Podczas comiesięcznego spotkania Dyskusyjnego Klubu Książki działającego w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Szczytnie członkowie otrzymali kolejną lekturę do zapoznania.

Moderatorka pani Danuta Lipska-Zapadka wręczyła nam książki o intrygującym tytule „Życie na pełnej petardzie, czyli wiara, polędwica i miłość". Okładkę lektury rozświetla uśmiechnięta, pogodna i dobroduszna postać księdza Jana Kaczkowskiego. Portret duchownego, a dokładnie jego spojrzenie zza rogowych okularów i właśnie uśmiech budzą sympatię. Sprawiają, że chcemy się z nim zaprzyjaźnić. Dlatego też z zapałem zabrałam się do odrabiania zadanej pracy domowej i faktycznie, przewracając stronice książki, polubiłam duchownego.
Zagłębiłam się też w życiorys tego żyjącego zaledwie 38 lat duszpasterza. Ksiądz Jan Kaczkowski urodził się 19 lipca 1977 roku w Gdyni. Był doktorem nauk teologicznych, bioetykiem, kapłanem w archidiecezji gdańskiej, katechetą oraz wykładowcą. Choć od dziecka nie miał łatwo – zmagał się z dużą wadą wzroku i lewostronnym niedowładem - „żył na pełnej petardzie". Stał się szeroko rozpoznawalny dzięki swojej pracy na rzecz osób chorych i umierających. Był jednym z założycieli Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. W latach 2009-2016 sprawował tam funkcję dyrektora i prezesa zarządu. Ksiądz Jan Kaczkowski chorował na glejaka mózgu. Żartował, że jest „onkocelebrytą". Miał ogromne poczucie humoru i duży dystans do siebie. Duchowny potrafił nawiązywać wyjątkowy kontakt z ludźmi, również z tak zwaną trudną młodzieżą. Rozmawiał z chorymi i umierającymi. Dodawał im sił i starał się oswajać ich ze śmiercią. Był podziwiany nie tylko przez wierzących, ale także ateistów. Otwarcie mówił o najważniejszych i najtrudniejszych sprawach życia i śmierci. Jego słowa do dziś są przytaczane i mają wymiar ponadczasowy. Zmarł 28 marca 2016 r. Został pochowany na cmentarzu komunalnym w rodzinnym Sopocie. Do końca aktywnie pracował i pomagał innym. W 2022 r. powstał biograficzny film „Johnny" opowiadający o przyjaźni księdza z jego podopiecznym Patrykiem – chłopakiem z trudną przeszłością. W rolach głównych wystąpili Dawid Ogrodnik oraz Piotr Trojan. Warto wspomnieć, że na podstawie inspirujących rozmów z duchownym Janem Kaczkowskim powstało kilka książek, między innymi: „Szału nie ma, jest rak", „Żyć aż do końca. Instrukcja obsługi chorego", „Dasz radę. Ostatnia rozmowa" oraz polecana przez DKK w Szczytnie: „Życie na pełnej petardzie, czyli wiara, polędwica i miłość" autorstwa Piotra Żyłki.
Lektura wspomnianej książki w moim przypadku przywołała wspomnienia moich duchownych przewodników. Pierwszym była katechetka Jadwiga Jurkiewicz, która rzeszę dzieciaczków przygotowywała do Pierwszej Komunii Świętej. Drugim ksiądz Kazimierz Sawostianik uczący mnie religii w szkole podstawowej i przygotowujący do bierzmowania. Do dziś w domowej biblioteczce przechowuję prezent od księdza, czyli oprawioną w płótno książkę Ewy Szelburg Zarębiny „Imię jej Klara". W dedykacji zamieszczonej w książce 30 maja 1975 r. ksiądz Kazimierz Sawostianik napisał: Uczennicy Grażynie Saj za wzorową postawę w katechizacji w nagrodę z okazji ukończenia klasy VIII-ej.
Trzecim przewodnikiem po mojej duchowości został ksiądz Robert Dziewiatowski. Wkroczył w życie uczennicy szkoły średniej i na zawsze - sposobem bycia, entuzjazmem, wiarą i mądrością księdza o ludzkim obliczu - pozostał. Gdy prawie kończyłam lekturę „Życia na pełnej petardzie" wpadłam na pomysł, że zaproponuję rowerzystom wyprawę do Linowa. W mojej ocenie obaj księża, czyli Jan Kaczkowski i Robert Dziewiatowski właśnie „żyli na pełnej petardzie". Pomyślałam, że warto obu tym duchownym złożyć taki hołd pamięci w moim wydaniu. Wiedziałam, że zarówno klubowicze jak i moderatorka pani Danuta Lipska-Zapadka będą na spotkaniu omawiającym lekturę snuli wiele refleksji. Mój zachwyt dla lektury postanowiłam wyrazić wyprawą rowerową do Groty Matki Boskiej Różańcowej w Linowie, której projektantem jest śp. ks. Robert Dziewiatowski. Tam okazało się, że towarzyszącym mi rowerzystom postać obu księży jest znana i nawet jedna z koleżanek od razu chciała pożyczyć ode mnie wspomnianą książkę. Skoro nie doczytałam do końca, nie mogłam się z lekturą rozstać. Gdy ruszyliśmy do domu, autentycznie pędziłam „na pełnej petardzie", ponieważ minęła godzina czternasta, a ja o godzinie szesnastej na deskach Miejskiego Domu Kultury miałam odebrać „Przesyłkę z zaświatów". Byłam też głodna - tu zacytuję słowa księdza Jana Kaczkowskiego skierowane do pisarza Piotra Żyłki - miałam ochotę w porze obiadowej jeszcze przed wyjściem na wspomniany spektakl „na wspaniałą, świeżutką polędwicę, z dobrym winem, w cudownym sosie. Lub choćby talerz aromatycznej grochówki". Na spektakl zdążyłam, ale wina nie piłam. Książki inspirują i motywują, wyobraźnię rozbudzają i pozytywną energią napełniają.
Grażyna Saj-Klocek