Śpiew, tańce (na i pod sceną), uczestnictwo w rozmaitych konkursach i kiełbaska z grilla oto, co uwielbiają dziarscy seniorzy. A gdy jeszcze przy tym można upewnić się, czy wszystko ze zdrowiem jest w porządku - nic nie stoi na przeszkodzie, by bawić się do upadłego.
I tak też swawolono na II Festynie Seniora zorganizowanym przez połączone siły Stowarzyszenia "Nawa" im. ks. Roberta Dziewiatowskiego i Amatorski Klub Biegacza. Impreza wypadła znacznie okazalej niż jej ubiegłoroczna edycja. Na scenie zaprezentowali się bowiem nie tylko wykonawcy z naszego miasta, ale i przyjezdni - z Pasymia oraz Rozogów, a stateczna i poważna (wiekiem) publiczność dopisała. "Kurek" kątem oka dostrzegł, że w trakcie imprezy co chwila dostawiano nowe ławki, bo wciąż napływali chętni do zabawy...
- Nie mogę się nadziwić - mówi "Kurkowi" jedna z członkiń zespołu "Babskie Olekanie" (Rozogi), że w Szczytnie organizuje się coś takiego, że tutaj ktoś myśli o starszych osobach. - Atmosfera jest wspaniała, wszyscy się świetnie bawią, więc mam nadzieję, że za rok znowu zostaniemy zaproszeni, bo tak tu fajnie!
W przerwach, jak i w trakcie popisów scenicznych, na chętnych czekały rozmaite konkursy.
Koronną konkurencją dla pań były robótki na drutach. Która z nich w jak najkrótszym czasie udziergała najdłuższy szalik - wygrywała.
Panowie zmierzyli swoje siły i talenty w rzeźbieniu łódek z kory, wspominając z rozrzewnieniem w duszy, iż kiedyś robili to w latach młodości, gdyż wybór gotowych dziecięcych zabawek w tych czasach był żaden.
Z kolei nieco z boku widowni ustawiono szereg stoisk, m.in. stowarzyszenia "Lazarus", "Kurpi w Szczytnie", "Nawy" itp. Członkowie tego pierwszego wykonywali badania krwi na zawartość cholesterolu i gliceryny we krwi, mierzyli ciśnienie itp., czyli wszystko to, co może wykryć lub zapobiec miażdżycy, nadciśnieniu czy cukrzycy. Wyniki były podawane w ciągu dwóch, trzech minut!
Humory i chęci do zabawy dopisywały, nic zatem dziwnego, że na długo po tym, jak ostatni wykonawcy udali się za kuluary, a porządkowe siły organizatora zdemontowały scenę, uczestnicy festynu pozostawali na swoich miejscach, ociągając się z opuszczeniem miejskiej plaży. Umawiano się na spotkanie za rok, a towarzyszyły temu takie głosy:
- Nim się rozejdziemy, zaśpiewajmy jeszcze jedną piosenkę.
A po tej niby ostatniej, następowała kolejna, a po niej jeszcze jedna...
Marek J. Plitt
2005.08.31