Oj, naczytałem ja się w poprzednim „Kurku” o ciężkich czasach dla palaczy. O tym, jak to posłowie z komisji zdrowia przygotowali projekt ustawy zakazującej palenia w miejscach publicznych; także w terenie otwartym – na ulicach, w parkach, czy piwogródkach. Na łamach „Kurka” wypowiedziało się kilka osób. Wszyscy przeciw ustawie. I słusznie. Sam jestem od dwudziestu trzech lat niepalący, ale przedtem dwadzieścia lat paliłem. Dzisiaj zatem powinno być mi wszystko jedno. A nie jest. I nie chodzi mi o szkodliwość palenia, bierne wdychanie i inne oczywiste oczywistości. Zadaję sobie pytanie, jakim prawem wybraniec narodu nazywany posłem, zasiadający w jakiejś tam komisji i opłacany przez maluczkich – także z tego co ja zarabiam jako uczciwy architekt – będzie mi zakazywał palenia w parku, gdzie nikomu nie przeszkadzam, lub też w ogródku, dajmy na to na plaży, przy piwie. Nie po to został wybrany, żeby pouczać mnie w co mam wierzyć, jak wychowywać dzieci, czy mam pić, czy palić i o tym, że nie wolno mi rozmawiać we własnym samochodzie przez komórkę bez nagłośnienia. Nie po to, żeby narzucić mi światopogląd partii, którą reprezentuje i wymusić pod groźbą kary czołobitność wobec wartości jakie ta partia preferuje.
Taki facet (facetka) został wybrany po to, żeby za moje pieniądze, jako mój przedstawiciel, dbał o moje interesy – przede wszystkim ekonomiczne – w gigantycznym przedsiębiorstwie, a zarazem organizacji, jakim jest państwo. Za to bierze forsę i powinien czuć się sługą i lokajem wobec obywatela, który go opłaca, a nie paniskiem z immunitetem.
Czy możemy sobie wyobrazić lokaja, który swojemu panu wyrywa papierosa z ust, wyciąga kluczyki z samochodowej stacyjki - jeśli ten nie zapiął pasów, a wieczorem zmusza do słuchania Radia Maryja pod groźbą niepodania kolacji? A taki właśnie dziwny obraz polskiego posła jawi mi się najczęściej, kiedy mam nieszczęście trafić w telewizorze na kolejną serię debilnych wypowiedzi owych zarozumialców.
Naturalnie każdy z nich powołuje się na to, że reprezentuje wolę swoich wyborców. Oczywiście. Już wyobrażam sobie te tłumy zajadłych wyborców, które oblegają biura poselskie panów posłów. Z transparentami, brutalnymi okrzykami i paleniem opon. A wszystko po to, aby zakazać palenia tytoniu samotnemu pastuszkowi, który gdzieś na odległej łące wypasa swoją jedyną krowinę. Byle tylko biedne zwierzę nie wdychało biernie! Dla zdrowia narodu!
Jak wynika z dotychczasowej praktyki i obserwacji rozwoju kolejnych afer - czasem kończonych komisją śledczą – prawdziwa motywacja niewiele ma wspólnego z głoszonymi ideami. Czytelnicy zapewne pamiętają jak dzielnie walczono w sejmie o zakaz rozmów telefonicznych prowadzonych z samochodu, bez urządzenia nagłośniającego. I co się okazało? Że poseł, który o to szczególnie zabiegał, był właścicielem firmy produkującej takie urządzenia.
Niczego nie sugeruję i ani myślę kogokolwiek oskarżać. Ale ostatnio pojawiło się sporo reklam elektronicznych papierosów. Sądzę, że koncernom, które je produkują musi bardzo zależeć, aby europejskich palaczy zmusić do rezygnacji z prawdziwego dymka.
A przy okazji – co to jest elektroniczny papieros?
Akurat wiem, bo używa tego sprzętu zarówno moja żona, jak i córka. Oczywiście nie używają one elektronicznego papierosa zamiast normalnego na stałe, a jedynie tam, gdzie palenie jest zakazane, czyli w lokalach zamkniętych. Taki przyrząd, to rurka z umieszczonym w niej pojemniczkiem z nikotyną. Rurka wygląda jak papieros. Kiedy „palacz” zaciąga się, na końcu rurki rozbłyska czerwone światełko – niby ognik, a następnie pojawia się mały obłoczek. Obłoczek jest nieszkodliwy i bezwonny, bowiem składa się z pary wodnej. Czyli idealne „narzędzie” dla palących – nieszkodliwe dla otoczenia. U nas na razie mało znane. Najlepszy dowód, że gdy moja córka, podczas wizyty w Szczytnie, w modnym pubie „zapaliła” takiego papieroska, została natychmiast przywołana do porządku. Nie pomogły tłumaczenia – personel nie znał tego wynalazku. Dla nich papieros to papieros; nie nada i już!
No, ale wróćmy do ustawy i do panów posłów. Nie śledzę rankingów, zacytuję zatem znakomitego felietonistę tygodnika „Angora” – Henryka Martenkę. Trzy tygodnie temu pisał on tak:
„ A jednak w rankingach zaufania poseł mieści się w ogonie tabeli, gdzieś między właścicielem lombardu a tancerzem z klubu go-go.”
No to jacy posłowie, taka ustawa.
Na zakończenie jeszcze jeden cytat, tym razem zdanie przytoczone przez słynnego, angielskiego felietonistę – Clarksona:
„Nie trzeba korzystać ze zdrowego rozsądku, kiedy istnieją przepisy.”
Andrzej Symonowicz