Na deszczowe dni polecam twórczość pisarki ukrywającej się pod pseudonimem Sonia Rosa. Jest ona autorką powieści społeczno-obyczajowych z cechami thrillerów psychologicznych. Ma dość pokaźną kolekcję napisanych książek. Przygodę z jej twórczością rozpoczęłam od „Manipulantki", a w kolejce czekają: „Milcząca dziewczyna" i „Kryształowe motyle".

Czytając „Manipulantkę" dowiedziałam się do czego jest zdolna osoba ogarnięta zazdrością. Poznałam dwie kobiety Annę i Iwonę, które połączyła wspólna praca w drogerii o uroczej nazwie „Koniczynka". Anna była żoną wziętego architekta, mieszkała w willi pod lasem, zwiedzała świat i cieszyła się życiem. Iwona jako żona magazyniera ledwo wiązała koniec z końcem. Jednak w chwili poznania sytuacja kobiet jest niemal lustrzana. Będąc rozwiedzionymi matkami nastoletnich córek i pracując w tym samym sklepie, szybko nawiązują wykraczającą poza ramy pracy znajomość. Wspólne wypady i wypite wino sprzyja przyjaźni. Anna zna swoją wartość i otwarcie mówi o sobie: Tak, jestem piękna. Mam urodę aktorki, świetne ciało i fantastyczne włosy. Cieszę się nim i zdaję sobie sprawę z tego, że jestem szczęściarą, ale zawiść, jaką to czasem budzi wśród ludzi, których uważam za znajomych i przyjaciół, nigdy nie przestaje mnie boleć. To nie moja wina, że dostałam od losu tak wiele. Nie ja wybrałam sobie twarz i nie ja ustawiam pionki na szachownicy zwanej życiem. Zafascynowana koleżanką Iwona osacza Annę, manipuluje, snuje intrygi. Dodatkowo zazdrość o powodzenie przyjaciółki budzi w niej też paniczny strach przed utratą spotkań, rozmów, wspólnych wypadów. Anna to czuje, czuje się też osaczona i mając dość toksycznej znajomości zastanawia się co zrobić i jak wybrnąć ze znajomości, którą zaczyna się dusić. Problem polega na tym, że wie doskonale, że wiele razem przeszły. Pomagałyśmy sobie w trudnych chwilach, pocieszałyśmy się w najciemniejszych momentach, wypiłyśmy hektolitry wina i zdarzało się nam wspólnie płakać, ale to nie znaczy że dam się zmanipulować. Zaczynam mieć po kokardy jej fochów, dąsów i zazdrości. Tak, Iwona jest o mnie zazdrosna. Boli mnie to, bo w przyjaźni nie powinno być miejsca na takie emocje, ale też staram się ją zrozumieć. Moja aparycja jest solą w jej oku, wiem o tym, ale przecież nic na to nie poradzę. Nie obetnę się na łyso ani nie okaleczę, żeby ona lepiej się czuła. Zazdrości mi gęstych, długich włosów, hiszpańskiego typu urody, ale to nie moja wina, że matka natura obdarowała mnie powabem.
Specjalnie cytuję wybrane fragmenty „Manipulantki", ponieważ one doskonale odzwierciedlają nasze zachowania w stosunku do innych. Nie wszyscy umieją cieszyć się powodzeniem przyjaciół i lubią wbijać przysłowiową szpilę. Bardzo podoba mi się styl pisarki, pisze lekko i ciekawie. W moim przypadku pewnie czytałabym przez cały czas, ale porcja ogórków, którą przytachał z działki mąż przerwała miłe zaczytanie. Zabrałam się za przetwory i nawet próbowałam robiąc weki zerkać do książki. Jedynie w trakcie prac udało mi się w ogórkowej scenografii książkę sfotografować. Gdy wykonałam zdjęcie dostrzegłam, że okładkę książki zdobi napis: Czego można się spodziewać po swojej najlepszej przyjaciółce? Wszystkiego najgorszego.
Oczywiście szukałam w internecie wiadomości kim jest Sonia Rosa i znalazłam jedynie informację, że jest to pseudonim znanej polskiej pisarki. Jakiej? Tymczasem nie doszperałam się i nie wiem. Za to znalazłam fajny wpis jednej z czytelniczek „Manipulantki" brzmi on tak: Sonia Rosa ma lekki i przyjemny styl, przez karty powieści dosłownie się płynie, a chęć poznania zakończenia sprawia, że ciężko oderwać się od lektury. Faktycznie miałam problem, by książkę odłożyć, ale zdrowy rozsądek zwyciężył. Czytanie przerwałam i kilka słoików ogórków zakisiłam, i dopiero dalszą część książki zgłębiłam. W Miejskiej Bibliotece Publicznej w Szczytnie powieści Sonii Rosy nie stoją na półce, ponieważ twórczość tej pisarki cieszy się dużym powodzeniem.
Grażyna Saj-Klocek