Brzegi mazurskich jezior to tereny coraz trudniej dostępne. W wielu miejscach opanowali je prywatni właściciele, którzy mimo przepisów wyraźnie mówiących o obowiązku pozostawiania ogólnodostępnej przestrzeni nad samą wodą, całkowicie uniemożliwiają dostęp do niej osobom postronnym. Podobna sytuacja ma miejsce w Gromie, gdzie gmina sprzedała kilkadziesiąt hektarów ziemi nad samym jeziorem, praktycznie odcinając od akwenu posiadaczy sąsiednich działek.
KONIEC SIELANKI
Teresa i Zenon Michniewscy właścicielami działki w Gromie są od 2001 roku. Pochodzą z Warszawy, ale obecnie już na stałe mieszkają na Mazurach. Podkreślają, że osiedlili się tutaj w poszukiwaniu spokoju i z zamiłowania dla mazurskiej przyrody. Ich posiadłość znajduje się przy drodze powiatowej Grom-Elganowo. Od brzegu Jeziora Gromskiego w prostej linii dzieli ją około 200 metrów. Przez kilka pierwszych lat po osiedleniu się w Gromie Michniewscy bez przeszkód korzystali z uroków akwenu. Udało im się nawet wybudować prywatny pomost, na co uzyskali zgodę władz gminnych i powiatowych. Sielanka skończyła się w roku 2004. Wtedy właściciel sąsiedniej działki, przedsiębiorca z Warszawy kupił od gminy Pasym przylegające do jego terenu grunty (w sumie ponad 2 tysiące metrów kwadratowych). W ten sposób powierzchnia jego własności sięgającej do samego brzegu jeziora wzrosła do ponad 30 hektarów. Dla Michniewskich i kilku ich sąsiadów oznaczało to początek kłopotów ze swobodnym korzystaniem z uroków mazurskiej przyrody.
PŁOTY NA ZIEMI I... W WODZIE
Właściciel po zakupie ziemi natychmiast przystąpił do grodzenia terenu. Zrobił to na tyle skrupulatnie, że praktycznie odciął sąsiadów od wygodnego dojścia do jeziora. Dookoła ustawił tabliczki zabraniające wstępu. Zakaz skutecznie egzekwuje.
- Osoby, które kilka razy weszły na jego działkę, skracając sobie drogę do lasu, straszył policją - opowiada sołtys Gromu Andrzej Kwiatkowski. Michniewscy stracili dostęp do wybudowanego przez siebie pomostu. Obecnie do wody mogą dostać się tylko w jeden sposób: pokonując bagna i chaszcze porastające brzeg, a i to być może wkrótce się skończy: jeden ze słupków wyznaczających granice włości ich sąsiada stoi właściwie w wodzie. Jeśli dokończy on dzieło grodzenia działki, również ta droga zostanie odcięta.
- Przepisy mówią, że trzeba pozostawić 1,5 metra wolnej przestrzeni między ogrodzeniem a linią brzegową. Tutaj na pewno takiego pasa nie ma - irytuje się Zenon Michniewski. Na wybudowany przez siebie pomost nawet z daleka nie może popatrzeć. Oprócz państwa Michniewskich i ich sąsiadów taka sytuacja daje się we znaki między innymi pracownikom zakładu rybackiego w Janowie, administrującego akwenem. Kierownik zakładu
Ryszard Lubowiedzki nie kryje oburzenia postępowaniem niektórych właścicieli położonych nad jeziorami działek.
- Niedługo jeziora będzie można oglądać tylko z helikoptera - mówi. Kierownik był jedną z kilkudziesięciu osób, które podpisały się pod petycją Michniewskich do władz wojewódzkich w sprawie zapewnienia swobodnego dostępu do akwenu. Oprócz niego zrobili to jeszcze członkowie zarządu gromskiej OSP, sołtys Kwiatkowski, radna Jolanta Jusis-Szpara i wielu innych mieszkańców Gromu.
