Odcinek 34
Zima w Mieszcznie w końcu przycisnęła tak jak na prawdziwych Mazurach. Mróz przyozdobił okna fantastycznymi wzorami, przechodnie poruszali się z dużo większą prędkością, aby szybciej dotrzeć do ciepło ogrzanych pomieszczeń lub przynajmniej się rozgrzać. Jeziora nareszcie pokryła gruba tafla lodu i co bardziej lekkomyślni lub spieszący się mieszkańcy wydeptali ścieżki skracające drogę do domu.
Długal stał przy oknie swego gabinetu i przez małą wydrapaną w szronie dziurkę patrzył w zadumie na rynek.
- Ciekawe, co będę robił za rok o tej porze - westchnął głęboko. - Właściwie to nie powinienem się niczym martwić - starał się pocieszać. - Wszystko idzie jak po maśle! Kundelki ujadają, ale jak przyjdzie co do czego, to jakoś sobie daję radę! - sam pochwalił się w duchu. - Ale z drugiej strony jak się Dyrektor spiął, to mi cholera tę Stasię pod nos wepchnął. Teraz będzie babsko bruździć! A jaki miałem do tej pory spokój...
Usiadł przy biurku i grzał ręce o szklankę bladej herbaty, gdy do gabinetu energicznie wtargnął młody, dobrze od lat zapowiadający się działacz KaWu Czesio Wałach, a za nim skromnie wsunęła się podpora tegoż kółka pani Zosia.
- Co robić?! - Wałach energicznie wymachiwał rękami przed nosem Długala. - Jak tak dalej pójdzie, to ten cholerny Dyrektor wycycka nas ze wszystkiego! Dogadali się cholera z Chruścielowymi!
- Spokojnie Czesiu, powoli. Siadajcie, gorącej herbatki się napijecie, co? - Długal wskazał gościom miękkie przytulne fotele.
- Ja z przyjemnością - szepnęła pani Zosia, kokieteryjnie poprawiając lekko przekrzywiony berecik.
- A nie masz tu czegoś na rozgrzewkę? - Czesio rozejrzał się po gabinecie.
- Może być kawa - mruknął Długal. - Tu jest porządna firma, a nie skład drewna! Nawet szampana nikt tu od lat nie widział! - dodał Długal z niejaką dumą.
- Tak, słyszałem, że kutwa jesteś i elektorat masz w... w małym poważaniu! Na sylwestra nie stać cię było nawet na zimne ognie! Żeby mi się to na przyszłość nie powtórzyło!
Długal ze zdumieniem spojrzał na Czesia. Od lat w tym gabinecie nikt nie odważył się mówić do niego takim tonem.
- Na co ty sobie pozwalasz, co?! Dopóki ja tu siedzę, to nikt mi nie będzie decydował jak powitać Nowy Rok!
- Gdyby ci się zdarzyło kiedyś przejść po ulicy i pogadać z ludźmi to byś wiedział, co o tobie gadają. A ty tylko biuro, samochód, do mamuśki! Coś mi się zdaje, że to się źle skończy! Dobrze, że było cholera na kogo zwalić!
- Co zwalić? - Długal był całkowicie zaskoczony.
- Co zwalić, co zwalić! - przedrzeźniał go Wałach. - Ludzie u mnie w firmie wściekli jak cholera! Szczególnie młodzi, a to przecież elektorat, no nie!? Jak wyglądało Mieszczno przez całe święta? No jak?!
- Normalnie... chyba normalnie? - Długal zaczerwienił się niczym ulice na 1 maja w poprzedniej epoce.
- O właśnie, normalnie! Takie same lampki jak dziesięć lat temu, tyle że mniej, bo połowa się przepaliła! Pipidówka! Pikutkowo Dolne, albo inne Zorogi! A o północy co było na Rynku? Wiatr i deszcz ze śniegiem! I to wszystko teraz idzie na nasz garb, na nasze KaWu! - Czesio machnął ręką.
- Jakie KaWu!? - Długal potrząsnął głową i z niepokojem rozejrzał się dookoła.
- Nasze Kółko Wyborców - szepnęła pani Zosia. - Przecież je znów puściliśmy w ruch.
- Aaaa... - Długal odetchnął z ulgą.
- Spieprzony sylwester zwaliłem na panią Stasię - pochwalił się Wałach. - Przypomniałem, że była kiedyś za komuny strażakiem i do dziś jej to zostało. Nie zgodziła się na fajerwerki i już!
- I co, uwierzyli?! - zainteresował się Długal.
- A kto to pamięta? Ważne, że to już mamy z głowy. Jest za to inny, cholera, problem!
- Oj jest, jest! - westchnęła pani Zosia.
- Co tam znowu? - Długal powoli miał dosyć tego szarogęszącego się młokosa.
Wałach oparł się łokciami o biurko Długala i spojrzał mu głęboko w oczy.
- Młodzi idą! - Długal w dalszym ciągu nic nie łapał. - Piekielna Kaśka Maciejki skrzyknęła trochę młodziaków i zaczynają kręcić.
- Eeee tam. Czytałem! Jacyś wegetarianie, czy inne punki. Nic poważnego! - machnął ręką Długal.
- To akurat nie ci, ale też się mogą kiedyś dogadać. Ci są jeszcze gorsi! Wyobraź sobie, wzięli na tapetę wszystkie twoje obietnice z ostatnich lat i zaczynają sprawdzać. Punkt po punkcie! A zaczęli od jeziora! Obiecujesz porządek już od ilu lat?
- Przede mną też obiecywali, i Dyrektor, i Chruściel... - Długal nie wyglądał na zaniepokojonego.
- Tak, tylko oni zaczynają kombinować komu się ten cały bałagan opłaca. A potrafią, cholera, myśleć i mają za sobą forsę Maciejki!
- Szeryf też obiecywał, że znajdzie kto ten syf do jeziora pakuje i od lata nic nie zrobił... Jego też by musieli ruszyć! - pocieszył się Długal.
- No to sobie siedź dalej spokojnie - machnął ręką Czesio. - Pani Zosiu, idziemy!
Na korytarzu Wałach oparł się o ścianę. - Jak wyszło pani Zosiu?
- Bardzo dobrze! Napędził mu pan strachu, teraz będzie się gryzł i da nam spokój w KaWu. Zresztą zaraz posłuchamy.
Zdjęła z głowy firmowy berecik i wyjęła mikrofon.
Marek Długosz
Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.
2006.01.11