W minione sobotnie przedpołudnie życie w Szymanach toczyło się jak zawsze - spokojnie i bez niespodzianek. Dzieci poszły do szkoły, bo akurat odrabiały wolny dzień, więc i w domostwach zapanowała cisza większa niż zwykle. Nagle w ów spokój wdarło się donośne wycie alarmowych syren.
- Pali się szkoła! - przekazywali sobie z ust do ust zatrwożeni mieszkańcy wsi.
Na szczęście okazało się, że to tylko ćwiczenia i prawdziwego ognia nie ma.
W przeciwpożarowych działaniach na terenie szkoły w Szymanach wzięły udział wszystkie ochotnicze jednostki z obszaru gminy Szczytno. Pierwsza pojawiła się miejscowa straż ochotnicza, zaraz po niej zawodowcy ze Szczytna, a później kolejno poszczególne jednostki z terenu. Na końcu ekipa z Lipowca, choć drużyny strażackie z tej miejscowości tworzą trzon ogólnopolskiego systemu ratownictwa, a zatem powinny być przy pożarze jako jedne z pierwszych. Ich późny przyjazd nie wyniknął jednak z opieszałości, a po prostu znacznego oddalania od Szyman oraz... zamkniętego przejazdu strzeżonego w Szczytnie. Czekając na przejazd pociągu stracili kilka dobrych minut.
- Ogólnie ćwiczenia wypadły bardzo dobrze - powiedział "Kurkowi" kierownik manewrów - starszy kapitan Grzegorz Rybaczyk. - Ewakuację szkoły przeprowadzono bez zarzutu, także oswobodzenie uczniów z pomieszczenia klasowego, którego drzwi na potrzeby ćwiczeń zostały zablokowane.
Choć dzieci szkolne nie całkiem poważnie podeszły do zagrożenia i tak warto, a właściwie trzeba przeprowadzać tego rodzaju ćwiczenia. Niby była to tylko zabawa i widowisko, ale przecież przećwiczyły przy okazji ewakuację, dowiedziały się jak zachowywać się w czasie pożaru, co w znacznym stopniu może zapobiec nieszczęściom, gdyby ogień wybuchł naprawdę.
Marek J. Plitt
2005.10.26