Jak informowaliśmy w poprzednim "Kurku", nasza wizyta na dworcu kolejowym w Szczytnie, której celem było zasięgnięcie informacji dotyczących połączeń kolejowych między naszym miastem a resztą świata, skończyła się fiaskiem. Mamy jednak w Szczytnie inny, można by rzec, konkurencyjny dworzec, więc "Kurek" postanowił zajrzeć i tam. W odróżnieniu od obiektu PKP, tutaj życie kwitnie. Ludzi widać wszędzie sporo, tak wewnątrz budynku, jak i na zewnątrz - fot. 1.
Stoi też niemało autobusów, a w budynku są aż trzy kasy, choć gdy "Kurek" wizytował dworzec (ok. godz. 13.00), czynna była tylko jedna. No, ale ponieważ kolejka przy niej była mała - obleci. Obok kas umieszczono wielką informacyjną tablicę z odjazdami i przyjazdami autobusów, a jak komu tego mało, może udać się po bardziej szczegółowe informacje na I piętro.
Odjazdy i przyjazdy autobusów zapowiadają megafony, choć niektóre, co nowsze maszyny są już wyposażone w elektroniczne tablice umieszczone na przedniej szybie, podające godziny odjazdu, a także miejscowość docelową i pośrednie przystanki! Te nowe pojazdy różnią się od starych komfortem i z powodzeniem mogą konkurować z koleją - mają wc i video. Także od strony wizualnej prezentują się okazale. Na dworcu autobusowym w Szczytnie widziałem potężnego "Solarisa" - maszynę polskiej produkcji, uznawaną dwa lata temu przez fachowców z branży za najpiękniejszy autobus świata!
Budynek dworca prezentuje się jako tako, ale sam plac ze stanowiskami już gorzej.
W czasie deszczu stoją tu kałuże, brakuje zadaszeń, a chodnik przyległy do budynku, jak i na wysepkach pod stanowiskami jest nierówny, wybrukowany starymi płytkami. Wedle zamierzeń władz miasta szlak prowadzący od stacji PKP do dworca autobusowego, czyli otoczenie ul. Linki miało wyglądać wzorcowo, stanowiąc wizytówkę miasta dla przyjezdnych, aby powalało ich z wrażenia. Jak na razie przyjezdnych powala jedynie przydworcowy chodnik z powodu krzywizn nawierzchni.
I jeszcze jedno - w budynku, podobnie jak na dworcu PKP, swoje siedziby ma wiele różnych firm. Jest tutaj fryzjer, jubiler, ośrodek dokształcający, placówka oferująca kredyty gotówkowe (na daleką podróż?), sklep i serwis sprzętu RTV. Nie ma natomiast żadnego barku - no, ale w najbliższej okolicy jest ich kilka, tak, że w razie czego, gdy kiszki zagrają marsza, jest gdzie się pokrzepić. Nie ma tu też skrytek na podręczny bagaż, jakie widuje się np. w miejscowych supermarketach, a rzecz taka jest przecież bardzo przydatna podróżnym.
NIE DLA BEZDOMNYCH
Dworzec, który przyzwyczailiśmy się nazywać dworcem PKS, wcale nim nie jest. Przedsiębiorstwo o nazwie Państwowa Komunikacja Samochodowa dawno bowiem rozpadło się na rozmaite spółki. Wsiadając teraz do rejsowego autobusu, nie mamy na ogół pojęcia, kim jest przewoźnik. Dlatego też z budynku, a konkretnie z miejsca, które wskazuje strzałka na fot. 2, zniknął napis "PKS".
No, ale mniejsza o nazwę, skoro autobusy nadal tu zajeżdżają, wszak chciałem o czym innym. Otóż wewnątrz budynku, przy jednym z punktów kasowych, zauważyłem ciekawą karteczkę wetkniętą w kąt okienka - fot. 3.
Zbliża się zima, więc jest to dobra wiadomość dla bezdomnych, ale zastanawia mnie rzecz taka: dobrze wiemy, że o tej porze roku lubią oni koczować w ogrzewanych budynkach, ale tych otwartych całodobowo. Tymczasem nasz szczycieński dworzec autobusowy, podobnie jak kolejowy, na noc jest również zamykany, zatem bezdomni omijając to miejsce, nie mają szans na zapoznanie się z treścią ogłoszenia.
