Zbliża się ten czas, który dla nas, chrześcijan, wiele znaczy.
Dlaczego tak wiele, skoro ta najważniejsza uroczystość to czas Wielkiej Nocy?
Zbliża się ten czas, który dla nas, chrześcijan, wiele znaczy.
Dlaczego tak wiele, skoro ta najważniejsza uroczystość to czas Wielkiej Nocy?
Drodzy Bracia i Siostry
Zbliża się ten czas, który dla nas, chrześcijan, wiele znaczy.
Dlaczego tak wiele, skoro ta najważniejsza uroczystość to czas Wielkiej Nocy? Przecież Boże Narodzenie to zaledwie „wstęp”, „preludium” Bożego działania w ludzkim ciele. To tak jakbyśmy chcieli świętować dzień wyjazdu na uroczystość naszej nominacji, odznaczenia, awansu. Przecież nikt nie świętuje rozpoczęcia nauki, ale jej zakończenie. W rzeczywistości upamiętniamy czas finału, a nie początku. Dlaczego więc w przypadku Bożego Narodzenia jest inaczej? Nawet w naszych tradycjach nie świętujemy narodzenia dziecka (może poza, o zgrozo, tzw. „pępkowym”), a dopiero chrzest jest doniosłym wydarzeniem.
Dlaczego więc nadchodzące święto tak bardzo nas angażuje?
Może dlatego, że zgodnie z tradycją jest to jeszcze święto rodzinne. W tym czasie spotykamy się i jednamy przy wspólnym stole. I z pewnością wielu faktycznie z życzliwością i radością oczekuje i przygotowuje się bardziej sercem, niż kuchennymi specjałami. Z pewnością odezwą się teraz głosy, że owa rodzinność zanika, a więzy krwi ulegają ostatnio rozluźnieniu. I jest to po części smutna prawda. Niedawno podano komunikat, że wykupione są już wszystkie miejsca na wyjazdy do Egiptu, Tunezji itp. na czas Bożego Narodzenia. Wątpię, aby udało się tam przeżywać rodzinne święta. Tym nie mniej dla nas, chrześcijan, to nadal przede wszystkim spotkanie z najbliższymi, opłatek, życzliwość i wspólny święty stół.
Do owej rodzinności świąt dochodzi jeszcze i przemiła atmosfera. Narodziny kojarzą się nam z czymś dobrym. Jest jeszcze śnieg, choinka, melodyjne kolędy… Wszystko to niesie ze sobą bardzo pozytywne, miłe i ciepłe emocje.
Czy jednak są to dla nas jeszcze święta, w których spotykamy się z Panem Bogiem? Z pewnością spotykamy się z rodziną, często z przyjaciółmi, ale czy i z Bogiem? A to jest, jak mi się wydaje, najważniejsze pytanie.
Aby na nie odpowiedzieć warto przyjrzeć się naszemu adwentowi. Mówi się czasem: „jakie przygotowanie, taka impreza”.
Więc proszę zastanówmy się co i jak przygotowujemy na spotkanie z tym, kogo naprawdę (z założenia) oczekujemy? Dom, eleganckie ubranie, potrawy, dekoracje, czy raczej wspólne wspomnienia, tematy, które nas łączą, radości, niepokoje i to wszystko, czym dzielimy się z przyjaciółmi. A może i podobnie należałoby przygotować się na spotkanie z Bogiem? Może adwent powinien nas skłaniać do refleksji nad moją przyjaźnią z Bogiem, moim pojęciem Boga, moim rozumieniem jego istoty, działania. Może adwent zdołałby nas przygotować naprawdę, gdybyśmy wbrew wszystkiemu pojawili się rano na roratach, od spowiedzi zaczęli adwent, a nie na niej skończyli, gdybyśmy, chcąc przeżyć adwent, wiernie wypełniali adwentowe postanowienia, a nie połykali kolejne czekoladki z adwentowego kalendarza.
A tak naprawdę Boże Narodzenie to kolejne urodziny Jezusa Chrystusa. To uroczysta kolacja, bo urodził się Chrystus, to prezenty, bo urodził się Chrystus, to są kolędy na cześć Jezusa Chrystusa. To pasterka, goście, opłatek, sianko … bo urodził się Chrystus.
Może są jeszcze tacy, niestety siebie do nich nie zaliczam, którym wystarczyłoby, aby narodził się Chrystus, a wszystko inne stawałoby się zbyteczne. Gdyby mój Bóg naprawdę napełniał mnie radością swojej obecności, już dzisiaj nie mógłbym się Jego doczekać. I może z tej radości zapomniałbym o choince, prezentach, a nawet kolacji. Ale to dla mnie żadna strata skoro narodził się Chrystus.
Dlatego, drodzy bracia i siostry, życzę Wam i sobie, żeby Jego przyjście było dla nas największą niespodzianką, a On sam najpiękniejszym prezentem.
ks. Andrzej Preuss