SPORNA DROGA
Winą za obecny stan rzeczy Teresa i Zenon Michniewscy obarczają władze gminy Pasym, ze szczególnym wskazaniem na byłą burmistrz Lucynę Kobylińską. Jako praprzyczynę obecnych niedogodności uważają bezprawną ich zdaniem sprzedaż drogi gminnej nr 474, która wcześniej stanowiła dla nich najdogodniejsze zejście do jeziora. Okazuje się jednak, że rozstrzygnięcie, co jest drogą, a co nie w gminie Pasym nie należy do oczywistości. Na pokazanym „Kurkowi” przez Teresę Michniewską planie zagospodarowania miejscowego terenu nad Jeziorem Gromskim istotnie figuruje droga gminna. Tymczasem w akcie notarialnym sprzedaży ziemi o drodze nie ma ani słowa. Plan zagospodarowania z zaznaczoną drogą pochodzi z roku 2002, sprzedaż terenu nastąpiła dwa lata później. Czy
zatem w tym czasie rada miejska podjęła uchwałę zmieniającą plan? Burmistrz Pasymia Bernard Mius twierdzi, że nie. Stosownej uchwały w sprawie przekwalifikowania gruntów nie przypomina sobie również Jolanta Jusis-Szpara, radna z Gromu. Pamięta natomiast, że mimo to w planie zaszły pewne zmiany.
- Pierwotnie uwzględniał on drogi do jeziora. W 2004 roku pani burmistrz zmieniła go jednak, likwidując te dojścia - mówi Jolanta Jusis-Szpara.
ŚWIĘTE PRAWO WŁASNOŚCI
Lucyna Kobylińska twierdzi, że tryb sprzedaży ziemi odbył się zgodnie z obowiązującymi procedurami. Szczegółów przekwalifikowania drogi nie pamięta. Tłumaczy jednak, że sprawę badał nawet wojewoda i nie dopatrzył się w postępowaniu byłej burmistrz żadnych uchybień.
- Ta droga nie była od wielu lat użytkowana, bardziej przypominała rów, prowadziła znikąd donikąd. Uznałam, że w tej sytuacji należy ją sprzedać osobie, której grunty znajdowały się w najbliższym sąsiedztwie - wyjaśnia Lucyna Kobylińska. Dodaje, że protesty Michniewskich są całkowicie bezzasadne.
- Ci państwo tak naprawdę kupili ziemię bez dostępu do jeziora, więc nie powinni czuć się pokrzywdzeni - uważa była burmistrz. Protesty części mieszkańców za nieuzasadnione uważa też pełnomocnik właściciela działki, mecenas Andrzej Jemielita.
- Trzeba szanować prawo własności. Nie można chodzić po czyimś terenie tylko dlatego, że tak jest wygodniej. Właściciel może dysponować swoim dobrem tak, jak zechce - mówi mecenas.
UNIEWAŻNIĆ AKT
Państwo Michniewscy nie ustępują. Sprawę skierowali do sądu. Domagają się unieważnienia aktu notarialnego z 2004 roku, na podstawie którego ich sąsiad wszedł w posiadanie drogi gminnej. Do gminy złożyli natomiast wniosek o zmianę miejscowego planu zagospodarowania w taki sposób, aby uwzględniał dojścia do jeziora w pobliżu ich działki.
- Z decyzją w tej sprawie poczekamy do wyroku sądu - mówi Bernard Mius. Pasymscy radni będą również rozmawiać z właścicielem o ewentualnym umożliwieniu sąsiadom dostępu do jeziora, bo z taką prośbą do rady również wystąpili Michniewscy. Jej przewodniczący Ryszard Żuk do sprawy podchodzi jednak sceptycznie.
- To prywatny teren i jego właścicielowi nic nie możemy narzucić - mówi.
ATRAKCYJNE NIEUŻYTKI
Działki należące do warszawianina porastają dziś chaszcze, a jedyną inwestycją na nich są płoty, którymi właściciel skrupulatnie ogrodził posiadłość.
- To są tereny turystyczne. Nasi sąsiedzi chcieliby tu inwestować, ale brak dostępu do jeziora skutecznie im to uniemożliwia - denerwuje się Teresa Michniewska. O to samo martwi się burmistrz Mius.
- Jeśli ktoś jest właścicielem atrakcyjnego terenu, dla którego sporządzono plan
zagospodarowania, to powinien w niego inwestować i służyć rozwojowi gminy - twierdzi. Dodaje, że obecny stan rzeczy, automatycznie przekłada się na spadek wartości pozostałych jeszcze do sprzedaży działek położonych nad Jeziorem Gromskim. Mecenas Jemielita zapewnia, że jego klient ma wobec terenów w Gromie sprecyzowane plany. Chce tam zbudować zamknięte osiedle domków drewnianych. Na razie jednak z tarasu domu Teresy i Zenona Michniewskich rozciąga się widok na niezagospodarowane pola i rzędy płotów oddzielające ich działkę od połyskujących w oddali wód jeziora.
Wojciech Kułakowski