Odcinek 66
- Ostro, mocniej! Jeszcze gazu i pod górkę! - mruczał do siebie Dyrektor, pokonując w zawrotnym tempie kolejne kilometry codziennej rowerowej zaprawy. - Jeszcze parę kilometrów. Dobrze jest, żadnej zadyszki!
Na koniec został już tylko tradycyjny przejazd głównymi ulicami Mieszczna. - Niech elektorat widzi, jak dbam o kondycję - uśmiechnął się do siebie, zwinnie umykajšc spod kół rozpędzonych samochodów prowadzonych przez młodych ludzi.
- Tyle razy ci mówiłam, że masz zakładać kask! - powitała go żona. - Zobacz, ile wypadków co chwilę! Życie ci się już znudziło!?
- Daj spokój, muszę się jeszcze trochę pomęczyć - westchnął, przecierając czystą szmatką szprychy. - W kasku nikt by mnie nie poznał, a tak wszyscy widzą! Nawet mi się kłaniają!
- O, właśnie! Masz ukłony od Leśniewskiego, dzwonił z godzinę temu.
- A co chce ten stary szachraj? Nie mówił przypadkiem?
- Nie, tylko prosił, żebyś przedzwonił jak wrócisz. Na komórkę, bo jest gdzies za miastem.
- Ciekaw jestem, co go tak przypiliło? Może znów wpadł... - nie dokończył, gdyż ostro zabrzmiał dzwonek telefonu.
- Słucham! Cześć... Nie, jeszcze nie wiem, nie czytałem. Dobra, za godzinę u ciebie. - odłożył słuchawkę. - Nic do mnie nie przyszło z poczty? Podobno ktoś rozesłał po mieście coś ciekawego.
Na tarasie niepozornego domku letniskowego Leśniewski z niecierpliwością przerzucał strony "Tygodnika Miejscowego". - Cholera - mruczał pod nosem - nie odpuszczą! Pieprzony elektorat! Słoń im na ucho nadepnał! Za głośno fabryka pracuje...
Na wiodącej do domku ścieżce bezszelestnie pojawił się zażywny rowerzysta.
- Co ty, nie możesz jak człowiek? Na benzynę cię nie stać? - wstał i otworzył furtkę, witając lekko zdyszanego Dyrektora.
- Mnie jeszcze stać, a ty, jak wróble ćwierkają, niedługo nawet zimą będziesz musiał pedałować! - odgryzł się Dyrektor. - Odbijasz się, czy naprawdę leżysz kompletnie?
- Kto będzie kompletnie leżał, to się dopiero okaże! - warknał Leśniewski, ale wyraźnie widać było, że Dyrektor trafił w jego czuły punkt.
- Dobra, dobra, nie przejmuj się. Każdemu zdarza się kiedyś splajtować. Ja też kiedyś... - dyrektor wolał nie wracać do niezbyt miłych wspomnień.
- Właśnie po to do ciebie dzwoniłem. Ty też kiedyś miałeś kłopoty i podobno dobrze na nich wyszedłeś. Nawet nie wiedziałem, że tak dobrze!
- Eee, bzdury ludzie wygadują! Jak ma się dziesięć paluchów do roboty i łeb na karku, to nie ma takiej bryndzy, żeby się z niej nie wygrzebać!
- I dobre układy tu i ówdzie... - dodał Leśniewski.
- To nigdy nie zaszkodzi, ale gadaj o co chodzi, bo mi się zimno robi, lato się kończy!
- Masz, poczytaj sobie - Leśniewski dał mu kilka kartek zadrukowanego papieru.
Dyrektor rzucił okiem na pierwsze linijki i ciężko opadł na trzeszczący wiklinowy fotel. Czytał dalej, a na jego błyszczącej czaszce ukazały się grube krople potu.
- Kto, kto to mógł wysmarować? Sukinsyn pieprzony!
- "Obywatel", zobacz na podpis - uśmiechnał się Leśniewski.
- "Delegat", "Życzliwy", czy inny "Obywatel"! Kawał świni po prostu! - pienił się Dyrektor.
- Nie wiesz może kto to jeszcze dostał?
- Na pewno Mecenas, Czesio Wałach i Długal, bo do mnie dzwonili, ale kto jeszcze? Nie wiem. Ooo, jeszcze Profesor. Słuchaj, on w portki robi ze strachu!
- On? A dlaczego? Przecież on zawsze się bał własnego cienia! - zdziwił się Dyrektor.
- A tu czytałeś? - Leśniewski wskazał właściwy fragment elaboratu. - O tym komputerowym złomie, co mu kiedyś podarowałeś, a sobie policzyłeś... O tutaj!
- Eee, nie ma się czym martwić. To już przedawnione... - tu Dyrektor ugryzł się w język i niespokojnie spojrzał na Leśniewskiego.
- Co przedawnione, to przedawnione, ale coś by się z tego jeszcze dało poskładać - teraz Leśniewski spokojnie rozsiadł się na fotelu.
- No niech tylko się dowiem, kto to wysmarował! Z torbami puszczę!
- Spokojnie, żadnych gwałtownych ruchów - roześmiał się Leśniewski. - Wygląda, że ci, co dostali te liściki to i tak od dawna przecież o wszystkim wiedzą.
- Przecież to nieprawda! - zaperzył się Dyrektor. - A to, o i to? - Leśniewski wskazał właściwe akapity. - O tym to nawet ja już wiem od stu lat!
- To o co tu chodzi? Po co to wysłał?! Mógł iść z tym od razu gdzie trzeba...
- No, zaczynasz kumać! - uśmiechnął się Leśniewski.
Sięgnał do podręcznej lodówki i wyjął zimną colę.
- Rowerzyści nic mocniejszego nie piją - nalał do szklanek.
- Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o forsę! O forsę od Podłużnego, łapiesz? Poczytaj gazety, zobacz po kim jadą, na czym się Długal co tydzień wykłada? Albo będzie musiał Podłużnego spuścić w końcu w kanał, albo ma w elektoracie wykichane na amen! I tak źle, i tak niedobrze, jednym słowem Długal jest na aucie!
- A co ja mam z tym wspólnego?
- "Obywatel" przypuszcza, że teraz ty możesz podeprzeć Podłużnego, z wzajemnością zresztą i cię z tego dokładnie miksuje. Ucz się czytać!
- Cholera, może być - zafrasował się Dyrektor. - Mnie to faktycznie zwisa, bo do mnie hałas z jego kuźni nie dochodzi. Chyba kumam...
- To co, przedzwonisz do Podłużnego. Pogadamy teraz we trójkę?
- Uczysz się, uczysz...- Dyrektor poklepał Leśniewskiego po plecach.
Marek Długosz
Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.
2006.08.23