Poprzednie trzy, czy cztery felietony poświęciłem sprawom miejscowym, szczycieńskim. Powaga tychże przytłoczyła mnie samego, a co dopiero czytelników. Jeśli chodzi o mnie, to w końcu po to uciekłem z wielkiego miasta do nieco mniejszego, aby odpocząć wreszcie od gwaru i zgiełku. Tymczasem mam wrażenie, że wpadłem z deszczu pod rynnę – tyle tu dzieje się w letnim sezonie! Nie sposób uchylić się od komentarza. Ale to innym razem. Dzisiaj postanowiłem nieco „poluzować” i rozbawić czytelników opowiastkami z przeszłości. Nie będzie to dla mnie łatwym zadaniem, ponieważ spróbuję zahaczyć o tematy erotyczne. Odkąd opisałem – w jednym z felietonów – relacje męsko-damskie na karaibskiej wyspie, zaprzyjaźnieni ze mną czytelnicy nie dają mi spokoju, domagając się kontynuacji owych wątków, zwłaszcza z perspektywy Kuby, wyspy swobodnych obyczajów.
Przy okazji pewna ciekawostka na temat Kuby, ale tym razem o charakterze politycznym. Otóż radio Hawana, po nadaniu sygnałowej melodyjki, zawsze tak zapowiadało swoje wejście na antenę: „Tu radio Hawana. Nadajemy z Kuby – jedynego wolnego kraju Ameryki”.
Jak już napisałem poprzednio, kraj ten jest rzeczywiście „wolny”, ale wyłącznie pod względem swobody erotycznej. To, co u nas jest tematem tabu, a także przedmiotem nakazów i zakazów, na Kubie traktuje się jako rozrywkę nietrudną, a także zdrową i przyjemną. Zabawa to zabawa i chętnych płci obojga nigdy tu nie brakuje.
Gorzej z wolnością obywatelską. Kuba to kraj policyjny, a lojalność obywateli jest ściśle kontrolowana. Dla przykładu podam, że żaden ze zwykłych mieszkańców Hawany nie ma prawa wejść na teren hotelu, w którym mieszkają obcokrajowcy. Żadnych podejrzanych kontaktów! No i to właśnie wiąże się z historyjką jaką chcę opowiedzieć.
W Hawanie mieszkaliśmy z moim przyjacielem i współpracownikiem - Tomkiem w hotelu „Habana Libre” (przed rewolucją „Habana Hilton”) na dwudziestym piętrze. Duży pokój z tarasem (widok na ocean) i łazienką. Pewnego dnia, na pobliskim skwerku, wypoczywaliśmy, grając w szachy. Obcokrajowca nietrudno poznać, toteż po chwili podeszła do nas prześliczna, młoda panienka z propozycją, że ona też chciałaby zagrać, przy tym uprzedza, że jest dobrą szachistką. Tomek, znacznie lepszy gracz ode mnie, zaproponował partyjkę, ale w pokoju hotelowym. Panienka nieco przepłoszyła się znając obowiązujący zakaz, ale z drugiej strony była niezwykle ciekawa jak też może wyglądać w środku taki luksusowy hotel. Ciekawość zwyciężyła. Jak udało nam się wprowadzić panienkę do obiektu, to zupełnie osobny temat – wart sensacyjnej nowelki. No, ale udało się. Panienkę widok z tarasu na dwudziestym piętrze wprawił w zachwyt, a Tomek rozłożył szachownicę. Będąc mężczyzną szarmanckim, zadzwonił także do restauracji, aby przysłali na górę butelkę szampana.
I oto pukanie do drzwi. Panienkę chowamy do łazienki i otwieramy. Serwisant z wózkiem. Na wózku butelka szampana w kubełku z lodem. Kelner postawił kubełek na barku. Ale na barku stał już jeden kubełek - poprzednio przyniesiony - taki sam, tyle że z wodą po rozpuszczonym lodzie. Kelner zabrał owo wykorzystane naczynie, a nie chcąc nosić wody skierował się w stronę łazienki, aby ją wylać. No i wtedy Tomek, niczym Rejtan, rzucił się przed drzwi z rozkrzyżowanymi rękami, broniąc dostępu do naszego sanitariatu. Kelner zgłupiał i nijak nie mógł zrozumieć dlaczego nie pozwalają mu wylać wody. A wtedy Tomasz zaczął mu wyjaśniać (poniekąd po angielsku, poniekąd na migi), że stary, polski obyczaj bezwarunkowo zakazuje wpuszczenia obcego do swojej prywatnej ubikacji. Posunął się nawet tak daleko, że usiłował wyjaśnić, że w każdym polskim domu są dwa takie przybytki. Jeden tylko dla gości. Kelner wreszcie wyszedł z kubełkiem pełnym wody. Był zupełnie skołowany i pewnie do dzisiaj opowiada jakie to dziwne obyczaje panują w Polsce.
Tomek zasiadł do szachownicy rozłożonej na stoliku, na słonecznym, hotelowym tarasie. Naprzeciw niego przepiękna panienka. Rozpoczęli grę. Nie wiem o co grali i kto wygrał, bo wyszedłem na drinka do hotelowego baru nad basenem.
Andrzej Symonowicz