Uczestnictwo w Gdańskich Targach Książki, to mój osobisty hołd złożony pisarzom: Wioletcie Piaseckiej i Michałowi Śmielakowi.

Związane z tym emocje opisałam w poprzednim felietonie. Dziś kontynuacja przeżyć jakich doświadczyłam. Tu wyznam, że specjalnie do Gdańska pojechałam, by relację zamieścić na łamach „Kurka Mazurskiego” w rubryce „Godzinami z książkami”. Otóż, gdy pisarka Wioletta Piasecka oddalając się ze stoiska Wydawnictwa Skarpa Warszawska powiedziała „Do zobaczenia o dwunastej. Mam dla was wiele niespodzianek” na czatach w kolejce zostawiłam moją przyjaciółkę Bożenkę, a sama stanęłam w ogonku do pisarza Michała Śmielaka. Byłam czwarta w kolejce, przede mną trzy przesympatyczne bibliotekarki ze Swarożyna. Czekając na mistrza kryminałów do posiadanej kolekcji „Miasto burz” oraz „Osada” nabyłam jego najnowszą książkę noszącą tytuł „Regiel”. Od razu przeczytałam: Lokalne podania przestrzegają, że jeśli ktokolwiek zetnie drzewo w zagajniku zwanym Reglem, czeka go śmierć. Natomiast z okładki spozierały na mnie gniewne, czerwone oczy leśnego stwora do złudzenia przypominającego rzeźby naszego lokalnego twórcy Zygmunta Rząpa zdobiące ścieżkę rowerową do Olszyn. Ściskając w rękach książki i oczywiście „Kurek Mazurski” z felietonem promującym twórczość Michała Śmielaka rozmawiałam z miłośnikami jego pióra. Rozmowy natychmiast ucichły, gdy pojawił się ON. Okazało się też, że przesuwam się w kolejce o jedno miejsce do tyłu. Bowiem tuż przed nami, zostawiając pokaźny karton wypełniony książkami pojawił się fan nad fanami. Wypisywanie dedykacji i składanie autografów na pokaźnym stosiku trochę trwało. Ktoś nawet żartował, że specjalnie czytelnik zostawił sobie karton po telewizorze, by w nim przytachać książki. Ktoś inny, by wprowadzić limit... Pisarz szybko zabrał się do pracy i wesoło gawędząc podpisywał książki. Gdy dostąpiłam zaszczytu osobistej audiencji, to dokonałam uroczystego wręczenia „Kurka Mazurskiego” i spytałam czy wspominając w „Osadzie” moje rodzinne miasto był w Szczytnie. Niestety nie był, ale poprosił, bym pozdrowiła czytelników „Kurka Mazurskiego”. Na pamiątkę miłego spotkania powstała plejada potwierdzająca ten fakt zdjęć. Zaś w książce „Regiel” napisał ostrzeżenie: „Licho nie śpi!”. Może popatrzył w moje podkrążone brakiem snu oczy, bo faktycznie emocje związane z wyjazdem do Gdańska odebrały mi sen. Do pierwszej w nocy z wrażenia nie mogłam usnąć, a o piątej już musiałam wstać. Jednak niezwykłe przeżycia, jakich doświadczyłam zrekompensowały bezsenną noc.
Czas spędzony w kolejce do Michała Śmielaka po dedykacje i autografy szybko zbliżył mnie do kolejnego, upragnionego spotkania z pisarką Wiolettą Piasecką. Sesję zdjęciową miałyśmy już za sobą, a podpisywanie stosiku książek poszło nam szybko. Ja stawiałam w książkach zdobne pieczęcie z treścią: „Wioletta Piasecka – autorka”, a autorka wpisywała dedykacje i zamaszyste autografy. Gdy po raz kolejny odezwałam się do pisarki tytułując „pani Wioletto”, natychmiast wypaliła: „A to my nie jesteśmy na ty?! Wiola jestem” i ku mojemu zaskoczeniu wyciągnęła dłoń. Pochwyciłam pisarską rękę i rozpromieniłam. To kolejny dowód na to, że pisarka jest dla ludzi, bo to my jej powieści czytamy, ocieramy łzy wzruszenia i po prostu polecając innym – promujemy. Obładowana książkami, oczarowana targami ich atmosferą i organizacją (tu ukłon w stronę przemiłych pań z informacji za życzliwość) wyszłam za koleżanką-przewodniczką na rozpromieniony słońcem plac. Dowiedziałam się, że teraz pójdziemy nad Motławę, ponieważ na Starym Mieście mam umówione spotkanie z... kto zgadnie?! Ależ tak... z Neptunem. Wprawdzie ważący blisko 20 km plecak wypełniony książkami trochę utrudniał spacer, ale piękna pogoda rekompensowała miły, literacki ciężar. Nawet żartowałam, że to parasolka nabija wagę i że niepotrzebnie ją brałam, ale dzielnie kroczyłam za przewodniczką. Motława tętniła życiem i liczne jednostki pływające zapewniały turystom atrakcje, nawet kajakowicze wykorzystywali ostatnie tchnienie lata. Ogródki kawiarene pięknie ozdobione kwiatami i po brzegi wypchane turystami. Mimo panującego tłoku cieszyłam się z faktu, że jestem w Gdańsku. Wprawdzie miałam umówione spotkanie z Neptunem, to tak jak do ulubionych pisarzy, tak i tu musiałam swoje odstać w kolejce, by z władcą mórz się sfotografować. Wsiadając do pociągu, który zawiózł mnie wprost do zapłakanego deszczem Szczytna pomyślałam, że dzięki pisarzom przeżyłam niezapomnianą przygodę na Targach Książki i w Gdańsku. Dziękuję mojej koleżance Bożennie Batogowskiej za oprowadzanie i fotografowanie. To ona utrwaliła te wszystkie piękne chwile na fotkach. Oczywiście zachęcam do czytania wszystkich książek autorstwa Wioletty Piaseckiej i Michała Śmielaka, które są dostępne w MBP w Szczytnie.
Grażyna Saj-Klocek