Niemiłosiernie długa zima mocno daje się we znaki mieszkańcom powiatu. Jazda po oblodzonych drogach stanowi poważne niebezpieczeństwo. Atakowani za ten stan drogowcy bezradnie rozkładają ręce.
BYLE DO WIOSNY
Zmotoryzowani mieszkańcy powiatu szczycieńskiego nie mogą już doczekać się wiosny. Powód - fatalny stan większości dróg. Szczególnie niebezpieczna jest podróż trasą Pasym-Jedwabno. Pokrywający ją na długich odcinkach lód może przyczynić się do wielu nieszczęść - alarmował podczas ostatniej sesji Rady Gminy radny Jan Sypniewski z Burdąga. Jednak nie tylko on miał zastrzeżenia.
- Wszyscy podróżujący tędy przeżywają horror, a niektórzy mają nawet przykre wspomnienia. Miarka się przebrała, potrzeba zdecydowanych działań - domagał się przewodniczący rady Cezary Lichtensztejn.
Wywołany do tablicy wójt Włodzimierz Budny potwierdził, że droga powiatowa Pasym-Jedwabno należy do najniebezpieczniejszych w województwie.
- Interweniowałem u drogowców i samego starosty kilkakrotnie - tłumaczył wójt, zaznaczając, że od tego ostatniego usłyszał, że na zimowe utrzymanie dróg nie ma i nie będzie pieniędzy. Nieusatysfakcjonowany tymi wyjaśnieniami Budny w oficjalnym piśmie zażądał utrzymywania drogi w takim stanie, który zapewni podróżującym minimum bezpieczeństwa.
Odpowiadając na pytanie przewodniczącego Lichtensztejna, wójt potwierdził, że za uszkodzenie samochodu poszkodowani będą mogli domagać się od starostwa pokrycia kosztów naprawy.
NIE MA RADY
- Na lód nie ma rady - bezradnie rozkłada ręce dyrektor Zarządu Dróg Powiatowych Klemens Dzierżanowski. Według niego, sypanie piaskiem nic nie pomaga, bo natychmiast jest on zdmuchiwany przez przejeżdżające auta. Dlatego też, przy piątym stopniu utrzymania, który przysługuje tej drodze, nie ma możliwości skutecznego działania. W odróżnieniu od dróg krajowych, na tych mających status powiatowych nie stosuje się soli.
- Ludzie chcieliby, aby stan naszych nawierzchni przypominał "krajówki", a to niemożliwe - mówi dyrektor. Odcinków mających status dróg krajowych jest w powiecie łącznie ok. 200 km. Na ich utrzymanie idzie 1,5 mln zł. Tylko 200 tys. zł więcej przeznacza się na drogi powiatowe, których jest jednak trzykrotnie więcej.
- Oni mają magazyn na sól, solarki, a my nie, do tego brakuje nam pieniędzy - tłumaczy dyrektor Dzierżanowski. Nie ukrywa, że irytują już go głosy domagające się zdecydowanej poprawy stanu nawierzchni dróg powiatowych.
- Wczoraj dzwoniła do mnie policja, informując, że jest ślisko. Tylko co ja mogę zrobić? Wysłać piaskarkę, która i tak nic w tej sytuacji nie pomoże?
Co wobec tego dyrektor radzi kierowcom?
- Powinni cierpliwie czekać do wiosny. Jeśli nie muszą, niech nie jeżdżą, a jeżeli już, to bardzo ostrożnie.
PRZEŁADUNEK POD OKNEM
Obfite opady śniegu sprawiają sporo kłopotów transportowcom. Problemy, jakie mają z poruszaniem się po leśnych duktach powodują, że przeładunek drewna prowadzą na drogach gminnych, uniemożliwiając przez pewien czas przemieszczanie się mieszkańcom wsi.
- Zamiast w lesie, przeładowują drewno na drodze, a do tego jeszcze po sobie nie sprzątają - żali się sołtys Kota Marianna Szydlik. Na skutek zatarasowania drogi mieszkańcy, w tym także dzieci, muszą brnąć przez zaspy śnieżne, a kierowcy czekać na przejazd w kolejce.
- Niech Nadleśnictwo pługiem odśnieży swój plac i tam przeładowuje drewno, a nie pod naszymi oknami - domaga się sołtys Szydlik. Zwraca także uwagę na grożące niebezpieczeństwo, które stwarza wybranie na miejsce przeładunku okolicy przystanku autobusowego.
Radny Ryszard Kuprewicz, na co dzień pracownik Nadleśnictwa Jedwabno, uwagi Marianny Szydlik uważa za przesadzone i apeluje do mieszkańców o wyrozumiałość.
- Mamy wyjątkową zimę i dlatego wiele dróg jest nieprzejezdnych - mówi radny. Według niego, przeładunek trwa 5 minut, a to nie powinno stanowić większego problemu. - Nadleśnictwo jest w stanie wstrzymać wywóz drewna z lasu do kwietnia, ale transportowcy muszą z czegoś żyć.
Sołtys Kota takie argumenty nie przekonują.
- Rozumiem, że transportowcy i leśnicy z tego żyją, ale ludziom trzeba zapewnić bezpieczeństwo - odpowiada, dodając jeszcze, że wbrew temu, co mówi radny Kuprewicz, uciążliwe przeładunki trwają nawet pół godziny.
(o)
2006.03.15