ZMYŁKOWY URZĄD
Nie tak dawno temu rozpoczął się rok akademicki, więc wiele osób ze Szczytna i okolic złożyło w Starostwie Powiatowym umyślne wnioski o przyznanie stypendium studenckiego, refundowanego z funduszy europejskich. Po tej formalności należało czekać na stosowne formularze i instrukcje przysłane z powiatowego urzędu. Wypełnić gotowe papierki i przygotować nowe z najrozmaitszych instytucji było zaiste niełatwo. Należało m.in. dołączyć do tego jakieś formularze z Urzędu Skarbowego i to dotyczące każdego członka rodziny osoby ubiegającej się o stypendium, jakieś inne kwity, że głowa mogła od tego rozboleć. No, ale na szczęście przewidujące w swojej mądrości Starostwo Powiatowe nie omieszkało podać i takiej informacji: w razie wątpliwości oraz trudności w wypełnianiu formularzy dzwonić pod wskazane numery na kopercie.
- No to jesteśmy uratowani - pomyślała sobie dwójka dzieci pewnej mieszkanki naszego powiatu, które składały dwa wnioski. Mimo że sami są już studentami, czyli wykształconymi ludźmi i mimo wezwania na pomoc całej najbliższej rodziny nie mogły bowiem dać sobie rady z owocami radosnej twórczości urzędników, którzy wyprodukowali tak zawiłe i skomplikowane przy wypełnianiu papierzyska.
No i dawaj - zaczęli szukać koperty. Na szczęście ta znalazła się szybko, a wyglądała tak, jak na fot. 4.
Numery telefonów były w miarę wyraźne i czytelne, czyli nic tylko sięgać po słuchawkę i dzwonić. Była akurat 8.30 rano. Pierwszy numer w ogóle się nie odzywał, drugi po jakimś czasie i owszem.
W słuchawce zachrypiał zaspany głos: - Słucham?
Zdumiało to wielce naszych niedoszłych stypendystów. No bo jak to tak, choć to już 8.30, to ów urzędnik do telefonu został właśnie wyrwany ze snu? To pracownicy powiatu ucinają sobie poranne drzemki w trakcie godzin pracy?
No nie, jeszcze do tego nie doszło. Po prostu numery telefonów podane na kopercie są dawno nieaktualne.
Wobec tego należałoby zapytać tak: jak to się dzieje, że list wychodzący od tak szacownej instytucji jest opatrzony fałszywymi informacjami?
Ha, sprawa nie jest prosta. Oto starostwo ma podpisaną specjalną umowę z pocztą, która dostarczyła powiatowym urzędnikom specjalną maszynkę do ostemplowywania korespondencji. Maszyna, jak to maszyna, nie wiedziała, że Starostwo Powiatowe zmieniło dawno telefony i z oślim uporem stempluje je po dawnemu. A co na to żywy człowiek? Ano nie przeprogramował maszynki i stąd właśnie takie numery!
KWIATKI PRZY RATUSZU
No, ale żeby nie było nam tak przykro i niewesoło, wszak żadna to radość z cudzych pomyłek czy niedopatrzeń, na koniec radosne i kolorowe akcenty spod ratusza, gdzie jak wiadomo siedzibę swoją ma i Starostwo Powiatowe.
Towarzysząca nam ostatnio pogoda jest wyjątkowa jak na tę porę roku. A skoro wciąż tak cieplutko, choć coraz mniej słońca, postanowiłem, co może wydać się dziwne, wleźć do przyratuszowej fosy, pokonując niewysoki murek od strony placu Juranda.
Co mnie podkusiło? Ano zauważyłem kwitnące tam rozmaite kwiatki. Były to ponownie obsypane kwieciem oraz puszkiem mlecze, drugi raz kwitnąca koniczyna i rumianki. Zdumiało mnie to do tego stopnia, iż wziąwszy aparat, wykonałem pamiątkowe zdjęcia, wszak takie dziwy przyrody nie towarzyszą nam zbyt często. Oto jedne z efektów łowów fotograficznych w fosie - fot. 5.
Okwiecona o tej porze roku ratuszowa wieża, gdy na drzewach praktycznie nie widać już liści wygląda zgoła niecodziennie i myślę sobie, że jakoś tak radośnie i kolorowo, choć dni już coraz krótsze i coraz bardziej szare.
2004.11.10