Jedno zwolnienie dyscyplinarne i dwa z trzymiesięcznym wypowiedzeniem – to kary, jakie spotkały trzech strażników miejskich. Burmistrz Górska zarzuca im poważne naruszenie dyscypliny pracy. Strażnicy są zaskoczeni i zapowiadają skierowanie sprawy do sądu.

Gorzki finał kabaretonu

Nikt zapewne nie spodziewał się, że taki finał będzie miała zorganizowana 20 sierpnia w ruinach szczycieńskiego zamku impreza kabaretowa. Po jej zakończeniu w biurze straży miejskiej miało dojść do naruszenia powagi tej instytucji. Z uchylonych okien słychać było głośną muzykę i śmiechy, a w towarzystwie strażników miały przebywać osoby postronne. Powiadomiona o tej sytuacji burmistrz Danuta Górska zażądała w sobotę rano od komendanta straży miejskiej wyjaśnień. - W rozmowie ze mną żaden z trzech strażników nie przyznał się do naruszenia dyscypliny pracy. Przyznają, że grała muzyka i nic więcej. Jak było naprawdę nie wiem, bo nie było mnie na miejscu – informuje komendant straży miejskiej Janusz Gutowski. Mimo to, jak tłumaczy, na polecenie burmistrz wystąpił oficjalnie do niej z wnioskiem o zwolnienie trzech podwładnych z powodu niedopełnienia obowiązków pracowniczych. Zbigniewa Nartonowicza - w trybie dyscyplinarnym, a Krzysztofa Jaroszyńskiego i Andrzeja Drozdowicza - z trzymiesięcznym wypowiedzeniem.

Górska dała wiarę świadkom, którzy poinformowali ją o całej sytuacji. - Jest mi przykro, że pracownicy, którzy obdarzeni są szczególnym zaufaniem i mają stać na straży porządku nie reprezentują właściwej postawy – uzasadnia swą decyzję burmistrz.

WĄTPLIWOŚCI KOMENDANTA

Komendant Gutowski ma jednak wątpliwości. Sytuacja jego zdaniem kwalifikowała się najwyżej do udzielenia nagany.

- Jeżeli po otrzymaniu sygnału zostałaby wezwana policja i potwierdziła ewidentne naruszenie dyscypliny pracy nie byłoby dyskusji – mówi. – Do końca nic nie zostało udowodnione. Przynajmniej ja takiej wiedzy nie mam - dodaje.

ZASKOCZENI STRAŻNICY

Krzysztof Jałoszyński i Andrzej Drozdowicz mieli tego dnia, ze względu na koncert, przesuniętą służbę do godz. 24.00.

- Po zakończeniu służby przyszliśmy do biura, aby się przebrać. - Owszem z komputera grała muzyka, ale wcale nie była głośna – mówi Krzysztof Jałoszyński. - Przed godziną 1.00 już nas nie było. Andrzej Drozdowicz przyznaje, że w trakcie koncertu do biura straży przyszła jego bliska znajoma sądząc, że kończy służbę. Gdy się okazało, że będzie ją pełnił jeszcze dwie godziny udała się do domu.

- Jestem zły jak cholera – mówi Drozdowicz. Podobnie jak Jałoszyński w straży pracuje od 18 lat, od chwili jej powstania. Obaj nie otrzymali w tym czasie żadnej kary. - Skąd taka drastyczna decyzja pani burmistrz? – dziwią się strażnicy.

Podobnie bez żadnego upomnienia przepracował w straży miejskiej 14 lat Zbigniew Nartonowicz. W dniu, w którym odbywał się kabareton, miał całonocną służbę w ratuszu. Ma wielki żal do burmistrz i zapowiada, że w sądzie będzie domagał się przywrócenia do pracy. Na drogę sądową wystąpią też jego koledzy.

- Strażnicy są zaskoczeni, że na podstawie donosu można wylecieć z roboty – słyszymy od jednego z nich. - Tym bardziej, że narażani jesteśmy na różnego rodzaju sytuacje prowokowane przez osoby, którym np. wymierzamy mandat.

- Chodzi prawdopodobnie o rozwalenie dotychczasowej ekipy straży miejskiej i obsadzenie jej ludźmi pani burmistrz – dodaje inny. Danuta Górska tych wypowiedzi nie chce komentować.

Andrzej Olszewski