Na tyłach dawnego "Polmozbytu" (ul. Polska) w płocie okalającym torowisko jest dziura. Najpierw była niewielka, tak że z trudem mógł się przez nią przecisnąć dorosły człowiek, ale z czasem stała się potężna. Ktoś, lub ktosie usunęli siatkę oraz całe betonowe przęsło ogrodzenia, więc teraz droga ku torom stoi otworem. Choć ścieżka jest wyboista, dalej liczne szyny do pokonania, to w niczym to nie przeszkadza chadzać na skróty nawet rowerzystom i to w poważnym wieku - fot. 1.
Za nic owi skrótowicze mają sobie pociągi i pchają się w miejsce niedozwolone dla pieszych.
Jakby tego było mało, już nie w poprzek, a wzdłuż torowiska, co w oczywisty sposób zwiększa ryzyko spacerują... matki z dziećmi w wózkach.
Kto nie wierzy, niechaj patrzy - fot. 2.
To są już szczyty lekkomyślności!
EKWILIBRYSTYKA ALBO PRZEMYKANIE MIĘDZY I POD WAGONAMI
A gdy komuś jeszcze nie zjeżył się włos na głowie ze zgrozy wobec takich widoków, niechaj pozostanie jeszcze przez chwilkę przy lekturze gazety.
Oto otrzymaliśmy sygnał od naszego stałego czytelnika mieszkającego na blokowisku obok dawnej "Unimy". Ma on dzieci, które chodzą do ogólniaka.
- Tatusiu - pochwaliła mu się córeczka - dzisiaj z koleżanką dokonałyśmy nie lada sztuczki ekwilibrystycznej, bo wspięłyśmy się na zderzaki towarowych wagonów i przechodziłyśmy między nimi.
Trzecia, mniej wysportowana koleżanka przepychała się pod wagonami.
- A to ci pokraka - skończyła wypowiedź, czekając na pochwałę.
Tatuś omal nie zemdlał z wrażenia, ale nie z powodu talentów córeczki, a zgrozy, jaka go ogarnęła. I zamiast pochwał spadła na latorośl dość poważna reprymenda oraz stanowczy zakaz łażenia przez torowisko.
* * *
Ba, nie od dziś dzieci i młodzież z podunimowskich okolic, chodząc do ogólniaka, dzień w dzień idą na skróty przez torowisko. Tam właśnie często stoją przetaczane wagony towarowe, więc zatrważający obrazek - fot. 3 nie należy tu do rzadkości.
Toż nie trzeba wiele wyobraźni i umiejętności przewidywania, by uzmysłowić sobie, iż w każdej chwili do wagonów może podjechać lokomotywa manewrowa i pozorny bezruch przemieni się w ruch. Nagle buch! Koła w ruch! I katastrofa gotowa.
Śmiałek spada w dół wytrącony z równowagi i dostaje się między koła. Dalej już lepiej sobie nie wyobrażać, co by go czekało.
Nasz Czytelnik postuluje, aby w związku z tym koniecznie uruchomić kładkę nad torami.
Obecnie wygląda ona tak - fot. 4.
Pozornie niby do użytku, ale jednak zamknięta.
Nieczynna jest już od trzech lat. Zamknięto ją zaraz po artykule w "Kurku" opisującym jej zły stan techniczny. Dotyczyło to elementów drewnianych - schodów i górnego pasa, czyli kładki nad torami.
Urząd Miejski dysponuje stosowną ekspertyzą, z której wynika, że należy wymienić owe drewniane elementy oraz zabezpieczyć antykorozyjnie części metalowe. Koszt prac remontowych oszacowano na ok. 43 tys. zł.
Niestety, działania inspektora Wiesława Kulasa, by wyremontować rzecz spełzły na niczym. Po prostu nikt nie zainteresował się sprawą. Ani burmistrz, ani radni. Żaden także obywatel, jak dotąd nie zgłosił władzom miasta postulatu dotyczącego uruchomienia kładki. Ów głos naszego czytelnika jest pierwszy od trzech lat w tej sprawie.
