Podczas dwutygodniowego pobytu w ośrodku rehabilitacyjno-wypoczynkowym Lech Resort & SPA w Łebie na seniorów ze Stowarzyszenia Uniwersytet Trzeciego Wieku w Szczytnie czekała moc atrakcji. Nadmorski kurort przywitał kuracjuszy piękną pogodą, a słoneczne dni sprzyjały rekreacji. Spacery brzegiem morza, często przy wsparciu kijków do nordic walkingu, stanowiły nieodzowny rytuał. Maszerowaliśmy więc w stronę portu lub w siną dal wśród szumiących fal.

Godzinami z książkami - Latarnik
Jedna z moich koleżanek swoim czytelniczym zacięciem mnie przebiła. Stojąc na falochronie oddawała się lekturze

Jako gorliwa czytelniczka do Łeby zabrałam książkę i udało mi się oddać lekturze właśnie na plaży. Jednak jedna z moich koleżanek swoim czytelniczym zacięciem mnie przebiła. Otóż stojąc na falochronie oddawała się lekturze. Takie niecodzienne zaczytanie sprawiło, że utrwaliłam to na fotce. Przeprowadziłam też wywiad jaką lekturę zabrała nad morze. Okazało się, że w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Szczytnie wypożyczyła książkę autorstwa Edyty Świętek „Ta sama rzeka” i zabrała do Łeby. W rewanżu pokazałam swoją lekturę, czyli kryminał Micha Śmielaka pt. „Regiel”i pochwaliłam spotkaniem z pisarzem na Targach Książki w Gdańsku i zdobytym autografem. Naszą rozmowę podsumowałyśmy stwierdzeniem, że nad morzem wypada przypomnieć sobie szkolną lekturę „Latarnik” Henryka Sienkiewicza. Faktycznie, każdego wieczoru światełko latarni morskiej swoim ostrzegawczym pulsowaniem nawiązywało do kultowej noweli polskiego laureata Nagrody Nobla. To skojarzenie zapulsowało pomysłem odwiedzenia współczesnego latarnika w Latarni Morskiej Stilo. Mojej koleżance spodobał się pomysł wyprawy do latarni. Wyciągnęła telefon i sprawdziła, że plażą do Stilo jest dwanaście kilometrów. Wówczas zaproponowałam, byśmy pojechały tam... rowerami. Wielokrotnie widziałam na plaży rowerzystów, więc stąd myśla, by spróbować. Przyjaciółka zaakceptowała pomysł dotarcia do celu plażą i to na rowerze. Zdecydowałyśmy, że następnego dnia wypożyczymy rowery i rano ruszymy.

Poranek przywitał nas pięknym słońcem i odrobiną niepokoju, bo żadna z nas nie jeździła rowerem po plaży. Gdy przedostałyśmy się przez sypkie podłoże, to na ubitej plaży nastąpiła chwila prawdy. Ku naszej radości okazało się, że dajemy radę i po plaży jedzie się dosłownie tak, jak po szutrowej drodze. Nowe doświadczenie napawało dumą oraz w naszym przypadku wyzwoliło taką prekursorską pasję jazdy rowerem po nadmorskiej plaży. Jechałyśmy rowerami, a morska bryza niosła do celu. Momentami przemieniałyśmy się w żeglarki, którym latarnia wyznacza cel. Wysiłek uskrzydlał, a łyk wody pozwalał rozwijać żagle. Robiłyśmy krótkie popasy i śmiałyśmy, że z naszej wyprawy napiszemy książkę, opisując w niej piękno klifów, lazur tańczących fal i nawet maszt zatopionego żaglowca. Wtem  beztroskę przerwał niepokojący widok, bowiem plaża niebezpiecznie zaczęła się zwężać i znikać. Zeszłyśmy z rowerów i przez chwilę zastanawiałyśmy jak pokonać przeszkodę, gdyż z prawej strony klif, z lewej uderzające o jego burtę fale. Jedyne wyjście, to poczekać na odpływ i szybko prowadząc rower przedostać na bezkresną, dalszą plażę. Jako pierwsza podejmuję próbę i wyczekuję odpowiedniego momentu na przeprawę. Trwa to dobrą chwilę i wreszcie jestem po drugiej stronie. Kładę na plaży rower i pstrykając fotki utrwalam poczynania koleżanki, która niczym Afrodyta wynurza się z fal. Tu wyznaję, że przeprawa wymagała sprytu, ale nie niosła niebezpieczeństwa. Neptun nam sprzyjał i wiatrem pomyślności napędzał rowerowe żagle. Faktycznie miałyśmy dużo szczęścia, co potwierdził sympatyczny latarnik gdy dotarłyśmy do administrowanego przez niego obiektu. Okazało się, że latarnia jest już nieczynna, a on zjawił się przypadkiem i chyba specjalnie dla nas. Oczywiście pozwolił nam wejść na górę i podziwiać niezwykłą panoramę. Zrobił nam też kawę i zaszczycił miłą opowieścią. Jednak w niczym nie przypominał sienkiewiczowskiego latarnika. Morskie opowieści kontynuowałyśmy wracając rowerowym szlakiem do Łeby. W sumie zrobiłyśmy około czterdziestu kilometrów. Dla mnie było to niezwykłe doświadczenie, ponieważ po raz pierwszy po plaży rowerem się przemieszczałam i z miłą towarzyszką o książkach godzinami rozmawiałam.

Grażyna Saj-Klocek