Odcinek 24

Demokracja, jak wiadomo, posiada całe mnóstwo wad, ale póki co nikt jeszcze nic lepszego nie wymyślił. Najwięcej kłopotów ustrój ten sprawia oczywiście tym, którzy z woli złośliwych wyborców pełnią funkcje kierownicze. No i rzecz jasna także kandydatom starającym się, nie wiadomo dlaczego, o objęcie tychże stanowisk. W poniedziałkowy poranek Długal jak zawsze zasiadł w swoim gabinecie, wyciągnął wygodnie nogi i sięgnął po gazety. Wszędzie na pierwszych stronach śmiała się radośnie gęba nowego Największego Ze Wszystkich Polaków.

- Może on i Największy, ale do mnie to tych ładnych parę centymetrów mu jeszcze brakuje - stwierdził z satysfakcją. Szybko jednak stracił dobry humor. Nowy Największy zapowiadał dobrobyt dla wszystkich, szczęście i pomyślność oraz, cholera jasna - głębokie zmiany.

Długal podrapał się po głowie. - Jakie zmiany, jakie zmiany!? Tu u nas w Mieszcznie to zmienić się może najwyżej pogoda, a o resztę to od lat dbamy MY!

Niepokój jednak pozostał. - A jak cholera jednak coś z tego będzie? - Przed oczami stanęło mu stare ksero, które dzięki Bogu jakoś go utrzymywało w okresie chwilowej niełaski elektoratu. - Chociaż z Warszawy do Mieszczna daleko - pomyślał z nadzieją. - Zanim przepchnie się ten cały bałagan przez stolicę, potem już trochę słabiej przez województwa, to do nas może już to jakoś trochę wygaśnie. Może Kurpie po drodze zatrzymają?

- Lepiej chyba będzie jednak pogadać. Jak demokracja, to demokracja - nacisnął guzik. - Pani Aniu, na dziesiątą proszę wszystkich jak zawsze. Tak, Dyrektora też!

O oznaczonej godzinie w gabinecie Długala spotkali się wszyscy znaczący w Mieszcznie wybrańcy demokracji. Niekoniecznie bezpośredniej. Brakowało tym razem rubasznych żartów Chruściela, pomrukiwań Dyrektora, czy celnych cytatów pani Dolińskiej. - Sytuacja jest poważna - Długal spojrzał w okno, za którym kłębiły się ciężkie zimowe chmury. - Oczywiście - dodał - sytuacja w kraju, żeby nie było wątpliwości. Nowe władze, które zapowiedziały nam Wielka Odnowę przystępują od dziś do pracy. I - tu podniósł glos - cieszymy się z tego!

Zabrzmiały cienkie oklaski, a Chruściel i jego ludzie z zainteresowaniem kontemplowali doskonale im znane wzory zacieków na suficie.

- Zapowiedziano czas głębokich zmian i my też się z tym zgadzamy!

- Proponuje jak najszybciej wprowadzić zmiany w Mieszcznie - Dyrektor przerwał Długalowi. - Na początek zmienimy nazwę ulicy niesłusznego maja na słusznego sierpnia i wprowadzimy prohibicje!

Właściciele Mieszczna spojrzeli po sobie z pewnym niepokojem. Takie tempo zaskoczyło nawet przyjaciół Dyrektora. Jak zwykle refleksem popisał się Chruściel.

- Co do zmiany niesłusznego maja to i owszem, jest to propozycja do rozważenia. Tylko czy w ten sposób nie uwłaczamy wielkiemu sierpniowi! Przecież ulica niesłusznego maja jest najbardziej dziurawa, chodniki wyboiste, a połowa domów lada moment rozpadnie się z rozpaczy za remontem.

- Słusznie! - poparł swego szefa Rysio Bańka. - Szanowny pan Długal obiecał wiosną generalny remont ulicy niesłusznego maja, ale obiecał jak zwykle. Proponuję więc rozpatrzyć tę oczywiście niewątpliwie interesującą propozycję, ale po spełnieniu obietnic!

- Ja bym chciał może sięgnąć do wzorów naszych alaskańskich przyjaciół - odezwał się Mecenas. - Ich miasteczko jest podobne do Mieszczna, a rządzi nim rada cztery razy mniejsza niż u nas! I to jak rządzi! Ich cała rada i wszyscy miejscy urzędnicy spokojnie by się zmieścili na jednym korytarzu naszego ratusza. Jak by tak spróbować!?

Atak terrorystyczny i ptasia grypa razem nie mogły spowodować w gabinecie Długala większej paniki! Prawie wszyscy obecni usiłowali coś powiedzieć. Propozycja Mecenasa mogła przecież zniszczyć tak pięknie od lat plecioną siatkę wzajemnych układów.

- Tu nie Alaska! - krzyczał Bańka. - Ich pomysły są dobre, ale nie w naszej nowej świeżej demokracji, którą musimy chronić i umacniać!

- A może zamiast naszego ratusza będą rządzić jacyś tam, pożal się Boże, fachowcy?! Bez społecznego mandatu!? - zaperzył się Długal.

- Z alaskańskich pomysłów popieram tylko prohibicję! - włączył się Dyrektor.

- Zgadzam się z Dyrektorem - zaskoczył wszystkich Chruściel. - Moim zdaniem jako pierwsi w Polsce, w ramach nowej odnowy powinniśmy wprowadzić prohibicję!

- Co jest, szefie? - zaniepokoił się Rysio Bańka przerażony wizją pustego barku.

- Bez nerwów stary, za rok wybory. Jak pójdzie w elektorat, że Dyrektor chce wprowadzić w Mieszcznie suchyj zakon to ma takie szanse na głosy jak ja na występy w balecie!

- Ale go poparłeś?

- Jasne, że tak! Pójdziemy nawet dalej i zaproponujemy referendum. Tyle, że nasz projekt będzie przewidywał zakaz sprzedaży od drugiej do piątej rano i z wyjątkiem stacji benzynowych.

Dyskusja szczęśliwie zboczyła z niebezpiecznego tematu wzorców alaskańskich, lecz Mecenas zafascynowany ciągle zaoceaniczną wycieczką nie dawał za wygraną.

- A jakby tak zamiast płacić ratuszowym za planowanie rozwoju, wydawanie zezwoleń, czy opiniowanie projektów zlecić to jakimś firmom? Niech przygotowują propozycje, a my to będziemy tylko zatwierdzać albo nie. Będzie taniej i szybciej.

- A kto weźmie..., no chciałam powiedzieć kto weźmie odpowiedzialność za te decyzje? - pani Dolińska rozglądała się z niepokojem po zebranych.

- Jasne, że my. W końcu po to nas wybrano - Mecenas ciągle pozostawał w alaskańskim obłędzie.

- No i widzisz - Chruściel uśmiechnął się do Długala - po co się było martwić. Alaska u nas bracie! Alaska!

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2005.10.26