- Na jednej sesji zaciągamy kredyt, zadłużamy miasto i jednocześnie dajemy prezenty gminie - radnej Rybińskiej i jej kolegom z Forum Samorządowego nie podobają się zasady współpracy samorządu miejskiego z gminnym. Uważają, że burmistrz Bielinowicz działa na szkodę Szczytna i jego mieszkańców.
Zabronił gwizdać radnej
Na ostatniej sesji Rady Miejskiej, w piątek 28 maja, powrócono do sprawy porozumienia miejsko-gminnego w sprawie finansowania edukacji gminnych dzieci w miejskich szkołach. Projekty kilku uchwał dały asumpt do krytyki poczynań władz grodu i zasad, na jakich nawiązują one współpracę z sąsiednimi samorządami. Radni Forum Samorządowego zarzucali burmistrzowi Bielinowiczowi, że działa na szkodę Szczytna i jego mieszkańców, między innymi godząc się na to, by gmina pokrywała jedynie połowę tych kosztów utrzymania dzieci w miejskich szkołach, które wykraczają poza subwencję.
- Najpierw był bój o pieniądze, bo utrzymanie szkół za dużo kosztuje. Mówiło się, że trzeba oszczędzać i szukać pieniędzy, a teraz daje się prezenty dla wójta - wytykała radna Anna Rybińska. - Nasze dzieci nie będą znały języków obcych, obniża się pobory nauczycielom, a darowuje pieniądze gminie! - padały zarzuty, na które ostro zareagował burmistrz Bielinowicz: - Nie jesteśmy na lekcji wychowania fizycznego, gdzie pani może sobie gwizdać na wszystkich - mówił burmistrz nawiązując do profesji radnej. Przypomniał, że do miejskich szkół uczęszcza 500 gminnych dzieci, a bez nich trzeba by było jedną szkołę zlikwidować. Zarzucił radnej działania populistyczne, a nie rzeczywistą dbałość o losy miasta.
Radny Żuchowski żądał dokładnego rozliczenia, ile mieszkańcy Szczytna dopłacą do utrzymania dzieci gminnych w miejskich szkołach i dowiedział się od burmistrza, że takiego rozliczenia nie otrzyma.
- To koszty stałe utrzymania infrastruktury, które są bez względu na to, czy dzieci mamy w szkołach więcej czy mniej. Jeśli ich nie będziemy mieli, to możemy zlikwidować jedną szkołę - tłumaczył burmistrz uzyskując poparcie ze strony radnej Beaty Boczar.
- Ja tam wolę koszty finansowe niż społeczne - mówiła. - Jak pan się wytłumaczy nauczycielom, którzy stracą pracę - zwracała się do Żuchowskiego. Ten jednak nie dawał się przekonać.
- Niech sobie wójt buduje szkołę dla swoich dzieci - stwierdził. - Jemu subwencji starcza, a nam nie! - argumentował radny Żuchowski.
Wnioski na Berdyczów
Temat finansowania szkół i współpracy z sąsiadami wrócił przy podejmowaniu uchwały o zaciągnięciu kredytu. Zobowiązanie, w wysokości 2 mln zł, ma pomóc przetrwać miastu ten rok i pokryć wydatki bieżące, w tym te, które pochłaniają placówki oświatowe.
- No proszę! - zauważała Rybińska. - Na jednej sesji zaciągamy kredyt, zadłużamy miasto i jednocześnie dajemy prezenty gminie! - podkreślała. - Burmistrz mówi, że mogę sobie gwizdać na lekcjach, ale gwizdać to też trzeba umieć - rewanżowała się radna.
W sukurs koleżance ruszył Żuchowski, któremu zaciąganie kolejnego kredytu bardzo się nie podoba. Podkreślał, że miasto czeka realizacja tak ważnych zadań, jak budowa stacji uzdatniania wody, utylizacja osadów pościekowych i rozbudowa wysypiska.
- Za co zrobimy te inwestycje? - pytał radny. - To nie sztuka realizować zadania z własnych środków. Nie można zarzynać budżetu kredytami - podkreślał. Przyganiał Bielinowiczowi, że ten nie dość intensywnie szuka środków z zewnątrz, czym z kolei naraził się radnemu Ignatowskiemu.
- W poprzedniej kadencji nie dostawaliśmy środków pomocowych, choć wnioski różne na Berdyczów były pisane. A ile było cyrku z inwestycjami! Jakieś narty wodne, amfiteatr! A stacja uzdatniania wody miała być robiona już w poprzedniej kadencji! Zamiast toczyć wojny, to lepiej może zgodnie za robotę się wziąć - apelował Ignatowski.
Apel radnego odzewu się nie doczekał, ale uchwała o zaciągnięciu kredytu została przyjęta 11 głosami, przy 6 przeciw i 2 wstrzymujących.
Halina Bielawska
2004.06.02