odcinek 225
- Nie ma, panie Franku, już ludzi w naszym Mieszcznie! – westchnął ciężko Rudy, siadając przy stoliku baru „Siwucha” gdzie, jak stali czytelnicy doskonale wiedzą, od dawna spotykało się grono wypróbowanych przyjaciół.
Franek Baczko spokojnie umoczył wąsy w pianie „tyskiego”, i z uśmiechem pokiwał głową. – Wiesz Rudy, ja tam emeryt jestem, powolutku sobie żyję i jakoś tak im mniej mam włosów na głowie to jakoś tak bardziej ludzi lubię. Demencja chyba mnie łapie na starość.
- Panie Franku! – Rudy walnął w stół piąchą, która już niejeden twórczy umysł przeniosła w świat marzeń – Panie Franku! – powtórzył – jak widzę takie jaja, to rzygać mi się chce albo gorzej!
- Spoko Rudy, chyba łapię o co ci idzie i daj na spocznij… - włączył się do dyskusji straszny posterunkowy Kuciak – Mnie też cholera bierze jak się byle pętak bierze za coś, co go o dwie głowy przerasta, tylko…
- Tylko – włączył się Franek Baczko – ja bym może nie tak ostro. W końcu chłopaki chcieli dobrze.
- Dokładnie tak – zgodził się Kuciak – chcieli dobrze, ale zabawa w sport to dziś już nie klocki tylko biznes. Szczególnie w piłkę w ucho kopaną!
- No właśnie! – Rudy zacisnął dłonie – Jak się nie ma pojęcia o biznesie to z daleka od boiska! Na trybunie usiąść, pestki łuskać i piwko popijać. A teraz to ja też już mam dosyć do tego interesu dokładać, tylko mi chłopaków szkoda… Naprawdę – spojrzał na przyjaciół – warto im cholera jasna pomagać, ale lizaki to już nie ten interes co kiedyś… Na stałego sponsora się nie nadaję! Żeby moja Majka wiedziała, ile w tym umoczyłem to lepiej nie gadać!
- A co, lepiej było jak przedtem paru fachowców z bożej łaski rekord pobiło…? Taka paka była, że rekord chłopaki zrobili nie do pobicia! Sto gał w naszej siatce przez jeden sezon! Miejska elyta tym rządziła, cholera jasna, co nie wie, jak getry w szatni śmierdzą! – wkurzył się Kuciak.
- Paaanie posterunkowy… – Franek poklepał Kuciaka po dłoni – pamiętam jeszcze jak pan na stoperze w „Partyzancie” miśków golił, były czasy… Ale się zmieniły! Nikt już nie będzie z państwowych pieniędzy piłki w Mieszcznie dla zabawy utrzymywał.
- Fakt, kopalni u nas nie ma, ani nawet elektrowni głupiej… Tam jeszcze jest forsa, i to jaka! – skrzywił się Rudy.
- No dobra, ponarzekali, popłakali i co dalej? – Franek Baczko jak zawsze stał na ziemi obiema nogami.
- Trzeba jednak jakoś tym chłopakom pomóc, bo to przecież wstyd, żeby w takim Zasypiu czy innym Dolnym Pikutkowie kopana była, a u nas paru złotych nikt nie miał na wyjazd na mecz – zgodził się Rudy – tylko…
- Co tylko? – zainteresował się Baczko.
- Tylko kto będzie chciał pomóc facetom, którzy sportu od, wstyd powiedzieć, kablowania nie odróżniają. Jakby tak w moim lizakowym interesie ktoś tak pogrywał, to… - Rudy znacząco zawiesił głos.
- Fakt, głupio wyszło – zgodził się straszny posterunkowy – Robić aferę z tego, że kilku par gaci i paru koszulek się nie można doliczyć… Jak świat światem nikt tego w żadnym klubie nie zdawał do magazynu tylko prał w domu, aż się w końcu podarły i na szmaty poszły. Pamiętam kiedyś… a zresztą, nie ma o czym gadać. Jak już prorok to w łapy dostał to nie puści, okazja jest statystykę poprawić, cholera jasna!
- No i widzicie, kto będzie takich sponsorował? Idiota chyba – zgodził się Rudy.
- A co na to ogródkowy zarząd, bo przecież w każdej tabeli Ogródek Mieszczno figuruje jak byk, szkoda tylko, że przy samym końcu – zapytał Franek
– Rudy, ty się przecież przy wyborach tam kręciłeś, masz dojścia…
- Dupą wszyscy trzęsą na samo wspomnienie jak prorok co poniektórym chałupy poprzetrząsał, nie ma o czym gadać. Ani Toczek, ani Niusia czy pani Dolińska grosza nie dadzą. Tyle co na trampki dla młodzików, bo już na pociąg na wyjazd to nie starczy.
- To może z Wójcikiem byś pogadał, co? Masz do niego dojście i parę spraw mu w okolicy załatwiłeś – przypomniał Kuciak. – Niedługo znów wybory i jak znam życie, to mu się znowu przydasz.
- Da pan spokój, panie posterunkowy… - Rudy znał Wójcika można powiedzieć od podszewki, ale jako człowiek bezakcyzowego biznesu wolał wiedzę zatrzymać dla siebie.
- Nie chodzi mi, żeby on sam, no może by go honorowym prezesem zrobić, ale jakby poważnie porozmawiał z tym i owym z biznesu, przekonał kogoś młodego, że do urzędniczej kariery warto prezesowanie w siwi sobie wpisać… W końcu z władzą dobrze żyć zawsze się opłaci – Frankowi zaschło w gardle i przepłukał je „tyskim”.
- Paaaanie Franku – westchnął straszny posterunkowy – Wójcik piłkę to ma gdzieś tam, bo musi się o ochotniczych fajermanów troszczyć, z tego go prezes rozlicza i tam ma elektorat.
- Zaraz, zaraz… - Rudy trzasnął się dłonią w czoło – Chyba mam pomysł! - Który prezes piłkę kopie i jego cała ferajna, co? No? Przyczepa Odwalonych! Zgadza się?!
- Myślisz Rudy, że Leśniewski…? Właściwie … - Kuciak pokiwał głową z uznaniem – Zna kogo trzeba, dojścia ma…
- No i Chruściel przecież się do PO przeflancował! Prezes byłby jak ta lala, fachowiec nawet! Czasu ma teraz sporo, wykazać się przed wyborami musi. Lepszego nie znajdziemy!
- No to panowie za Ogródki Mieszczno! wzniósł kufel Franek Baczko.
Marek Długosz