Odcinek 78
- Ale ten czas leci - westchnął starszy posterunkowy Kuciak, mocząc wąsy w pianie piwa.
- Masz pan rację! Jeszcze niedawno była wiosna! - roześmiał się Franek Baczko, właściciel firmy "Surowce wtórne ltd."
- Coś w tym jednak jest, panowie... - zgodził się detektyw znanej firmy "Aligator", aktualnie posługujący się nazwiskiem Wójcicki.
Wszyscy trzej już od prawie trzech godzin zajmowali zawsze dla nich zarezerwowany stolik w barze "Siwucha".
- Coś jest, tak właśnie! - Kuciak, znany powszechnie jako Śliwa, miał dziś nastrój wybitnie filozoficzny. Wpłynął niewątpliwie na to powrót do obowiązków "krawężnika" depczącego wytrwale po zalanych deszczem ulicach Mieszczna. I tak był zadowolony, gdyż po aferze ze zbezczeszczeniem bannera z wizerunkiem Rysia Bańki obiecano ma zesłanie do pilnowania porządku w jednej ze starych kurpiowskich wsi.
- A tam, wyobraźcie sobie panowie, nawet najbardziej podłego baru ze świecą nie znajdziesz! Brr, zimne piwo pod sklepem i tylko do czwartej, bo sklepowa ostatnim pekaesem do Mieszczna wraca! - żalił się kompanom.
- Tak, są ciekawsze miejsca w okolicy - zgodził się Wójcicki. - Na przykład nasz podziemny dworzec kolejowy.
- Eee tam, już wszyscy o nim zapomnieli - skrzywił się Franek.
- Nie wszyscy, nie wszyscy - detektyw pochylił się konfidencjonalnie nad stolikiem.
- Europa pamięta!
- Jaka Europa? - Śliwa przełknął spory łyk piwa.
- Komisja Europejska, ale o tym cicho sza! Tajemnica państwowa!
- Tajemnica może dla cywilów, ale dla nas? - zdziwił się Franek.
- Dobra, ale gęba w kubeł, bo zarobić można ładnych parę groszy - Wójcicki rozejrzał się po pustym o tej porze barze.
- Legalnie? - zainteresował się poważnie starszy posterunkowy.
- Jak najbardziej, i to w twardej walucie europejskiej - podsycił zainteresowanie detektyw.
- No już, gadaj pan, bo mnie z ciekawości zaraz w gardle zasycha! - Franek osuszył kufel i zrozumiałym dla wszystkich gestem zamówił następną kolejkę.
- Unia dalej szuka tajnych ogrodów zoologicznych, do których mieli przywozić zwierzątka na naszą podziemną stację!
Franek i starszy posterunkowy spojrzeli na siebie i bez słów zdecydowali, że wchodzą w ten interes.
- Co trzeba zrobić, żeby zarobić? - Franek jako biznesmen był bardzo konkretny.
- Gdzie są te ogrody i jakich zwierzątek szukają? - Kuciak zaprezentował policyjny profesjonalizm.
- Spokojnie, na razie ludzie z Europy rozmawiali tylko ze mną. Oni ufają jedynie sprawdzonym firmom prywatnym - skromnie spuścił oczy detektyw.
- Czyli dostał pan zlecenie? - stwierdził Franek.
- Coś w tym rodzaju. Roboty starczy dla nas wszystkich.
Radosna wiadomość doprowadziła zwykle oszczędnego Franka do niezwykłej rozrzutności.
- Trzy piwa i po setce na mój rachunek! - zarządził.
Zamówienie zostało zrealizowane błyskawicznie i wzmocnieni na ciele agenci służb europejskich przystąpili do omówienia najbliższych zadań.
- Europejczycy chcą wiedzieć, gdzie trafiały zwierzątka przywożone na nasz dworzec - sprecyzował zadanie detektyw.
- A czy naprawdę ktoś je tu przywoził?
- Jak mówią, że przywozili, to znaczy, że przywozili! - straszny posterunkowy Kuciak dyscyplinę i wiarę w przełożonych miał we krwi.
- Jak takie zwierzątka wyglądają? - kolejne pytanie Franka sprowadziło na twarz Wójcickiego uśmiech zadumy.
- Tak naprawdę nikt tego nie wie, ale możliwe, że zwierzątka mogły mieć długie brody, pyszczki w raczej ciemnych kolorach, a na głowie zawinięte jakieś szmaty - sprecyzował przedmiot poszukiwań.
- Mam, wiem! - prawie krzyknął Buczko, ale pod wpływem wzroku kolegów zatkał usta dłonią.
- Widział pan coś takiego?
- Nieraz. Jak jadę po towar po wsiach, to mam tam kilku takich, co mi butelki znoszą. Wykapani, jakbym ich widział. Gęby zarośnięte od lat, mydło widzieli ostatni raz przed komunią, a na głowach mają akurat to, co zdejmą ze stracha na wróble!
- Cholera, trochę mi to nie pasuje - Kuciak był sceptyczny. - Ja ich znam od trzydziestu lat. Nikt by ich nigdy do żadnego pociągu nie wpuścił, nawet podziemnego.
- Prawda, to chyba nie ci. Szukamy innych. Europejczycy mówili, że nie potrafią szczekać, kwakać czy wyć po polsku. Tylko tak jakoś zagranicznie gulgocą.
- No to żaden problem - Franek wskazał na brzęczący w kącie telewizor. - Połowa z tych tam występujących nie zna żadnego normalnego języka tylko jakiś polityczny bełkot!
- O właśnie, panie Franku - przypomniał sobie detektyw - oni mają być eksterministycznie niebezpieczni!
- Nie ze mną te numery! - Śliwa znacząco poprawił kaburę z przedpotopowym p-64. - Nie z takimi sobie dawałem radę!
- Panowie, na początek po dziesięć euro na koszty! Oczy i uszy otwarte. Spotykamy się tu jutro o tej samej porze. Do roboty!
Marek Długosz
Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.
2006.11.15