Lektura powieści amerykańskiej pisarki Taylor Jenkins Reid skłania do refleksji. Autorka w mistrzowski sposób ukazuje losy kobiet, ich tajemnice. Umiejętnie łączy elementy romansu, dramatu i historii z życiem codziennym. Jej bohaterki, choć fikcyjne, to wykazują się głębokim i złożonym charakterem.

Przygodę z jej twórczością rozpoczęłam od przeczytania „Siedmiu mężów Evelyn Hugo". Już sam tytuł zaintrygował i postanowiłam sprawdzić jak na kartach powieści radzi sobie bohaterka aż z siedmioma mężami. Wybór podyktowała też zbliżająca się rocznica mojego ślubu z jednym i tym samym mężem. Z zaciekawieniem śledziłam losy Evelyn Hugo – aktorki, która zrobiła imponującą karierę w Hollywood i młodej dziennikarce zwierza się ze swoich tajemnic. Pertraktując jednocześnie, że wywiad może zobaczyć światło dzienne po śmierci aktorki. Układ zostaje zawarty, a czytelnik wciągnięty w niezwykle ciekawą i zaskakującą historię popularnej gwiazdy. Evelyn opowiada dziennikarce, jak wyrwała się z biedy i trafiła do wymarzonego świata filmu. Mówi o sławie, pieniądzach, skandalach, blasku fleszy. Wyznaje dlaczego wychodziła za mąż aż siedem razy i kogo kochała naprawdę. Zwierza się jaką cenę zapłaciła za sławę i miłość. Tu zacytuję, że jest to obowiązkowa lektura dla wszystkich fanów Marilyn Monroe i Audrey Hepburn, bo gdyby Evelyn Hugo istniała naprawdę, byłaby ich najlepszą przyjaciółką albo... największą konkurentką. Powieść „Siedmiu mężów Evelyn Hugo" to historia o silnej, wytrwałej i pełnej determinacji kobiecie, która osiągnęła wielką aktorską sławę.
Po wspomnianej lekturze wyciągnęłam album ze zdjęciami i z wielkim sentymentem popatrzyłam na nasze ślubne fotki. Zapewne wiele osób, oglądając swoje zdjęcia upamiętniające zawarcie związku małżeńskiego w Urzędzie Stanu Cywilnego w Szczytnie, w ich tle dostrzega piękny kwiat. Jak pamiętamy po tej ważnej uroczystości fotograf ustawiał nowożeńców w oazie zieleni, czyli pod olbrzymią, zieloną palmą. Nic więc dziwnego, że motyw sławetnego, doniczkowego kwiatka obrósł w legendę i był symbolem wręcz kultowym każdej ślubnej fotki. Przez lata prezentował się imponująco, a wzrost i bujność jak głosi lokalna legenda zawdzięczał... szampanowi. Ponoć zawsze wśród gości znalazła się osoba nie pijąca i zawartość kieliszka lądowała w doniczce. Zachęcam czytelników „Kurka Mazurskiego" do cofnięcia w czasie i odnalezienia palmy w rodzinnych albumach.
Wychodząc za mąż miałam dwadzieścia cztery lata i wówczas ceremonia zaślubin odbywała się dwa razy. Raz przed urzędnikiem państwowym w USC, drugi raz przed sługą bożym w kościele. Te wspomnienia ślubno-urodzinowe powiążę z treścią kolejnej książki autorstwa Taylor Jenkins Reid noszącej tytuł: „Carrie Soto powraca". Otóż bohaterka wspomnianej powieści w momencie przejścia na emeryturę jest najlepszą tenisistką jaką widział świat. Podbiła wszystkie rekordy i zdobyła dwadzieścia Wielkich Szlemów. Gdy jej rekord zostaje pobity, postanawia wrócić do gry. Czy udowodni, że jest najlepsza? Lektura tej powieści doskonale współbrzmi z karierą naszej słynnej tenisistki Igi Świątek. Jestem fanką Igi i cały czas śledzę poczynania mojej ulubienicy, i nawet sądziłam, że pisarka, kreśląc wspomnianą powieść, konsultowała się z naszą mistrzynią. Jednak nie znalazłam potwierdzenia. Natomiast znalazłam dużo hejtu skierowanego do naszej tenisistki, gdy miała kryzys. Teraz w dniu swoich dwudziestych czwartych urodzin znów święci sukcesy. Tu kolejna dygresja odnosząca się do przeszłości, bo ostatnio usłyszałam, że kiedyś tak nie było. Wyśmiewanie, szydzenia było obecne w czasach mojej młodości, jednak nie miało takiego zasięgu, jaki obecnie osiąga w mediach społecznościowych. Pamiętam, że wówczas moje pokolenie zachwycało się sukcesami tenisisty Wojciecha Fibaka. Wielu z moich kolegów paradowało po ulicy w krótkich białych szortach, białych tenisówkach oraz koszulkach z charakterystycznie skrzyżowanymi rakietkami do tenisa. Tenis ziemny stał się popularny i na korcie koło „Zacisza" pojawiło się wielu naśladowców sławnego tenisisty. Czy wówczas ludzie takim osobom bili brawo i mobilizowali do gry? Niestety nie. Pamiętam jak za nimi wołano: „Każdy pokraka udaje Fibaka". Nie było to miłe i wiem, że aby uniknąć krytyki wybierano kort przy cmentarzu usytuowany w rozwidleniu szos Biskupiec – Romany. Zanim powstał tam komis samochodowy i ja tam trenowałam swoje tenisowe umiejętności. Polecając wszystkie książki autorstwa Taylor Jenkins Reid, które oczywiście są do wypożyczenia w MBP w Szczytnie wysyłam piłeczkę meczową ze strzałem punktowym o wymownym tytule: „Cokolwiek zrobisz, będziesz szczęśliwa".
Grażyna Saj-Klocek