Tydzień temu napisałem kilka słów o słynnym Polaku - Czesławie Słani. Zapewne nie udał mi się felieton tak jak chciałem, bowiem kilka zaprzyjaźnionych osób zadzwoniło do mnie z tym samym pytaniem. Mianowicie; co ten Słania właściwie zaprojektował, narysował, czy też wyrytował, że jest aż tak sławny w świecie?
Rzeczywiście - dobre pytanie!
Czesław Słania, po wyjeździe z Polski, związał się zawodowo z Pocztą Szwedzką. Dla niej zaprojektował ponad 300 znaczków. Ponadto wykonał ponad tysiąc znaczków pocztowych dla innych krajów. Między innymi dla Polski, Danii, Niemiec, Francji, Belgii, Szwajcarii, a także USA, Chin, Tajlandii, czy Watykanu. Dorobek ten sprawił, że jego nazwisko wpisano do Księgi Rekordów Guinessa, jako twórcy największej liczby wygrawerowanych znaczków pocztowych. W roku 1972 Czesław Słania został uhonorowany przez króla Szwecji Gustawa VI Adolfa tytułem Nadwornego Grawera. Otrzymał wówczas państwowy medal „Ósmej wielkości z niebieską wstęgą”. Wielkie państwowe medale otrzymał Czesław Słania także od Królowej Danii oraz księcia Monako Rainera III.
Znaczki pocztowe w wykonaniu Słani, to temat znakomicie znany filatelistom z całego świata. Polskim także.
Obok projektów filatelistycznych zajmował się Czesław Słania także projektowaniem banknotów. Grafikę jego autorstwa możemy podziwiać na biletach płatniczych dziesięciu krajów. Podam je w kolejności alfabetycznej: Argentyna, Belgia, Brazylia, Dominikana, Izrael, Kanada, Kazachstan, Litwa, Portugalia i Wenezuela.
W roku 2008, ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zakupiono, za kwotę około pół miliona złotych, kolekcję prac Czesława Słani. Jest to 4900 eksponatów. Dwa lata trwało przygotowanie stałej ekspozycji prac mistrza. Uroczyste otwarcie wystawy miało miejsce całkiem niedawno, a konkretnie 26 listopada, w Muzeum Poczty i Telekomunikacji we Wrocławiu.
A teraz kilka słów o biografie Czesława Słani, o którym wspomniałem w poprzednim felietonie, a na którego albumie „Słania” żerowałem jako felietonista. Mowa tu o Krzysztofie Zygmuncie Jagodzińskim - skądinąd moim dobrym znajomym i kolegą.
Krzysztof to bardzo ciekawa postać. Dziennikarz, publicysta, projektant-grafik, fotografik, a także muzyk. Przez ponad 45 lat związany był zawodowo z Polską Wytwórnią Papierów Wartościowych w Warszawie. Był tam specjalistą od znaków wodnych, a także ich projektantem i wykonawcą. Stąd zresztą jego bogata wiedza na temat genialnego, polskiego rytownika. Poza tym Krzysztof jest wybitnym znawcą dawnej broni, ściśle współpracuje z Muzeum Wojska Polskiego, a na tematy bronioznawcze napisał kilka książek i niezliczoną ilość artykułów. Pisząc o Krzysztofie wspomniałem, że jest on także muzykiem. I tu właśnie nadszedł moment na ciekawostkę dla moich czytelników. Otóż mogliśmy już trzykrotnie spotkać się z Zygmuntem K. Jagodzińskim. Wystąpił on podczas nocy jazzowej w Szczytnie, w ruinach zamku - minionego lata oraz przed rokiem. Natomiast całkiem niedawno, bo dziewiętnastego listopada, grał ze swoim zespołem w szczycieńskim Muzeum Mazurskim, podczas otwarcia wystawy „Krzyżacy”. Zespół muzyczny, którego jest liderem to „Dixie Warsaw Jazzmen”. Panowie grają stary tradycyjny jazz w wydaniu tak zwanego białego dixielandu, a Krzysztof - szef grupy - gra na banjo.
Oczywistym jest, że na bardzo uroczystym otwarciu wystawy słynnej kolekcji, w Muzeum Poczty i Telekomunikacji we Wrocławiu, grał zespół Krzysztofa. Chyba wyspecjalizowali się w graniu w muzeach.
Andrzej Symonowicz