odcinek 243
Dbałość o zdrowie, kondycję, sportowy wygląd - to obecnie obowiązek każdego, kto chce się uważać za prawdziwego Europejczyka. A kto nie chciałby uważać się za takiego? Nie ma lekko, Europa przyszła do nas, nawet do Mieszczna i już! Gdzie nie spojrzeć kwitnie duch może nie sportowy (bo to się kojarzy dzisiaj z lekka prokuratorsko), ale duch walki o wygląd, sylwetkę itepe. Dookoła miejskiego jeziorka biegają zaawansowani w truchtaniu, truchtają nordikowcy, podpierając się kijkami, drepczą początkujący. Masowo tak, że normalny człowiek ledwo się w tym tłumie przeciska i głupio czuje, że nie nadąża! W licznych (ukłony dla Chruściela i spółki) salach gimnastycznych, halach sportowych, pływalniach – ruch od rana do wieczora! Liga piłkarska, siatkarska, kręglowa, fitness, strechingi, stepy, prerie i sawanny… tfu, rozpędził się autor cokolwiek. W każdym razie jeżeli ktoś ma dwie ręce, więcej niż jedną nogę i odrobinę ambicji, wypaca z siebie ile tylko może i gdzie może. A nawet jeżeli pocić się za bardzo nie chce, to wypada przynajmniej poszanować w markowym dresie, czy innych ciuszkach wpasowanych w sportowe trendy.
Nie zdziwili się więc znani nam dobrze przyjaciele – emeryt Franek Baczko i straszny posterunkowy Kuciak, gdy po dłuższym niewidzeniu, spotkali w końcu Rudego, młodego biznesmana branży lizakowej, w lekko zmienionej postaci. Ostatnimi czasy Rudy, wprawdzie dobiegający dopiero pięknego wieku lat trzydziestu, nabrał kształtów nieco obłych. Po zmianie kultowego służbowego stroju, czyli markowego dresu na nie mniej markowy garnitur, pewne braki jego sylwetki zostały cokolwiek zatuszowane. Pucułowata gęba zdradzała widocznie dowolne podejście jej nosiciela do zasad zdrowego odżywiania. Również ciepłe uczucie jakim od lat obdarzał Rudy markę „mercedes” przyczyniło się do powolnego acz widocznego zaniku muskulatury, szczególnie kończyn dolnych. Tymczasem, co rzucało się w oczy, Rudy prezentował się teraz niczym niejaki Szwarceneger, z czasów gdy jeszcze się nie zmarnował i nie został zdegenerowany do roli polityka.
Rudy sprężyście wkroczył do ekskluzywnego baru „Siwucha” i zajął swoje stałe miejsce przy stoliku, który od lat dzielił z Frankiem i Kuciakiem.
- Co jest Rudy, już zapomnieliśmy jak wyglądasz?! – Franek radośnie ścisnął prawicę Rudego i lekko syknął z bólu.
- Szanuj się Rudy i moje stare kości! – potarł obolałą dłoń.
- Sorki, panie Franku… - sumitował się Rudy i już delikatniej przywitał się ze strasznym posterunkowym – jakoś się jeszcze nie przyzwyczaiłem, że nabrałem trochę kondycji!
- Ładne mi trochę! – Kuciak palcem stuknął Rudego w krawat, wprawdzie firmowy i jedwabny, ale jakoś dziwnie wąski na szerokiej klacie właściciela.
- Jak na olimpiadę chcesz jechać, to się już trochę spóźniłeś!
- Chyba w szuflowaniu śniegu – dorzucił Franek – Ale tak naprawdę to chłop się z ciebie zrobił, no no! Jak laleczka!
- Tylko bez takich tych, panie Franku! – oburzył się Rudy. – Jak pana szanuję to mogę nie wyrobić… - znacząco zawiesił głos.
- Spoko, Rudy! – straszny posterunkowy rozładował sytuację, dysponując kolejkę jasnego z pianką.
Rudy przełknął ślinę i z żalem odsunął kuszący złotem kufelek.
- Nie mogę, naprawdę nie mogę… Nie ten etap! Za miesiąc, półtora, będę mógł sobie pozwolić nawet na dwa, ale nie dziś – w głosie Rudego drgał żal.
- Rudy, gadaj co jest grane, bo ja rozumiem, sylwetka rzecz ważna, tylko dlaczego aż do tego stopnia? Przecież jeszcze niedawno byłeś normalny!? – zdziwił się Franek.
- Szkoda gadać panowie… - zwiesił głowę Rudy – albo już powiem wszystko! – zdecydował się.
- Rano pobudka szósta zero zero i trzy razy dookoła jeziora, potem prysznic, owsianka a w niedzielę jajecznica z dwóch jajek na margarynie! Do roboty, ale o dziesiątej godzina fitnesu, prysznic i dwie marchewki albo jabłko. Dalej znów do roboty, o trzeciej siłownia a potem obiad - gotowana pierś kurczaka albo ryba z groszkiem i godzinka spania…
- Daj spokój Rudy, tak codziennie!? – straszny posterunkowy złapał się za głowę. - To nie wszystko, o szóstej liga siatkówki, o ósmej szóstki piłkarskie…
- Chłopie! Tak długo nie pociągniesz! Przybastuj! – wzrok Franka wyrażał naprawdę głębokie zaniepokojenie.
- Zajedziesz się, to dla zawodowców a ty zawodowcem to jesteś w lizakach a nie na basenie! – dodał Kuciak.
- O właśnie! Basen! W sobotę i w niedzielę po godzinie, potem dżakuzi i sauna. Dobrze, że przynajmniej razem!
- Co razem? – starsi panowie spojrzeli z zainteresowaniem.
- No razem z Agnieszką…, wiecie, widzieliście przecież…
- Z tą nauczycielką? - przypomniał sobie Kuciak – Wtedy przy lodowisku dzieciaków pilnowała. A co ona wuefu uczy?
- Nie, polskiego. Ale powiedziała, że mi nie odpuści, muszę złapać wymiary – Rudy pomacał z nadzieją biceps.
- Czekaj Rudy, co ty, ten no, wzorzec metra masz być spod Paryża?
- Prawie! Znalazła gdzieś optymalne wymiary do mojego wzrostu, no i muszę przed imprezą do nich dociągnąć! Albo – albo! Tak powiedziała!
Panowie spojrzeli po sobie.
- To znaczy Rudy…
- Dwa tygodnie przed ślubem mam wejść w garnitur, który już kupiliśmy! A ślub na Wielkanoc!
Marek Długosz