził się Włodek – Chciałbyś żeby w twojej wsi taki rządził?
- Demagogia! Przecież Kitka nikomu większej krzywdy nie zrobił, sam zrezygnował uczciwie a ludzie go poparli! To naprawdę porządny facet! – zamachał rękami Krótki.
- I tego, cholera, najbardziej się boję – westchnął Maciejko.
- Czego znów się czepiasz? Sam nigdy po kielichu nie jechałeś, co? Znamy się, nie? – Henio stuknął się bochnem wielkiej łapy w czoło.
- Racja, młody byłem, durny, upiekło się jakoś… Samochodów zresztą było mało, nie co to teraz… Ale już ze dwadzieścia lat ani kropli… Sam wiesz, stać mnie na taryfę! Zresztą ty już też od lat za kółko po łyskaczu nie siadasz, no nie?
- Eeee, po co mi to… - skrzywił się Krótki - Ale sam widzisz… Demokrację mamy, ludziom to nie przeszkadza i trzeba to uszanować. Kitka to naprawdę dobry człowiek…
- Boję się – powtórzył Maciejko – że tak jakoś prawie jednogłośnie wszyscy go poparli, to raz. Czyli jak jesteś naprawdę dla ludzi w porządku to ci więcej wolno? Naprawdę?
- A dwa?
- A po drugie, to ja też naprawdę Kitkę lubię i cenię. Nieraz się przecież pogadało, nawet jakiś tam mały interes zrobiło, uczciwy jak najbardziej… I cholera głupio mi teraz…
- Tobie…? – zdziwił się Krótki.
- Nie o tę całą obcierkę chodzi, odcierpi uczciwie jak kodeks i sąd mu dołoży… - stuknął Maciejko kubkiem o stolik aż trysnął drogocenny napój.
- Trochę inaczej o nim myślałem…
- To co, miał się zaprzeć, koszulę rozerwać i nigdy więcej sołtysiej tabliczki na ścianie nie przybić? Twardziel taki!? – zamachał rękami Krótki.
- Dlaczego nigdy więcej…
Marek Długosz