Odcinek 30
Kaśka Maciejko siedziała zwinięta w kłębek przy wielkim stole w rodzicielskiej kuchni. Czarne kosmyki mokrych włosów wymykały się spod ręcznikowego turbanu. Ciepły, gruby szlafrok i parujący kubek łagodziły szok zimnego listopadowego poranka. Włodek Maciejko już świeżo ogolony i w wyjściowym klasycznym garniturze krzątał się przy kuchni, zalewając kolejną porcję grogu starych murarzy.
- Dobrze się stary trzyma - stwierdziła z uznaniem - nie widać po nim, że cały wczorajszy wieczór i noc spędził za kółkiem, tłukąc się przez pół Polski w pierwszej zimowej śnieżycy.
- Najgorzej, że przez całą noc prawie się nie odezwał. Zresztą, jak tylko skuliła się późnym wieczorem na wygodnej kanapie ciepłej beemki natychmiast odpłynęła w sen, odreagowując dwie poprzednio nieprzespane noce.
- Pij młoda póki gorące - dolał do kubka Kaśki kolejną porcję. - W pudle tego ci na pewno nie dali.
Brrr, na wspomnienie chłodnej czarnej lury na zmianę nazywanej kawą albo herbatą Kaśkę przeszedł dreszcz. Niby tylko dwa dni, ale z pewnością będzie je długo pamiętać.
- I co ci córka do głupiej łepetyny wpadło? - Maciejko w końcu przeszedł do rzeczy. - Najpierw znikasz z dnia na dzień z domu. Nie ma cię prawie dwa miesiące, a potem muszę cię z dołka wyciągać.
- Wcale nie musiałeś! - Kaśka chmurnie spojrzała na ojca spod gęstej grzywki już prawie suchych włosów. - Jeszcze dwie godziny i sami by mnie wypuścili, bo minęło już prawie 48 godzin.
- Taka jesteś mądra, a z czego byś grzywnę zapłaciła, co? I nowa odsiadka! - Maciejko jednak się roześmiał, co Kaśka przyjęła z ulgą. W gruncie rzeczy dobrze mieć takiego starego w zapasie.
- Sam mi zawsze mówiłeś, że gębę ma się tylko jedną, a nie wypada co rano pluć w lustro! Musiałam iść na tę manifę, bo jak teraz odpuścimy to za rok...
- Za rok, za rok - przerwał jej ojciec. - Ale po jaką cholerę pchałaś się na sam przód i lałaś tych gości parasolką?!
- Bo nic innego akurat nie miałam pod ręką! Jak mi taki baran z gębą schowaną pod szalikiem jajem przyłożył i od pieprzonych lesb wyzwał to miałam odpuścić?! To poczekałam aż gliny trochę miejsca zrobią i pojechałam po kliencie! Mocni to oni są tylko w gębie i w kupie!
- Dobra, Kaśka, nie mam pretensji. Sam bym z przyjemnością sobie młode lata przypomniał i paru gówniarzom taliban ze łba wybił. Ale dlaczego tak szybko dałaś dyla z Mieszczna? Mieliśmy przecież jakieś plany, no nie?
- No właśnie, plany! Czy ty myślisz, że w tym naszym Mieszcznie można coś jeszcze zrobić? No może forsę, ale jak się ma taki łeb jak ty. Przecież w tym bagienku nic nie można ruszyć, bo cuchnie i samemu tylko się można umazać. Jak długo pamiętam, to tylko Długal, Chruściel, Mecenas, Dyrektor i reszta. Na zmianę. I ty rzecz jasna ze swoim interesem możesz ich olać, ale nawzajem jesteście sobie potrzebni.
- Coś ci, córka, szybko zapał przechodzi. Myślałaś, że jak się wielka Kaśka Maciejko w Mieszcznie pojawi to wszyscy na kolana padną i ochy i achy, co?! Łaskawa pani, prosimy bardzo, jesteśmy prowincjonalnymi durniami i chłoniemy każdy super pomysł jak gąbki! - Maciejko kpił, ale uważnie obserwował zaciętą twarz córki.
- Powalczyłaś sobie w metropolii, połapałaś znów stare i nowe kontakty, na własnej pałą wygarbowanej skórze odczułaś skąd wiatr wieje, to może i powiejesz sobie tu znów jakoś w rodzinnym grajdołku?
- Pod opiekuńczymi skrzydełkami taty? - Kaśka zmrużyła lekko skośne oczy.
- A co. nie przydał się stary, co? Gdzie byś teraz siedziała? Na dworcu nad cienką herbatką.
- Nie jest tak źle, ma się jeszcze paru kumpli. Ale może i masz rację. Trochę mi było głupio tak sobie to Mieszczno odpuścić. Myślałam o tym sporo - podparła twarz rękami i dmuchnęła w parujący kubek.
- No to dawaj przynajmniej jakiś jeden genialny pomysł na początek. Może i coś z tego będzie - Maciejko odprężył się, poluzował krawat i rozsiadł na krześle po drugiej stronie stołu.
- Wiesz tata co najbardziej wkurza wszelkiej maści przemądrzałych buców?
- Nooo...? - Maciejko pochylił się z zainteresowaniem nad stołem.
- Słyszałeś, że już zaleca się zamykanie niektórych za bardzo drobiowych witryn internetowych?
- Eeee, chyba to bzdura, naprawdę...? - roześmiał się.
- Sam widzisz, na początek najgroźniejsza jest kpina.
- To co, Kaśka, proponujesz w Mieszcznie?
- Może konkurs na największą głupotę roku? Co o tym myślisz?
- Uuuuu... kochana! Konkurencja byłaby wielka!
- Sam widzisz, przydałoby się. Tylko jak dotrzeć do ludzi? Co?
- No to już, Kaśka, twoja w tym głowa. Pogadaj z ludźmi, przejdź się po redakcjach, zresztą, co ja ciemny prowincjonalny ciułacz będę uczył światową panienkę.
- Tata...! - Kaśka wydęła usta, ale w oczach zapaliły się znane Maciejce iskierki.
- No dobra, niech będzie moja strata! Funduję nagrodę! - roześmiał się.
- Ooooo! Panie Maciejko, a co to będzie?
- Honorowa plakietka złotego ka..., tfu, chciałem powiedzieć łabędzia!
Marek Długosz
Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.
2005.12.07