Odcinek 8

- Toż chalera jasna, jest tu jeszcze kilku porządnych ludzi - wysapał Pawło Bukowski, lekko "zaciągając" i zapalił kolejnego złotego "Davidoffa". - Popatrz kochanie, biedne to nasze Mieszczno, a zebraliśmy już prawie sto tysięcy! - z dumą pokazał kolumny cyfr swojej pięknej żonie.

Od czasu, gdy opuścił rodzinną Syberię, wycofał z rozlicznych interesów i osiadł na Mazurach, Pawło nudził się makabrycznie. Biznesu miał już dosyć, polityką od jakiegoś czasu brzydził się jak większość normalnych ludzi. Niespokojna dusza nie pozwalała mu jednak na spokojny żywot bogatego rentiera. Stąd kolejne, coraz większe projekty filantropijne.

- Nie spodziewałem się na początku, że aż tylu ludzi w tym pomoże! Na początku Chruściel, a potem już poleciało! Maciejko przeszedł sam siebie, inni też. Wiesz... żyć się chce! A zobacz pana Józka, nie tylko pracuje za darmo, ale jeszcze ulgi w hurtowniach pozałatwiał! Chalera, to są ludzie!

Najnowszy pomysł Pawła, czyli mieszkania dla bezdomnych, nabierał rumieńców. Konto nadspodziewanie szybko rosło, deklaracje pomocy materialnej jeszcze szybciej, a urzędnicy z Chruścielem na czele pomagali jak mogli. I to nie oglądając się na żadne partyjne układy. Cud na Mazurach! W coraz lepszym nastroju napełnił szklankę lodem i czarnym "Jasiem Wędrowniczkiem", gdyż nic tak dobrze nie pogłębiało chwil błogości nad błękitną wodą basenu. Z życzliwym zainteresowaniem odnotował skrzypienie żwiru na podjeździe pod kołami nadjeżdżającego samochodu. W gruncie rzeczy brakowało mu, w tej chwili, tylko małego triumfu, odrobiny publiczności właściwie oceniającej kolejne genialne posunięcia.

Gdy z małej groszkowej Pandy wysiadła elegancka młoda kobieta poderwał się natychmiast. Kobiety, tym bardziej piękne, z pewnością nie pozostawiały Pawła obojętnym i to od wielu, wielu lat. Wciągnął brzuszek i z szerokim uśmiechem ruszył na spotkanie.

- Pawło Bukowski - przedstawił się wyciągając rękę - czym mogę pani pomóc?

- Kaśka Maciejko, nie miałam jeszcze okazji pana poznać - oddała mocny uścisk dłoni, na tyle mocny, że Pawło jeszcze rozanielony tak mile rozwijającym się popołudniem spojrzał na gościa uważniej.

- Zapraszam - poprowadził Kaśkę na taras z pięknym widokiem na leżące kilkanaście metrów niżej jezioro otoczone gęstym lasem - czego się pani napije?

- Czarny Jasio, jak sądzę - wskazała na szklankę Pawła - nie ma nic lepszego o tej porze. Tylko dużo lodu, jeżeli można prosić.

W rozleniwionej mózgownicy Pawła rozległ się ostry dźwięk kilkudziesięciu ostrzegawczych dzwoneczków. - Piękna dziewczyna o męskim uścisku dłoni, bez zmrużenia oka zamawiająca szklankę whisky. To może być ciekawe, chalernie ciekawe! - myślał napełniając szkło. - Nareszcie coś się dzieje!

Gdy wrócił na taras, Kaśka drapała za uszami starego, leniwego wyżła, który ufnie położył ciężki łeb na jej kolanach. - Chalera, zamieniłbym się z nim - pomyślał i ciepły dreszcz przebiegł mu po plecach.

- Pani jest...

- Tak, jestem córką Włodka Maciejki. Papa wiele dobrego mówił o panu i między innym stąd ta moja wizyta. Przepraszam, że niespodziewana, ale rozumie pan...

- Świadka nasampierw zdzielić pałką w łeb, od czego rozmowny się staje - zacytował Pawło ukaz Piotra I. - Element zaskoczenia. I przyznam, że udało się pani.

- No to nie ma na co czekać. - Kaśka spojrzała prosto w oczy Pawła. - Mamy do zrobienia wspólny interes.

- Przez całe życie nic innego nie robiłem! Moje pola naftowe... - Pawło wsiadł na swego ulubionego konika, lecz niespodziewanie jeszcze szybciej spadł z siodła.

- Wiem, więc chcę krótko przedstawić moją propozycję - stwierdziła stanowczo, lecz z ujmującym uśmiechem. - Jak pan wie, mój papa zaangażował się w pana projekt i to nie tylko finansowo. Nie będę dodawać, że bardzo mocno go w tym utwierdziłam, co, jak myślę, przełożyło się na wymierne konkrety.

- Jestem pani dłużnikiem! - Pawło niespodziewanie ujął dłoń Kaśki i złożył soczysty pocałunek. Po raz pierwszy tym razem Kaśka wyglądała na nieco zaskoczoną.

- Gwarantuję dalsze zaangażowanie papy i sama też w miarę możliwości wesprę projekt czymś konkretnym - Kaśka już odzyskała równowagę i była do bólu zasadnicza, choć nie mogła nie zauważyć, że i tak jej krótka spódniczka delikatnie przesunęła się o kilka centymetrów. Pawło zauważył to z pewnością i liczba centymetrów błyskawicznie przełożyła się na stopnie gotowości do współpracy. W perspektywie, jak miał nadzieję, możliwie bliskiej.

- W zamian oczekuję pomocy w wypromowaniu jednego z moich przyjaciół, co - tu Kaśka znów głęboko zanurkowała w błękitnych oczach Pawła - opłaci się nie tylko panu, ale i nam wszystkim. W dalszej przyszłości oczywiście.

- Już mu zazdroszczę! Mam nadzieję, że kiedyś będę mógł prosić panią o tak skuteczną pomoc. O kogo, chalera, chodzi?

- Bolek Pisarek - nauczyciel matmy. Spokojny geniusz i najuczciwszy człowiek na świecie, który zresztą jeszcze sam o tym nie wie.

- Zgadzam się na wszystko, ale niech pani powie, co mam mu zaoferować. Premier aktualnie jest jeszcze na stanowisku, chociaż dziś nie oglądałem "Faktów", to może coś się zmieniło.

- No, może na początek trochę niżej - uśmiechnęła się Kaśka. - Mianuje go pan szefem projektu. Bezpłatnie oczywiście.

- Załatwione! - Pawło sam nie wiedział, dlaczego zgodził się z pełnym entuzjazmem. Jeszcze bardziej zdziwił się, gdy po dalszych dwóch minutach groszkowa Panda minęła bramę jego posiadłości. Na stole pozostała nietknięta szklanka whisky.

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2005.07.06