...to tytuł mojego debiutu na łamach „Kurka Mazurskiego”. Wprawdzie chwalić się nie wypada, ale tak się składa, że właśnie w tym roku świętuję okrągły jubileusz współpracy z lokalną prasą. Trzydzieści lat temu w kąciku literackim zostało zamieszczone jedno z moich opowiadań o wymownym tytule „Gorączka”.
Prowadzący wspomniany kącik redaktor Marek Plitt tuż przed moim tekstem napisał tak: Redakcja „Kurka Mazurskiego” zwracała się kilkakrotnie na łamach z apelem do czytelników o nadsyłanie własnych dowolnych tekstów. Pierwsze tego owoce już zebraliśmy, dzisiaj kolej na bardziej ambitną twórczość – miniaturkę literacką z gatunku short-story. Oto ono:
Gorączka
Straszliwy ból głowy i silne dreszcze nie ustępowały ani na moment. Leżała przykryta grubym pledem, ale nadal było jej zimno. Nie mogła się ruszyć, a każdy wysiłek przyprawiał ją o kolejny zawrót głowy. Otwierała i zamykała oczy, nawet patrzenie w szklany ekran telewizora było męczarnią. Miała mnóstwo czasu, ale ten nagły urlop od domowych obowiązków trwoniła bezproduktywnie, wegetując w łóżku. Złe myśli obiegły ją ciasnym kołem. Oczami wyobraźni widziała swój rychły koniec. Przecież jeszcze wczoraj śmiała się, żartowała... Dziś była tylko pniem, choroba odcięła wszystkie korzenie, powalając z nóg. Kolejny raz sięgnęła po termometr.
Wymarzony wielbiciel zjawił się punktualnie z wybiciem 17.00 i mało tego, że punktualnie, to na dodatek z pięknym bukietem pachnących frezji. Nonszalancko ucałował wyciągniętą na powitanie dłoń. - Buzi też chcę – upomniała się. W odpowiedzi poczuła na swojej twarzy puszyste dotknięcie jego pachnącej, kudłatej brody. - Proszę, wejdź do pokoju. Napijesz się kawy? - Z chęcią, jeśli nie sprawi Ci to kłopotu. Włączyła magnetofon. Sama zniknęła w kuchni. - Pięknie wyglądasz – docenił starania fryzjerki – dziękując uśmiechem za kawę i ciasto. Wieczór zapowiadał się wspaniale. Dawno nie miała takiej randki. Beztroską rozmowę przerwało nagłe zgaśnięcie światła. Było to dość dziwne, bo okna wszystkich bloków rozświetlała normalna jasność. Szybko wyciągnęła świece. Blask świec, wino, muzyka (na szczęście magnetofon miał baterie) sprawiły, że poczuła błogość. Błysk światła oboje powitali okrzykami niezadowolenia. - Nie psujmy nastroju – powiedział gasząc światło. Wracając usiadł na poręczy fotela, w którym ona królowała. Delikatnie położył dłoń na jej głowie, muskał po włosach. Przyzwalająco milczała. Przyjemne i podniecające ciepło rozchodziło się po całym jej ciele. Niecierpliwa dłoń miękko i czule wędrowała po szyi, zanurzała się coraz niżej i niżej mocnym uściskiem zamykając się na piersi. Gładziła tę dłoń, która dawała tyle rozkoszy, „trwaj, chwilo” - szeptała w myśli... Nagle jej ręka trafiła na szklany przedmiot, ujęła go w palce i wyciągnęła na światło dzienne – termometr wskazywał 40o C...”
Tak wyglądało pisanie o seksie, w moim wydaniu, 30 lat temu. Oczywiście teraz mogę się z tego śmiać, ale wówczas nie ominęła mnie fala krytyki, że tu cytuję: „powinnam zasięgnąć porady seksuologa”, więc nie było mi do śmiechu, bo nawet w myślach człowiek nie mógł popełnić grzechu. Cóż, moja miłość jest niepodzielna, od 30 lat jestem „Kurkowi” wierna.
Grażyna Saj-Klocek