Czytanie książek to nie tylko pasja, to przede wszystkim taki osobisty hołd składany tym, którzy je napisali.

Pisarz, konstruując treść, przenosi potencjalnego odbiorcę w inny, literacki wymiar. Sprawia, że wspólnie ze stworzonymi bohaterami przeżywamy radość, chwile wzruszenia, a nawet strachu. Dlatego też gdy dowiedziałam się, że moja ulubiona pisarka Wioletta Piasecka odwiedzi Gdańsk i będzie na Targach Książki, postanowiłam pojechać na Wybrzeże. Twórczość tej pisarki promowałam na łamach „Kurka Mazurskiego”, więc na spotkanie wypadało zabrać prezent - lokalną gazetę, by podarować egzemplarze bohaterce aż trzech moich felietonów. Tymczasem na Facebooku pisarka zapraszała na wielkie święto literatury, pisząc: Czekam na was na stoisku Wydawnictwa nr 41-42-43 Skarpa Warszawska od 12.00 do 14.00. Podpiszę dla Was moje książki, a także pamiętniki, zakładki, notatniki... i co tam tylko chcecie. (...) Do zobaczenia w Gdańsku. Z kim się widzimy? Zanim odpowiedziałam na takie zaproszenie w mediach społecznościowych przeczytałam, że wspomniane wydarzenie jest imprezą o statusie festiwalu literackiego, oferującego spotkania z autorami, premiery książek, panele dyskusyjne, debaty, warsztaty. Umożliwi zakup książek w promocyjnych cenach od ponad 80 wystawców z całej Polski. W sumie to „nęcenie”, by wybrać się do Gdańska kilka dni trwało. Fantastycznym zbiegiem okoliczności, by podzielić się pomysłem uczestniczenia we wspomnianym wydarzeniu, była wizyta gdańszczanki Bożenny Batogowskiej. Moja koleżanka, wcześniej mieszkanka Szczytna, poparła mój pomysł stwierdzeniem, że gdy przyjadę będzie na mnie czekała na dworcu i się mną zajmie. Od razu przeszła do praktycznych informacji dotyczących mojej podróży. Wynikało z nich, że jak wyjadę pociągiem ze Szczytna o szóstej z minutami, to w Olsztynie będę miała kolejny pociąg do samego Gdańska i już chwilę po dziesiątej dotrę na miejsce. Natomiast, gdy o szesnastej wsiądę w Gdańsku do pociągu, to w Szczytnie, i to bez przesiadek, będę przed dwudziestą. Takie rozwiązanie było fenomenalne i sprawiło, że nabrałam chęci na realizację wyjazdowego planu.
Klamka zapadła, gdy został na konkretny dzień i konkretne połączenia wykupiony bilet. Wówczas na zapytanie pisarki Wioletty Piaseckiej odpowiedziałam tak: Już bilet na pociąg kupiłam i przyjadę zobaczyć się z moją ulubioną pisarką. Do zobaczenia w sobotę w Gdańsku pani Wioletto. Natychmiast ukazała się odpowiedź: Och, jak ja się strasznie cieszę!!!! Do zobaczenia”. Oczami wyobraźni widziałam, jak pisarka na trylogii „Otuleni syberyjskim wiatrem” składa autografy. Marzyłam, przymykając oczy, że najpierw podsuwam do podpisu „Przerwaną młodość”, potem „Zdeptane nadzieje” i wreszcie trzeci tom „Skradziona miłość”. Ukradkiem ocierałam łezki wzruszenia na wspomnienie treści tych powieści, które wzbudziły we mnie niezwykłe emocje. Oczami wyobraźni widziałam jak pisarka skreśla dedykację i oczywiście, że stajemy do wspólnej fotki. Pakując na wyprawę plecak, zgodnie z instrukcjami gdańszczanki, zabrałam parasolkę oraz kurtkę. Wiedząc, że będę wracała obładowana książkami nie szalałam. Jednak w jego wnętrzu znalazła się książka pt. „Lolek. Zanim został Janem Pawłem II”. Do tej wzruszającej, bogato ilustrowanej książki włożyłam trzy egzemplarze „Kurka Mazurskiego” z moimi felietonami.
Na dwa dni przed wyjazdem koleżanka poinformowała mnie telefonicznie, że Wydawnictwo Skarpa Warszawska przygotowało jeszcze jedną niespodziankę, czyli spotkanie z pisarzem Michałem Śmielakiem. Twórczość tego autora promowałam w czerwcu br. w felietonie „Miasto burz”. Wspominałam wówczas, że Michał Śmielak w książce „Osada” wymieniał z nazwy nasze miasto. Więc szybciutko zorganizowałam czwarty egzemplarz „Kurka Mazurskiego”, by wręczyć na pamiątkę twórcy poczytnych kryminałów. Podróż najpierw do Olsztyna, gdy z okien szynobusu podziwiałam iluminacyjny wschód słońca, a następnie do Gdańska gdy pociąg adekwatnie do nazwy niczym „Bryza” mknął przez pola, lasy, miasta, wsie na dodatek w komfortowych warunkach minęła lotem błyskawicy. Patrząc na piękne niebo momentami miałam wrażenie, że po prostu lecę samolotem. Koleżanka nie zawiodła. Stała na peronie, trzymając pomarańczowy plecak, w który spakowałam jej do samochodu książki. Mimo iż do celu miałyśmy dwa kroki, to przyjaciółka postanowiła zafundować pierwszą z atrakcji, czyli przejazd tramwajem.
Cieszyłam się jak dziecko z możliwości uczestniczenia w wielkiej przygodzie i pstrykałam fotki, by utrwalić obecność w Gdańsku. Tuż przed jedenastą weszłyśmy do Europejskiego Centrum Solidarności na organizowane tam Targi Książki. Bardzo szybko odnalazłyśmy wspaniale zaopatrzone stoisko Wydawnictwa Skarpa Warszawska. Do posiadanej kolekcji od razu zakupiłam najnowszą książkę „Ignaś. Zanim został Ignacym Paderewskim”. Miałam też wiele szczęścia, bowiem na stoisku pojawiła się pięknie ubrana i wystylizowana pisarka Wioletta Piasecka. Obdarowałam pisarkę „Kurkami”, utworzyła z nich wachlarz i z rozbawieniem pozowała do zdjęć. Bardzo serdecznie się ze mną przywitała i zaprosiła po autografy od 12.00. Byłam pierwsza w kolejce. O tym jak wykorzystałam ponad godzinne czekanie na wymarzony autograf pisarki Wioletty Piaseckiej w następnym felietonie.
Grażyna Saj-Klocek