Odcinek 61

- Musimy coś w końcu pokazać, bo wszyscy już o nas zapomnieli! - Rysio Bańka smętnie drapał się po coraz wyraźniejszej łysinie - Jak mamy wziąć się za te ogródki to najwyższy czas, żeby coś robić.

- Nie zawracaj mi głowy, ja tam mam teraz roboty po same uszy, a jak ci się nudzi, to sobie wymyślaj! - Chruściel lekceważąco machnął ręką.

- Ty tak much nie odganiaj, bo jeszcze i na ciebie wszyscy ręką machną - Bańka postanowił być twardy, do czego znacznie przyczyniła się też "setka", jaką zaliczył spodziewajšc się tej trudnej rozmowy.

Bo sprawy wyglądały naprawdę źle. Kiedyś wielka, a obecnie upadła mała partyjka traciła w Mieszcznie znaczenie jeszcze szybciej niż w całym kraju. Jej żelazny emerycki elektorat szybko przeniósł sympatię na stronnictwo "zielonych osiołków", prowadzone coraz pewniejszą ręką przez Mikołaja Stycznia. Młodzież, o ile jeszcze nie wyjechała za granicę, nie zaprzątała sobie głowy takimi drobiazgami jak lokalna polityka. Kto miał pracę to jej pilnował, kto nie miał to szukał albo oddawał się sennym marzeniom wspomaganym napojami o właściwej zawartości. Lokalną sceną polityczną interesowało się może kilkadziesiąt osób liczących jak zawsze na zbudowanie tak ułatwiającej życie kolejnej sitwy zwanej aktualnie układem.

- To masz może jakiś pomysł? - Chruściel otworzył oczy i z wysiłkiem dźwignął swoje kilogramy z leżaka. - Bo gadać to ja też potrafię, ale mi się już znudziło...

- Musimy przed walnym zebraniem ogródków zrobić jakiś duży strajk albo jeszcze lepiej wielką demonstrację! - wypalił Bańka i z obawą spojrzał na reakcję Chruściela.

- Naoglądałeś się, baranie, telewizji! Nie możesz wymyślić czegoś normalnego?

- A co może być bardziej normalnego? Wszyscy albo strajkują, albo demonstrują! - nie odpuszczał Bańka - Widziałeś przecież, lekarze, górnicy... I co? Dostają co chcieli, nawet jak nie ma im czym zapłacić, to i tak dostają!

- A tobie o forsę chodzi? Przecież zarabiasz, i to nieźle, niektórzy mówią, że nawet zbyt dobrze... Nie masz szans, nikt na to nie pójdzie!

- Ale mi nie chodzi o forsę dla nas, my sobie jakoś tam radę damy. Zrobimy strajk i demonstrację o poprawę warunków! Zobaczą wszyscy kto o ludzi dba!

- Cooo? Jakich warunków!? - żachnął się Chruściel.

- No jakich? Warunków życia! Zobacz, jak działkowców traktują! Cienko, cieniutko... Bida aż piszczy!

- No, gdzie bida to bida, ale coś w tym jest - Chruściel zamyślił się na chwilę. - No dobra, ale kto będzie strajkował i protestował? My? Skąd weźmiesz tylu ludzi?

- Eee tam, to akurat nie problem, sami przyjdą! Aż za dużo! - Bańka roześmiał się. - Zresztą, czy ważni są ludzie, czy telewizja? Jak będzie coś w telewizji, to nieważne czy ktoś naprawdę strajkował, czy akurat komuś się chciało demonstrować!

- Nie pieprz, tylko mów konkretnie. Kto, co i kiedy? - zdenerwował się Chruściel.

Bańka chyba po raz pierwszy poczuł się pewnie. Nareszcie to on, a nie Chruściel coś przewidział, przygotował. - No, teraz moja kolej - zachichotał w duchu.

- Za parę dni mamy "Ranki i poranki Mieszczna", łapiesz?

- No i? Co, artyści ci zastrajkują, straganiarze będą demonstrować?!

Rysio radośnie się uśmiechnął. - Prawie dokładnie o to chodzi! Tłum będzie? Będzie jak zawsze! A w telewizji nie jest ważne jaki to tłum, ważne żeby był!

- Czekaj, czekaj! To zaczyna mieć ręce i nogi... A strajk, kto będzie strajkował? - zafrasował się Chruściel.

- Pan Bańka myśli! - Rysio wypiął cherlawą pierś. - Już gadałem z Włodkiem Maciejką. Zastrajkuje jego firma!

- Jak to, jego firma? Przeciwko niemu? Przecież będzie miał straty! Zwariował?!

- Spoko, nikt nie zwariował. Tu masz cały scenariusz - Rysio wyjął starannie złożoną kartkę. - Wszystko czarno na białym!

Chruściel na chwilę zagłębił się w lekturze. - To znaczy tak - w piątek od rana u Maciejki strajk przeciwko podatkom i ministrowi finansów. Maciejko zamyka firmę, bo mu akurat i tak zmieniają przyłącza, więc firma na dzień musi stanąć. Cholera, dobrze to wymyśliłeś - z uznaniem spojrzał na Bańkę. - Na płotach wywieszamy nasze flagi, a na bramie listę postulatów do sfilmowania.

- Dokładnie tak! Kilkunastu naszych ludzi siedzi w środku i się opala, aż odjedzie telewizja.

- A Maciejko, tak sam, z dobrego serca i sympatii dla nas? Nie wierzę, coś będzie chciał za to.

- Eee, tam. Parę drobiazgów do załatwienia od ręki. - Bańka wolał na razie nie wgłębiać się w szczegóły.

- Po południu - czytał dalej Chruściel - ludzie zabierają flagi i hasła i idą na rynek. Trochę mało ludzi jak na poważną demonstrację, co?

- Telewizja zdejmie ich jak będą szli przez wiadukt, od dołu to będzie wyglądało jak prawdziwy tłum - pospieszył z wyjaśnieniem Bańka.

- No dobra, przychodzą na rynek...

- A tam z boku stoi już taka ścianka jak w sejmie. Widziałeś? Nasze emblematy, tuba z nagłośnieniem, no i oczywiście my! - Bańka zadarł do góry brodę. - Na pierwszym planie, rzecz jasna. W tle ci ludzie z flagami...

- A tłum dookoła zrobi się sam jak ludzie zobaczą telewizję - wszedł mu w słowa Chruściel.

- Wiesz co, nie spodziewałem się, że potrafisz zrobić taki numer! - poklepał Bańkę z uznaniem po plecach. Ale po chwili jeszcze raz przejrzał kartkę i spochmurniał.

- A skąd my weźmiemy tych kilkunastu ludzi? Nie mamy już tylu członków...

Marek Długosz


Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2006.07.19