Jedna z moich koleżanek zamiast samodzielnie zabrać się za sprzątanie mieszkania, wpadła na genialny pomysł i zatrudniła firmę sprzątającą.
 
Trzyosobowa ekipa niczym błyskawica wpadła do jej domu i wszystko na błysk posprzątała. Te prace nie tylko nie zrujnowały budżetu domowego, ale sprawiły pomysłodawczyni radość. Stały się też tematem babskiego spotkania. Każda z pań wyraziła swoje zdanie na temat porządków. Podsumowanie było takie, że nie lubimy ich, bo to syzyfowa praca. Doszłyśmy jednak do wniosku, że większość z nas ma w domu mopa i chłopa, więc nie ma co narzekać. Oczywiście u każdej z nas zapaliło się światełko takiej tęsknoty za pomocą domową, która za nas wszystko zrobi. Wyręczy w gotowaniu i właśnie w sprzątaniu.
Gdy wróciłam do domu od razu krytycznym okiem popatrzyłam na własne mieszkanie. Następnego dnia wpadłam na genialny pomysł, że umyję okna i wymienię firanki. Gdy kończyłam myć jedno z okien, zabrzęczał domofon. W panice wpuszczałam gościa i od razu zaczęłam tłumaczyć, że „Marysia ma wolne” i pani zabrała się za sprzątanie. Usłyszałam, że jak zwykle żarty sobie stroję, a w domu błysk jakbym spodziewała wizyty sanepidu. Tu trafiła w sedno, jedna z moich koleżanek pracowała w sanepidzie i faktycznie zapowiedziała wizytę. Połechtana pochwałą, że w domu czysto, z większym zapałem zabrałam się za dalsze prace. Nie wyszło mi to na dobre, ponieważ po tym porządkowym zapale mam manko. Utraciłam piękną firankę, cóż... euforia wyłączyła myślenie i źle ustawiłam temperaturę żelazka. Na szczęście miałam drugą.
Dla relaksu i odreagowania postanowiłam odpocząć przy książce „Pomoc domowa” autorstwa amerykańskiej pisarki Freidy McFaddenn. Wybrałam lekturę o tytule adekwatnym do oderwania od prozaicznych prac domowych. Czy odpoczęłam? Świetnie skonstruowany, wciągający thriller opowiadający o tajemnicach rozgrywających się za zamkniętymi drzwiami wciągnął mnie bez reszty. Freida McFadden to uznana i doceniana autorka thrillerów psychologicznych oraz praktykująca lekarka specjalizująca się w urazach mózgu. Jej twórczość charakteryzuje się niezwykłym połączeniem medycznej precyzji i literackiego napięcia. Doskonale buduje nastrój i atmosferę, zaś lekkie pióro oraz interesująca i intrygująca narracja sprawia, że jej książki posiadają status bestsellerów i wciągają bez reszty. Tytułowa bohaterka Mili wprawdzie „robi złe rzeczy, ale ma dobry powód”. Autorka „Pomocy domowej” szybko zaprzyjaźnia się z czytelnikiem i często zwraca się bezpośrednio sugerując: „Wiecie, co mam na myśli”, a my oczywiście wiemy. Zachęcając do lektury uchylę rąbka tajemnicy i zdradzę jaka kara spotkała żonę milionera, która przestała dbać o swój wygląd. Otóż, gdy małżonek-esteta zobaczył u żony odrosty zamknął ją w odosobnieniu i za karę nakazał... wyrwać sto włosów z cebulkami. Ukarana najpierw myślała, że to głupi żart, a jak dowiedziała się, że to nie przelewki, spełniła żądanie. Powstał jednak problem, bowiem oprawca odkrył, że jeden włos nie ma cebulki i zabieg wyrywania należy powtórzyć od początku. Straszne. Tak mnie ta sytuacja przeraziła, że od razu pobiegłam do salonu fryzjerskiego i poprosiłam o koloryzację. Na pytanie co to za okazja ze śmiechem odpowiedziałam, że to pod wpływem książki i ze strachu przed mężem. Gdy wróciłam od razu poukładałam wszystkie książki, bowiem kolejna kara spotkała żonę za nieodłożenie na miejsce wyciągniętych z biblioteczki książek. Tym razem musiała leżeć na podłodze przykryta książkami i to trzy godziny. Piszę o poznanej treści w sposób żartobliwy, ale przysięgam, że po lekturze „Pomocy domowej” nie było mi do śmiechu. Tak mnie twórczość amerykańskiej pisarki wciągnęła, że przeczytałam drugą i trzecią część noszące tytuły „Pomoc domowa. Sekret” i „Pomoc domowa. Z ukrycia”. Zamiast sprzątać czytam i sobie myślę: „robota nie zając – nie ucieknie”. A gdy dobrnęłam do końca, za radą pisarki zafundowałam sobie „terapię detaliczną” i kolejną książkę kupiłam, ale równiutko na półce ustawiłam.
Grażyna Saj-Klocek