Bić jest się chyba jednak o co.
DOMKI BEZ KLAMEK
W dość eksponowanym miejscu, czyli pod ratuszem oraz na placu, gdzie kiedyś było jedyne w mieście kino stoją sobie dwa zielone domki. Nie są zbyt piękne i już w chwili posadawiania wywoływały wiele sporów. Ten i ów twierdził, że szpecą nasz gród, jeszcze inni, że będą źródłem fetorku itp., itd. Nawet chyba ich projektant zdawał sobie sprawę, że są niezbyt udane, więc zaopatrzył kabinki w umyślne szyby, za którymi można wieszać wielkoformatowe, kolorowe plakaty. Afisze zapewne przyozdobiłyby smętną bryłę kibelków, ale niestety. Za taflami z pleksi, o ile nie są akurat potłuczone, wiszą jakieś nędznie prezentujące się ogłoszenia i to w ogóle nie w kolorze. Jakby specjalnie dostosowane do charakteru miejsca, gdzie wiszą.
Ale dość tej krytyki, wszak owe przybytki, jakie by nie były, są raczej przydatne - wielu miejscowych oraz turystów korzystało z nich w nagłej potrzebie. Także posiadacze małych biznesów ulokowani w tak tycich kioskach, że nie ma w nich miejsca na toalety.
Tymczasem nie dalej jak w minioną środę pewien mieszkaniec Szczytna, który wiele czasu spędza na świeżym powietrzu z dala od domu musiał skorzystać z jednej z owych ogólnodostępnych toalet za jedyne 1 zł.
Wrzuciwszy monetę do umyślnej dziurki, już odruchowo sięgał do klamki, pewny tego, że problem fizjologiczny zostanie w mig rozwiązany - fot. 5.
Sięga i sięga, a klamki uchwycić nie może.
- Co jest do... - tu wyrwało mu się w chwili stresu szpetne słowo.
I jak myślicie, Szanowni Czytelnicy, co było powodem niemożności otwarcia zbawiennych drzwi publicznej toalety?
Obejrzyjmy dokładnie mechanizm odblokowujący wejście do przybytku - fot. 6.
Ano właśnie - brakuje jakiejkolwiek klamki (B), ale, i tu uwaga, otwór na monetę (A) nie jest niczym zasłonięty, co skłoniło naszego niedoszłego Klienta przybytku do takiej konkluzji:
- Nie dość, że mogłoby dojść do arcynieprzyjemnego zdarzenia, to jeszcze traci się zeta!
No tak, skandal to i tyle!
Jak się dowiadujemy, owe newralgiczne punkty w mieście oraz toaletę przy targowicy objął we władanie nowy podmiot gospodarczy, aż z Olsztyna.
- Umowa z dotychczasową opiekunką tych punktów skończyła się 1 listopada, a ponieważ nie byliśmy zadowoleni w 100% z jej usługi, nie przedłużyliśmy kontraktu - wyjaśnia "Kurkowi" inspektor Krystyna Lis z Urzędu Miejskiego.
Nowy administrator, poważny przedsiębiorca, dysponujący także własnym serwisem, objąwszy w administrowanie szczycieńskie obiekty dokonał ich przeglądu.
No i niestety, okazało się, że ich stan techniczny jest zły, że trzeba wyremontować przyłącza wodno-kanalizacyjne. Idzie zima, więc lekką ręką zamknął kabinki aż do wiosny i dopiero wówczas zostaną one ponownie udostępnione.
PS.
Z tego stanu rzeczy bardzo niezadowolony jest posiadacz minibiznesu (ajent kiosku "Ruchu") na placu Juranda.
- Gdzie ja mam teraz chodzić za potrzebą? - zadaje retoryczne pytanie.
2006.11.22