Język polski, co powszechnie wiadomo, nie jest łatwy, wskutek czego zdarzają się nam kłopoty z poprawnym pisaniem. W związku z tym właśnie nasza Czytelniczka, pani Justyna przesłała do redakcji zdjęcie wykonane przez nią w jednym ze szczycieńskich marketów przy stoisku z pieczywem – fot. 1. Cóż, jest to błąd z gatunku ciężkich, zwany ortograficznym. Nieco lżejszego kalibru są babole związane z odmianą np. rzeczowników. Tuż przy głównym rondzie obok placu Juranda stoją tabliczki informujące objazdach. Jedna z nich wygląda tak – fot. 2.
Widocznie twórcy tych znaków mieli wątpliwości i nie mogli zdecydować czy napisać objazd do Rozóg, czy Rozogów, no i napisali tak, jak napisali. Wskutek tego wyszło na to, że tabliczka wskazuje objazd do rzeczki, bo ta ma nazwę Rozoga, a więc objazd do Rozogi. No tak, mądrzyć się jest łatwo, ale język polski nastręczyć może niekiedy naprawdę prawdziwych kłopotów. Mało komu zapewne udałoby się bez błędu napisać pod dyktando (spróbujmy przetestować to na znajomych) choćby taki króciutki tekst, stanowiący fragment ogólnopolskiego dyktanda z 2007 r.: pół dżdżem, pół suszą będąc, w półśnie pogrążony, właśniem miał w okamgnieniu w mróz się przepoczwarzyć, kiedy mój współlokator, z tych niewydarzonych, chrząknął niby przypadkiem tuż-tuż przy mej twarzy.
CHWASTY A NOWE CHODNIKI
Na niedawnej sesji Rady Gminy w Wielbarku wójt Grzegorz Zapadka zwrócił uwagę na to, że w wielu wioskach leżących na terenie gminy pobudowano nowe chodniki, ale mieszkańcy nie szanują tego wspólnego mienia i dopuszczają, aby zarastały one chwastami oraz trawą. Będąc na ziemi wielbarskiej z okazji festiwalu grzybów, postanowiliśmy wpaść do Jesionowca, gdzie nowy trotuar powstał całkiem niedawno. Nasze oględziny wykazały, że akurat w tej miejscowości chodnik jest zadbany, a co więcej, odcinkami mógłby posłużyć jako przykład także dla mieszkańców nie tylko wielbarskich wsi, ale i Szczytna - fot. 3. Na zdjęciu, nawet w dalekiej perspektywie, nie widać, aby nowy trotuar był porośnięty trawą czy jakimikolwiek chwastami. Jest czysty i zamieciony. Dodajmy, że odcinek widoczny na pierwszym planie fot. 3 biegnie wzdłuż posesji państwa Agnieszki i Jarosława Szumowskich. Jak przyznała nam gospodyni, tak o chodnik dba jej mama Stanisława Dudziec. W innych miejscach na styku chodnika z jezdnią można wypatrzeć nieco chwastów, ale jak mówią mieszkańcy, ich usunięcie utrudniają stare krawężniki biegnące tuż pod nowymi. Gdy będzie nowa nawierzchnia, zostaną one przykryte i problem przestanie istnieć. I jeszcze jedno. Na zdjęciu (fot. 3), widzimy dziewczynkę siedzącą na całkiem zgrabnej drewnianej ławeczce. Otóż takich siedzisk jest w Jesionowcu więcej, a zrobione one zostały społecznie. Pani sołtys Mariola Jabłońska dała drewno, zaś sama konstrukcja to dzieło Mateusza Szczepańskiego i Cezarego Kucińskiego - rzecz, dodajmy, godna pochwały. Jak mówi sołtys, porządki we wsi, i to nie tylko na nowych chodnikach, ale także przed posesjami, które nie posiadają takowych, prowadzone są systematycznie co dwa, góra trzy tygodnie. Ponadto oprócz ławek, pojawią się też we wsi donice z kwiatami. Fundusze są, bo wykorzysta się nagrodę pieniężną, jaką mieszkańcy Jesionowca zdobyli za dożynkowy wieniec.
Jak mówi nam pani sołtys, wszystkim zależy na wyglądzie wsi i tylko jedno nie daje jej spokoju - wioskowy most w nie najlepszym stanie z rozwalającymi się barierkami - fot. 4.
- Jak to wygląda, taki most to po po prostu obciach dla wsi i wstyd przed turystami - martwi się Mariola Jabłońska.
PRZESTAWIONY HYDRANT
W poprzednim numerze „KM” pisaliśmy o hydrancie zawalidrodze, stojącym na chodniku przy ul. Poznańskiej. Wskutek poszerzenia chodnika znalazł się on na środku trotuaru, wywołując niemałe zdziwienie wśród mieszkańców okolicy.
I co? Otóż niedługo po ukazaniu się artykułu, niemałym nakładem sił zerwano nowo położone płytki, wykopano dość głęboki dół, no i przesunięto hydrant na skraj chodnika, przy okazji zamieniając stary, pordzewiały i wysłużony model na całkiem nowy - fot. 5. A to nie można było całej tej roboty wykonać przed ułożeniem płytek?
ZWIERZĘCE OSOBLIWOŚCI
Minigołąbki
Podczas niedawnego festiwalu grzybów w Wielbarku („KM” nr 39/786) przygotowano wiele atrakcji dla jego uczestników, a wśród nich m. in. wystawę gołębi. Ptaki te dobrze są znane ogółowi, ale czy na pewno... Popatrzmy bowiem na zdjęcie poniżej - fot. 6, na którym widać Krzysztofa Banula ze Stachów trzymającego w ręku jakąś małą ptaszynę. Co to takiego? Otóż jest to... gołąb diamentowy.
- Nazwa wzięła się stąd, że na skrzydełkach tych ptaków występują charakterystyczne białe plamki, które w promieniach słońca skrzą się niczym diamenciki - tłumaczy hodowca. Dodaje, że te miniaturowe gołąbki, bez trudu mieszczące się w ludzkiej dłoni, pochodzą aż z Australii. Pan Krzysztof jest zapalonym hodowcą normalnych gołębi pocztowych, z którymi jak to sam
określił, ma do czynienia od zawsze, natomiast zamorskimi miniaturkami zajmuje się dopiero od około roku.
Zając amerykański
Przedstawiony wyżej ciekawy gołąbek australijski nie był jedyną atrakcją grzybowego święta w Wielbarku, jeśli chodzi o faunę. Na stoisku miejscowego Koła Łowieckiego „Echo” można było podziwiać rozmaite trofea myśliwskie. Między innymi poroża jeleni, łosi i innych rogaczy, a nawet futro zdjęte z dorodnego wilka - fot. 7.
Na zdjęciu w czerwonym otoku widać jakiegoś dziwnego, małego, ale za to z dużymi uszami rogacza. Ponieważ trudno zidentyfikować coś tak niedużego, przedstawmy Czytelnikom owo trofeum z bliska - fot. 8.
Gdyby ktoś miał jeszcze trudności z rozszyfrowaniem zagadki, to podajemy, że jest to zwykły szarak z doprawionymi rogami daniela. Całość stanowi taki żart myśliwski - trofeum to łowcy ochrzcili mianem zająca amerykańskiego.