Odcinek 82

Bar "Siwucha", miejsce biznesowych spotkań elity mieszczneńskiego życia gospodarczego od kilku dni przypominał przedsionek domu pogrzebowego. Trwała praktycznie nieprzerwana stypa. Stali bywalcy siedzieli w chmurach dymu. Sam Rudy, nietykalny od niepamiętnych lat szef szefów, organizator i niekwestionowany król bezakcyzowych lizaków przebywał od kilku dni na państwowym wikcie i opierunku.

- Co robić? Cholera, co robić? - Łajza i Morda, czyli prawa i lewa ręka Rudego opróżniali kolejne kufle piwa i bezskutecznie starali się wymyślić sposób na wyciagnięcie bossa z miejsca odosobnienia.

- Kto by się spodziewał? Komu to szkodziło? Tyle lat, tyle lat i naraz pierdut! Do pierdla! ­ ciągle nie mógł uwierzyć Łajza.

- Dobrze jeszcze, że akurat merol Rudego stał na warsztacie, to się udało go sprzątnąć, zanim położyli na nim łapę - pocieszał się Morda.

- A jak ktoś nam zajmie bramę i przejmie interes? - Łajza z przerażeniem myślał o perspektywie przymusowego bezrobocia lub co gorzej - konieczności szukania jakiejś pracy.

- Zobacz, nikogo nie ma! Ani Śliwy, ani Frania Baczki. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie! - żalił się Morda. - Kiedyś wystarczyło na chwilę usiąść przy stoliku to już byli. Piwko, papierosek, a co teraz? Nikt nie pomoże?!

Nie doceniali jednak dawnych przyjaciół szefa. Przed barem zatrzymał się firmowy "żuczek" i już po chwili przy stoliku zasiadł Franek i starszy posterunkowy Kuciak, tym razem w cywilu.

- Co jest, jak pragnę zakwitnąć - zdziwił się Morda - jak długo żyję nie widziałem pana w cywilkach. Wyleli?

- Nie jest tak źle - uśmiechnął się Śliwa, sięgając po kufelek z obiecującą pianką na wierzchu. - Jeszcze się taki nie urodził, co starego Śliwę na rybki wyśle! Ale teraz trzeba ostrożnie, oj ostrożnie! Technika, cholera, działa! Lepiej za Bonda w kamerze nie grać!

- Mówiłem wam dawno, że te pieprzone kamery nas wykończą?! - skrzywił się Morda.

- Ale Rudy się uparł, żeby bramy nie zmieniać, bo i tak jakby co, to akurat coś się tam zepsuje czy skasuje.

- No, co było to było, a teraz trzeba pokombinować, jak Rudego wyciągnąć z tego bałaganu - odezwał się milczący dotąd Franek.

- Znam paru chłopaków, co nam lizaki z putilandii wożą. Jakby tak jeszcze paru pościągali, to może by dało radę Rudego z ciurmy jakoś w nocy odbić, co? - podskoczył z pomysłem Łajza.

Franek spojrzał na niego z politowaniem.

- Leć do baru po cztery piwa! - Śliwa skrzywił się z niesmakiem. - Z kim tu pracować? Na video, cholera, wychowani! Zabili go i uciekł!

- Trzeba rozsądnie i ostrożnie! - Franek jako człowiek w biznesie od dzieciństwa otrzaskany przejął inicjatywę. - Co tam, panie posterunkowy, słychać? Da się coś zrobić?

- Jak się da to się zrobi - przypomniał Kuciak stale aktualną sentencję. - Tyle że cienko jest. Młodziaki się wzięli za sprawę. Napaleni jakby pornola oglądali, a nie kupę lizaków. Na rzęsach staną, żeby Rudego na parę lat zapudłować! A do tego akurat jak na złość kamery działają jak ruskie zegarki! Wszystko widać, deszcz nie deszcz, słońce nie słońce!

- Czyli wszystko się sypnęło... - zmartwił się Franek.

- No, jakby tak trochę pomyśleć... - spojrzeli na Śliwę z nadzieją i natychmiast stanął przed nim nowy pełny kufel.

- Rudy prawie nie karany, jeszcze dawno temu jakieś kolegium czy coś takiego - zaczął.

- Eee, co tam, tylko jakieś drobne rozróbki po pijaku. Jak jeszcze młody był - machnął ręką Łajza.

- No to jest szansa, żeby z pudła wyszedł - odetchnął Franek.

- Szansa jest, tylko musi ktoś poręczyć. Jakiś porządny obywatel, zasłużony dla Mieszczna i parafii. Najlepiej dobrze partyjny - wyliczał doświadczony w tych sprawach posterunkowy.

- To nie ma problemu! - ucieszył się Morda. - Za Rudego każdy poręczy! Władował przecież trochę szmalu w te wybory do ogródków!

- Tylko cholera, nie trafił - zafrasował się Franek. - Akurat jego koniki nie wyszły...

Siedzieli chwilę w milczeniu.

- A gdyby tak pogadać z tymi nowymi, no wiecie Dolińska i ten no, jak mu tam, co go z rękawa wyciągnęła...

- Kowalski - podpowiedział Franek.

- No właśnie, Kowalski - posterunkowy rzucił okiem na obecnych. - Ma ktoś coś na niego?

- A pan? - z nadzieją zapytał Łajza.

- Cholera, że też akurat się tacy dobrali, co nawet na czerwonym świetle dotąd przez krzyżówkę nie przejechali! - zmartwił się Kuciak.

- A Toczek? Przecież tam u niego pół miasta w pudle siedzi za koniki. Sami kowboje. A on nic? - nie mógł uwierzyć Morda.

- Eee, też młodziak - machnął ręką Śliwa. - Praca, dom...

- No to mamy problem - westchnął Franek.

- Zostało jeszcze trochę szmalu? Przecież wszystkiego Rudemu nie zabrali?

- Pogadamy z jego starą, pewnie coś tam jest, ale papugi kosztują! Rudy już ma dwóch - Morda nie cieszył się z rozrzutności szefa.

- No to zorientuj się - Franek już zupełnie przejął inicjatywę. - A pan, panie posterunkowy, niech się troszkę przyjrzy tym nowym. Każdy ma jakieś słabe punkty. Jeden lubi dziewczyny, inny chłopaków, a każdy jak mu się czapkuje. Na rzęsach panowie musimy stanąć! To przecież wszystko dla Rudego!

Marek Długosz


Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2006.12.13