Pełniący obowiązki dyrektora szczycieńskiego szpitala Marek Michniewicz stanął przed sądem. Okręgowa Inspekcja Pracy w Olsztynie zarzuca mu m.in. wydatkowanie środków z funduszu socjalnego niezgodnie z przeznaczeniem, zaniżanie wynagrodzeń za godziny nadliczbowe oraz niezapewnienie wymaganych przerw w pracy radiologów i pielęgniarek.
LISTA ZARZUTÓW
Rozprawa odbywająca się przed Sądem Rejonowym w Szczytnie to efekt kontroli, jaką inspekcja pracy przeprowadziła w ubiegłym roku w szpitalu. Wykazała ona szereg nieprawidłowości związanych z działalnością placówki. Dotyczą one m.in. tego, że p.o. dyrektora Marek Michniewicz nie zapewnił czterem radiologom wymaganego przepisami odpoczynku, podobnie postąpił też wobec pięciu pielęgniarek. Ponadto od maja do lipca ub.r. dziewięciorgu pracownikom zaniżył wynagrodzenia za godziny nadliczbowe. Na liście zarzutów są także kwestie związane z naruszeniem przepisów BHP poprzez chociażby niezapewnienie personelowi odzieży i obuwia roboczego. Najbardziej jednak zapalnym punktem w relacjach dyrektor – pracownicy jest sprawa wydatkowania środków z funduszu socjalnego. Michniewicz przeznaczał je na inne cele, bez konsultacji z pracownikami, decydując o tym w zasadzie samodzielnie. To stało się jednym z powodów ubiegłorocznych protestów personelu szpitalnego.
DYREKTOR: NIE CZUJĘ SIĘ WINNY
Środowej rozprawie (11 stycznia) przysłuchiwało się ok. dziesięciu pracownic szpitala, choć lista pokrzywdzonych jest znacznie dłuższa i zawiera aż ... 293 nazwiska. Jedna z osób na niej figurujących złożyła jednak przed sądem oświadczenie, że znalazła się na niej wbrew swojej woli.
Odnosząc się do zarzutów inspekcji Marek Michniewicz potwierdził, że naruszenie przepisów Kodeksu Pracy w szpitalu rzeczywiście nastąpiło, ale też jasno dawał do zrozumienia, że nie poczuwa się z tego powodu do winy.
– Wiele okoliczności sprawiło, że nie mogłem wykonać nałożonych na mnie obowiązków. Nie czuję się winny – mówił p.o. dyrektora. Brak przerw w pracy radiologów uzasadniał tym, że jest ich mało, więc pełnią oni dyżury „pod telefonem”. Jak wyjaśniał, sami w ten sposób ułożyli sobie grafik, aby, przykładowo, być w gotowości do pracy przez cały jeden weekend, by z kolei następny mieć wolny. Niezapewnienie wymaganego odpoczynku pielęgniarkom tłumaczył sytuacjami losowymi wynikającymi głównie ze zwolnień lekarskich oraz urlopów. Zaniżanie wynagrodzeń za godziny nadliczbowe, według Michniewicza, to skutek błędów rachunkowych księgowości. Zapewniał, że po stwierdzeniu niedopłat, należności zostały uregulowane.
O FUNDUSZU DECYDOWAŁ SAM
Dyrektor przyznał się też do przeznaczania środków z funduszu socjalnego na inne niż pracownicze cele. Działania te uzasadniał słabą kondycją finansową szpitala, którego plan zakłada 1,7 mln zł straty.
– Ta sytuacja nie wynikała ze złej woli, ale utrzymania płynności finansowej. W ub.r. 70% naszych wydatków stanowiły płace, a tylko 30% przeznaczaliśmy na chorych. To niebezpieczna sytuacja – wyjaśniał. Potwierdził też, że środkami funduszu socjalnego dysponował sam, bez konsultacji z personelem. Wiele miejsca poświęcił również kwestiom związanym z przestrzeganiem przepisów BHP, z czym w szczycieńskim szpitalu również są duże problemy. Kilka razy podkreślał, że wprowadzane oszczędności to konieczność.
– Musimy tak gospodarować tą biedą, aby na wszystko starczyło – zakończył swoje wystąpienie Michniewicz.
Czy jego wyjaśnienia przekonały sąd, tego na razie nie wiadomo. Wiadomo jednak, że na pewno nie dały im wiary przysłuchujące się rozprawie pracownice szpitala, które jedne tłumaczenia dyrektora przyjmowały z irytacją, inne - z rozbawieniem. Kolejną rozprawę wyznaczono na początek lutego. Wtedy też najprawdopodobniej zapadnie wyrok.
Ewa Kułakowska