Odcinek 7
Kaśka Maciejko siedziała już od pół godziny na nadjeziornej ławce i z zainteresowaniem obserwowała wędkarzy uparcie moczących kije w ciemnozielonych falach.
- Cześć stareńka! - długowłosy młodzian w jaskrawoczerwonych portkach i zielonej bluzie radośnie poklepał ją po plecach. - Śpisz i ludzi nie widzisz!
- Słuchaj Puzon, łapałeś kiedyś ryby? - Kaśka nie odrywała wzroku od wędkarzy.
- Od dzieciaka i teraz w Irlandii też. Ooooo... - rozciągnął szeroko ręce - takie sandacze tam ciągnąłem!
- No tak, ja to rozumiem, ale popatrz na tych facetów - wskazała kilku wędkarzy tkwiących nieruchomo z wędziskami z ręku - od pół godziny żaden nic nie wyciągnął i nawet nie drgnął. Co jest, cholera, w tym łapaniu, że im się to nie znudzi?
- Eeee, daj sobie Kaśka spokój. Jak sama nie łapiesz, to nie zrozumiesz. Chodź już lepiej, bo Bolek chyba czeka.
Faktycznie, gdy weszli do niewielkiego piwnego ogródka po drugiej stronie jeziora, Bolek już sączył piwo. - Upał, cholera, co? - powitał znajomych ocierając pot z czoła.
- Ale ekstra pogoda! - Kaśka wyszczerzyła białe zęby kontrastujące z ciemno opaloną twarzą. - W tej cholernej kaczolandii chyba bym dzisiaj zdechła. Tam się nie da żyć w taką pogodę!
- Dwa "żywce"! - zamówił Puzon ze stoickim spokojem zapuszczając żurawia w głęboki dekolt młodej kelnerki.
- Cham byłeś i będziesz! - Kaśka z politowaniem pokiwała głową - tylko raz spójrz tak na mnie, to pysk ci na lewą stronę przewrócę!
- Spoko siostro! Słowo skauta! Z przyczyn obiektywnych taki pomysł mi pod czapką nie wyrósł! - parsknął śmiechem, lecz na wszelki wypadek ukrył się za szerokimi barami Bolka.
- Jak twoje nogi? - Kaśka na wszelki wypadek zmieniła temat, a może rzeczywiście coś w rodzaju wyrzutów sumienia kołatało w jej czarnej kudłatej głowie. Zresztą, któż zrozumie kobietę! Bolek poruszył pedałami rozmiaru średniej wielkości kajaka - No, już jakoś chodzę. Ale mi przyłożyłaś babo jedna, kto cię tego nauczył?
- Chruściel na wuefie! - odparowała.
Puzon z Bolkiem spojrzeli na siebie porozumiewawczo. - I w nagrodę twój tatuś obił mu mordę, o ile pamiętam, no nie? Wszystkie laski ci zazdrościły!
- Do rzeczy Kaśka, piwo stygnie - Puzon przypomniał sobie, że jest młodym człowiekiem do wielkich interesów. W każdym razie od powrotu z Irlandii starał się tak prezentować.
- Słuchajcie kochani, wróciłam do Mieszczna!
- Da się odczuć! - mruknął Bolek masując kolana. - Wróciłam tutaj - ciągnęła Kaśka - bo wydaje mi się, że tu właśnie można coś naprawdę zrobić. Nie tylko parę złotych...
- O to się nie musisz martwić Maciejkówna! - Puzon pochylił się w głębokim ukłonie. - Nie tylko parę złotych, ale i coś dla Mieszczna i całych Mazur - kontynuowała niezrażona.
- Pięknie, pięknie! Cztery z plusem! - pokpiwał Bolek, ale słuchał z rosnącym zainteresowaniem.
- Żeby na to wpaść trzeba się na jakiś czas stąd urwać, spojrzeć trochę z boku i...
- Upaść na łeb! - Puzon z politowaniem pokręcił głową.
- Dokładnie tak, Puzonie irlandzki. Przywiozłeś z tej twojej harówy parę euro, co?
- Noo, no trochę przywiozłem - przyznał się z ociąganiem.
- Teraz powoli przejadasz, przepijasz, że ci czegoś tam jeszcze nie wypomnę!
- Siostro kochana! - zaperzył się Puzon - za TO jeszcze nie muszę płacić. Same lecą!
- Nieważne, ciągnij Kaśka dalej! - Bolek zaczynał coś łapać.
- Zobaczcie, kto tu ostatnio zrobił ekstra forsę - Kaśka rozłożyła palce lewej dłoni - Kociniak, Witkowska, Ludwig...
- Maciejko, Krótki - dorzucił Puzon.
- Zgadza się - przytaknęła Kaśka. - A kto rządzi Mieszcznem i okolicą od lat? Chruściel, Kociniak, Witkowska, Długal, Ludwig, Maciejko, Krótki... No, Krótki wypadł na jakiś czas, bo zasępił paru złotych na gorzałę w ostatnich wyborach.
- Dobrze idziesz, Kaśka, ale co my mamy z tym wspólnego - zapytał Bolek.
- Kaśka ma w perspektywie forsę Maciejki, a my, biedaki? - Puzon chlipnął.
- Nie pajacuj stary, ona gada poważnie! - skarcił go Bolek.
- Pamiętacie "Ziemię obiecaną"? - Bolek i Puzon kiwnęli zgodnie głowami.
- Ja nie mam nic, ty nie masz nic...
- Ale ty masz Kaśka i to sporo - Puzon nie dawał za wygraną.
- Gówno mam, jeżeli o to chodzi - Kaśka potrafiła być konkretna - ale łeb na karku - tu potrząsnęła gęstwą czarnych włosów - to więcej niż dobre konto!
- Ja tych parę euro zawsze mogę zaryzykować. Jak nie wyjdzie, to znów przez parę lat w Dublinie pogram na skrzypcach do piwa - roześmiał się Puzon.
- No dobra, a co ja robię w tym towarzystwie. Belfer matematyk, z niesłusznego rocznika 1968, bez majątku, stanu aktualnie wolnego, z dobrymi chęciami...
- Bolek, ty tu jesteś właśnie najważniejszy - dobitnie wyartykułowała Kaśka, stukając palcem w szeroką pierś Bolka.
- Dlaczego, można wiedzieć? - Bolek był w najwyższej mierze zaciekawiony.
- Bo jesteś absolutnie uczciwy! A to towar tak rzadki jak lód na Saharze! W każdym razie w Polsce i dzisiaj!
Marek Długosz
Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.
2005.06.29