Na wstępie wyznam szczerze – nie lubię Konopnickiej. Jej twórczość, może poza tą dla dzieci, źle się zestarzała.

Godzinami z książkami - Konopnicka, jakiej nie znamy
Książka Magdaleny Grzebałkowskiej pozwala spojrzeć na Konopnicką inaczej, niż uczono nas w szkole

Do dziś pamiętam męczarnie, jakie przeżywałam, gdy podczas studiów polonistycznych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu musiałam na zaliczenie zajęć z literatury pozytywizmu napisać analizę wiersza „Widzenie morza”. Zresztą, miałam wrażenie, że moi wykładowcy również nie darzyli autorki „Roty” specjalną estymą. Świadczy o tym pewna zabawna scenka, którą zapamiętałam z wykładu wybitnej znawczyni i badaczki pozytywizmu, prof. Zofii Mocarskiej – Tyc. Otóż pewnego razu pani profesor pozwoliła sobie wygłosić ironiczny komentarz na temat Konopnickiej. W tym momencie nagły podmuch wiatru gwałtownie otworzył okno salki wykładowej dostojnego gmachu Collegium Maius. Pani profesor zażartowała wtedy, że to pewnie duch poetki zirytowany niepochlebną opinią postanowił dać o sobie znać … Do Konopnickiej zniechęcała również szkolna edukacja polonistyczna, ukazując ją jako nudną matronę, matkę – Polkę, patriotkę, jednym słowem – postać pomnikową i raczej nieciekawą.

Ten obraz poetki burzy całkowicie reportażystka i pisarka Magdalena Grzebałkowska, autorka m.in. biografii Zdzisława i Tomasza Beksińskich. Jej wydana w 2024 r. książka „Dezorientacje. Biografia Marii Konopnickiej” nie tyle odbrązawia autorkę „Roty”, lecz pokazuje ją jaką postać niejednoznaczną i wymykającą się prostym ocenom. To także świetny przewodnik po XIX-wiecznej obyczajowości, gdzie zamężna kobieta w zasadzie była własnością męża. Taki też los wydawał się przypisany młodziutkiej Marii Wasiłowskiej, która poślubiła Jarosława Konopnickiego – nieudacznika, pogrążonego w długach drobnego szlachcica, nieradzącego sobie z zarządzaniem majątkiem. Zaraz potem na świat przychodzi gromadka dzieci i wszystko wskazuje na to, że poza urokami macierzyństwa i sielskim życiem na wsi Marii nic już nie czeka. Tymczasem robi coś niewyobrażalnego jak na tamte czasy – decyduje się opuścić męża i wraz z dziećmi wyjeżdża do wielkiego miasta. Zanim zdobędzie poetycką sławę, niejednokrotnie doświadcza biedy i niedostatku. Do męża jednak nigdy już nie wróci, żyje na własny rachunek.

Co gorsza, ma „na pieńku” z Kościołem. Po raz pierwszy naraża się poematem, w którym sławi znane historyczne postacie prześladowane przez inkwizycję. Za to spotyka ją ostracyzm i krytyka ze strony m.in. piszącego wówczas pod pseudonimem Henryka Sienkiewicza. Ostatecznie, w obliczu bojkotu jej twórczości i wizji niewydrukowania tomu poezji, dokonuje publicznego aktu pokuty. Po raz drugi występuje przeciw Kościołowi, a właściwie papieżowi Leonowi XIII, kiedy będąc w Rzymie, ogląda ofiarowany mu z okazji półwiecza święceń kapłańskich kościół św. Joachima. Maria wpada w gniew widząc, że na froncie świątyni, wśród państw oddających hołd papieżowi, wymieniona zostaje Rosja, a nie ma tam Polski. (…) jak raz jeszcze dokonano tu rozbioru Polski, wpakowawszy ją w gardziel Rosji i Niemców - pisze poetka w korespondencji. Pod wpływem tych emocji tworzy kolejny wiersz, który znów sprowadzi na nią kłopoty …

Oczywiście autorka biografii wiele miejsca poświęca trwającej ponad dwadzieścia lat relacji Marii Konopnickiej z malarką Marią Dulębianką, którą poetka nazywała, chyba z racji męskiego wyglądu, Pietrkiem. Czy obie kobiety łączyła przyjaźń, czy było to coś więcej – odsyłam do książki, bo uważny czytelnik wyrobi sobie na ten temat zdanie.

Dla mnie ciekawsze niż związek z Dulębianką są przedstawione w biografii relacje Konopnickiej z najbliższymi. Okazuje się, że kobieta, która organizowała zbiórkę podpisów pod listami przeciw polityce germanizacyjnej po strajku dzieci z Wrześni, niektóre własne dzieci traktowała z zadziwiającą bezwzględnością. Cierpiącą na chorobę psychiczną córkę Helenę umieściła w szpitalu psychiatrycznym, a jej nieślubnego synka oddała obcym ludziom, u których zresztą krótko po tym umarł. Nie godziła się z tym, że najmłodsza córka Laura chce być aktorką. Maria ucieknie się do szantażowania dyrektora teatru, by nie dał jej angażu. Czy była wyzwoloną feministką i zwolenniczką nowych trendów w sztuce? Tego bym o Konopnickiej nie powiedziała, mimo że przecież wymykała się XIX-wiecznym schematom. Nie cierpiała modernistów, krytycznie wypowiadała się m.in. o Wyspiańskim i Przybyszewskim.

Czy po lekturze książki Magdaleny Grzebałkowskiej nieco bardziej polubiłam Konopnicką? Raczej nie, ale przynajmniej lepiej ją poznałam, odbywając fascynującą podróż po XIX-wiecznych pensjach dla dziewcząt, podupadających szlacheckich dworkach i europejskich metropoliach, które odwiedzały obie Marie. Lektura wywołała we mnie także refleksję, jak szkolna edukacja w gruncie rzeczy zniechęca do czytania, jednostronnie i nudno przedstawiając tuzów polskiej literatury, zamykając ich w oklepanym stwierdzeniu „wielkim poetą był”. Dlatego mam nadzieję, że po biografię Konopnickiej sięgną odważni poloniści i nie zawahają się namówić do jej przeczytania także swoich uczniów.

W zastępstwie

Grażyny Saj – Klocek

- Ewa Kułakowska